Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłonie i zaczęłam cicho szlochać. Więcej nie musiałam czytać. To mi w zupełności wystarczyło. Nie musiałam wiedzieć nic więcej. Teraz przynajmniej wiem, co znaczyły słowa mojej matki jakiś rok temu.
Kiedy jeszcze mieszkałam z matką, pewnego wieczoru poszłam z Dickiem na nielegalne wyścigi. Na początku było normalnie, aż w końcu ktoś nakablował glinom. Normalnie to bym zwiała, ale kurde kto ucieknie na piętnasto-centymetrowych szpilkach. No więc złapali mnie i kilka innych osób. Później zawieźli mnie do mojej matki i wszystko jej opowiedzieli o tych wyścigach. Matka zaczęła na mnie krzyczeć, mówić, że jest ze mną coraz więcej problemów i powiedziała, że nie jestem jej córką. Wtedy myślałam, że mówi tak w nerwach, ale teraz...Teraz wiem, co znaczyły te słowa.
Nagle do pomieszczenia ktoś wszedł. Domyśliłam się, że był to Daniel. Uklęknął naprzeciw mnie i podniósł mój podbródek. Chciał się odezwać, ale mu przerwałam.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - krzyknęłam cała we łzach. - Dlaczego, kurwa, nie powiedziałeś mi, że jestem adoptowana?!
- Dowiedziałem się o tym cztery lata temu. Chciałem ci powiedzieć, ale matka powiedziała, że przyjdzie czas, kiedy ci to powiemy i zabroniła mi ci mówić - odrzekł spokojnie. - Między innymi to był powód naszej kłótni.
- To co w takim razie stało się z moimi rodzicami? - zapytałam.
- Twoja matka urodziła cię w wieku piętnastu lat. Musiała cię oddać. Nie miała wyjścia. Ani ona, ani jej chłopak nie byli z zamożnych rodzin. - powiedział. - Odwiedzali cię, póki twoja matka nie zginęła w wypadku. To było mniej więcej pięć lat po twoim urodzeniu. Wtedy twój ojciec wyjechał gdzieś i nie wiadomo teraz gdzie jest.
- Nie mogę w to uwierzyć. Myślałam - przerwałam. - Myślałam, że jesteście moją prawdziwą rodziną - schowałam twarz w dłonie. - Czy jest jeszcze coś, czego nie wiem? Bo za niedługo dowiem się, że pochodzę z związku kazirodczego, w którym moim ojcem jest hipopotam, a matką kosmitka, a ja sama jestem chłopakiem, ale rodzice zmienili mi płeć, ponieważ chcieli mieć syna - burknęłam.
- Oj już nie przesadzaj - oznajmił i uśmiechnął się lekko. - Nie, wiesz już wszystko. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, więc idź już spać. Trzeba iść spać, żeby rano wstać.
- Ok - mruknęłam. - Tylko się napiję, bo mnie suszy.
- Ale od alkoholu masz mi się trzymać z dala - pogroził mi palcem.
- Nie martw się. napiję się soku - odrzekłam i ruszyłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki sok i napiłam się go. Ble, znowu jarzębinka. Kto takie gówna kupuje? Bo na pewno nie ja. - Dan, nie kupuj więcej soków jarzębinowych! - krzyknęłam.
- Dlaczego?
- Bo okropny jest - jęknęłam. - Przez ciebie i ten sok jeszcze bardziej mnie suszy.
- Lor, wiem o czym myślisz. Nawet nie próbuj ruszać mojego piwa - warknął. - Mleka się napij.
- A wypchaj się tym mlekiem - burknęłam. - Mam z nim zbyt duże skojarzenia.
- Taka młoda, a już tak zboczona - westchnął Daniel i pokręcił głową z dezaprobatą.
- No sorki, ale po kimś to mam, tak? Skoro moja prawdziwa matka zaszła w ciąże w wieku piętnastu lat, to...
- Skończ temat i idź spać. - powiedział. - Do łóżka, już! - rozkazał ciemnowłosy i pokazał palcem na schody. Westchnęłam i ruszyłam w stronę swojego pokoju. - Dobranoc.
- Branoc - powiedziałam i wróciłam do pokoju. Wzięłam prysznic, ubrałam się w piżamę i położyłam się spać. Właściwie to w ogóle nie spałam. Cały czas myślałam o tym, czego dowiedziałam się praktycznie przed chwilką. W życiu bym nie pomyślała, że jestem adoptowana. Dużo osób mówiło, że jestem bardzo podobna do taty. Właściwie, to nawet była prawda. W życiu nawet nie myślałam o tym, że ci ludzie, którzy mnie wychowali, nie są moimi biologicznymi rodzicami. Z taką myślą zasnęłam.
***
Obudził mnie okropnie głośny huk. Szybko uniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzyłam się w okno. Grube krople deszczu uderzały o szybę, a jasne błyskawice przecinały niebo. O nie! Tylko nie burza! Nie ma mowy, żebym szła do szkoły. Spojrzałam na zegar. Wskazywał on godzinę siódmą sześć. Dzisiaj mam na ósmą pięćdziesiąt. Boże, ile ja jeszcze mam czasu. Co ja będę robić godzinę? Bo na pewno już nie zasnę. Nie ma mowy. Dobra, wstanę. Przynajmniej będę miała czas, żeby przemyśleć to wszystko, czego się wczoraj dowiedziałam, bo to jednak był dla mnie ogromny szok. Tylko nie rozumiem, dlaczego jak Daniel chciał mi powiedzieć, to matka się nie zgodziła. Miałam trzynaście lat, zniosłabym to. Nie szukałabym swojego ojca i nawet teraz nie mam zamiaru. Zwiał jak umarła mama. Rozumiem, że się załamał, ale miał córkę, prawda? Mógł przynajmniej o mnie pomyśleć. Bo w końcu chyba wiedział, że kiedyś będę chciała poznać mojego biologicznego ojca.
Leżałam tak i rozmyślałam o wszystkim chyba z pół godziny. Kiedy wreszcie wybiła godzina siódma czterdzieści sześć, postanowiłam, że wreszcie się ogarnę i ubiorę. Podeszłam więc do szafy i wyjęłam z niej ciemno-szarą spódnicę sięgającą połowy ud, białą koszulkę w szare paski, czarną ramoneskę i koturny tego samego koloru. Z tym wszystkim poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i uczesałam. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a grzywkę ułożyłam i stanęłam przed lustrem. Zrobiłam jeszcze makijaż i przyglądnęłam się swojemu odbiciu. No, nie wyglądałam tak źle. Wręcz przeciwnie. Efekt mnie w pełni zadowalał.
Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju, aby jeszcze spakować książki. Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół na śniadanie. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść tosty, które leżały na talerzu.
- Co ty się tak wystroiłaś? - zapytał Dan.
- Jakoś tak mnie naszło - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Gdy zjadłam już śniadanie, usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać pierwszy lepszy film. Tym razem nie było ekstremalnego rankingu zwierząt. Chociaż może to i dobrze?
Siedziałam i oglądałam filmy jakieś dziesięć minut, aż postanowiłam wyjść do szkoły. Ubrałam więc kurtkę, czapkę i wyszłam z domu.
Szłam jakieś dwadzieścia minut. Weszłam do szkoły i schowałam rzeczy do szafki. Na końcu korytarza zobaczyłam Justina. Szybko podbiegłam do niego z wielkim uśmiechem.
- Hej - powiedziałam i chciałam go pocałować, ale mnie odepchnął.
- Co to jest?! - krzyknął i podał mi jakaś kartkę. Spojrzałam na wkurzonego Justa, a potem na kartkę. Widać było na niej mnie, jak całuję się z jakimś gościem.
- Ale...To jakiś fotomontarz. Ja nawet nie znam tego faceta - jęknęłam.
- Czyli, że całujesz się z nieznajomymi facetami? - zapytał poirytowany.
- Ale...
- Nie próbuj się tłumaczyć. Te zdjęcia mówią same za siebie...Z nami koniec - warknął i odszedł. Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy. Nie rozumiałam o co chodzi. To nie ja byłam na tym zdjęciu. Zauważyłam, że przy drzwiach stoi Amber i uśmiecha się szyderczo. Wytarłam łzę, która słynęła mi po policzku i pobiegłam w jej stronę.
- Ty dziwko! - krzyknęłam i dałam jej z pięści w twarz, aż blondynka upadła. Kiedy chciałam ją kopnąć, ktoś mnie od niej odciągnął. Kątem oka zobaczyłam, że był to Kastiel. - Zostaw mnie! Ta szmata musi dostać to, na co zasłużyła!
- Loree, spokojnie. Nie warto... - odrzekł spokojnie.
- Warto! Poszła do jakiegoś fotoshopu, a teraz chce mi życie zniszczyć!
- Najpierw się obściskujesz na ulicy z jakimś facetem, a teraz mnie za to obwiniasz? Ja ci kazałam się puszczać na prawo i lewo? - zapytała Amber i podniosła się z ziemi.
- Puszczanie się, to akurat twoja specjalność - warknęłam. - Nie rozumiem, dlaczego tobie tak bardzi zależy na zniszczeniu mi życia! Zrobiłam ci coś? Zabiłam ci matkę? Odebrałam chłopaka? - pytałam cała we łzach i wyrwałam się z uścisku czerwonowłosego. Patrzyłam jeszcze chwilę na nią i pobiegłam do toalety. Zamknęłam się w jeden z kabin, usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłonie. Dosłownie wszystko mi się wali. Miałam kochane ojca i siostrę, a tu nagle jakaś dziwka ich zabija, a ja dowiaduję się, że jestem adoptowana. Potem pewna szmata, zwana również Amber, niszczy mój związek ze wspaniałym chłopakiem. No nic, tylko się cieszyć.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi kabiny i usłyszałam wołanie. Poznałam ten głos. Był to głos Rozalii.
- Lor, wiem, że tam jesteś. Proszę, otwórz - prosiła. Wstałam powoli i otworzyłam drzwi. Stała w nich białowłosa. Gdy mnie zobaczyła, całą zapłakaną, przytuliła mnie do siebie.
- Przysięgam, że na-nawet nie znam tego fa-faceta - szlochałam.
- Wierzę ci. Ty nie jesteś taka. Tylko, że to nie wyglądało na fotomontarz - oznajmiła i mnie puściła. Usiadłam na desce klozetowej i schowałam twarz w dłonie.
- Przecież wiem...Będę musiała udowodnić Justinowi, że ja go kocham i w życiu nie zrobiłabym czegoś takiego - mruknęłam.
- Jeśli to coś da, to mogę ci pomóc - powiedziała białowłosa i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dzięki - mruknęłam. - W życiu nie mogłam polegać na kimś tak, jak na tobie - oznajmiłam, gdy nagle zadzwonił dzwonek.
- Chodź, idziemy na lekcje - rozkazała Roza.
- Nie chce - burknęłam. - Chyba, że chcesz, aby klasa stałą się miejscem zbrodni, a mianowicie zabójstwa Amber i gwałtu Justina - warknęłam. Rozalia zaczęła się śmiać.
- Ty jak coś powiesz - kiwnęła głową z dezaprobatą. - Gwałt na Juscie? Serio?
- No dobra, przesadziłam - mruknęłam. - Ale jakbym zaszła w ciąże, to by alimenty płacił.
- Ech...Chodź. Najwyżej Amber zabijesz. Trudno. Nikt nie będzie za nią płakał - wzruszyła ramionami. - Nie martw się. Będę ci paczki do więzienia nosić i pilnować, żeby żadna laska się koło Justina nie kręciła.
- Ty chcesz, żebym do paki poszła? - jęknęłam.- Zaraz się obrażę.
- Oj już przestań - odrzekła Rozalia i pociągnęła mnie za rękę. Weszłyśmy do klasy i przeprosiłyśmy za spóźnienie. Usiadłyśmy w ostatniej ławce od okna.
Całą lekcję wpatrywałam się w Justina, a on nawet na mnie nie spojrzał. Cały czas gadał z jakąś dziewczyną, z którą siedział i razem się śmiali. To bolało...To na prawdę bolało. Ja go kochałam, a on? Z jakąś inną babką się zabawiał, a na mnie żadnej uwagi nie zwrócił. Czułam, jakby miliony igieł przebijało mi serce. Po prostu miałam ochotę wybiec z klasy, wejść na dach i płakać bez końca. Nie miałam siły. Miałam za dużo problemów. Normalnie miałabym wsparcie osoby, którą kocham ponad życie, czyli Justina, ale Amber musiała zniszczyć wszystko. Dosłownie. On już więcej się do mnie nie odezwie. Rozalia mówiła, że mi pomorze w uzyskaniu dowodu, że to nie ja jestem na tym zdjęciu, ale czy taki w ogóle istnieje?
- Lor, co się dzieje? - zapytała cicho Rozalia.
- Wszystko w moim życiu się sypie. Ja po prostu nie mam siły. Nie dam rady... - jęknęłam, a po policzku spłynęła mi łza.
- Nie możesz tak mówić, rozumiesz? Nie możesz - warknęła i szarpnęła mnie za ramię. - Weź się w garść. Przecież nie możesz kończyć ze sobą z powodu jakiejś pierdolonej blondynki. Musisz pokazać, że jesteś silna.
- Ale ja nie mogę...
- Nie mogę, to ja patrzeć, jak ty siedzisz ze spuszczoną głową i patrzysz się na Justa. Musisz udowodnić, że to jakiś fotomontarz. Przecież nie możesz teraz odpuścić.
- Sama nie wiem...
- Ale ja wiem. Po pierwsze, to trzeba zemścić się na tej suce, a po drugie znaleźć dowód twojej niewinności - oznajmiła. - I szczerze mówiąc, to chociaż Amber nie mi odebrała, to mam taką ochotę jej przywalić z pełnego obrotu, że normalnie mnie od środka rozsadza.
- Eh...Za dużo Chucka Norrisa się naoglądałaś... - mruknęłam.
- Oj dobra, dobra...
Właśnie szłam na boisko w celu zaczęcia treningu. Szczerze mówiąc, to nie spieszyłam się zbytnio. Tak, czy tak, i tak zobaczę Justa, przez co załamię się jeszcze bardziej. Eh...I jak tu w depresję nie wpaść? No jak?
Przekroczyłam bramę boiska. Niepewnym krokiem weszłam do szatni. Nie było w niej nikogo, ale oczywiście prócz Justina, bo kogo innego mógł los wybrać? W każdym razie starałam się na niego nie patrzeć i oczywiście nie miałam zamiaru mu nic tłumaczyć. I tak by przecież nie uwierzył, bo on wierzy tym jebanym zdjęciom. Nie zwracając uwagi na szatyna, weszłam do toalety i przebrałam się. Później wyszłam, włożyłam swoje ciuchy do szafki i poszłam na boisko.
Minął już tydzień, odkąd Justin dostał te zdjęcia. Mecz, który odbył się w czwartek oczywiście wygraliśmy. Nie mogło być inaczej. I nikt nie zorientował się, że jestem dziewczyną. Nawet chłopcy z drużyny myśleli, że jestem chłopakiem, póki nie powiedziałam Patrickowi, że jak go kopnę, to na pewno mnie pozna. Wtedy od razu wiedzieli, kim jestem. Tylko ja tak wygrażałam się na Patricku.
No i Just...Do tej pory mi nie wierzy. Na każdym treningu któryś z chłopaków popychał mnie tak, abym wpadła na Justa, bo myśleli, że to coś pomorze, ale to było niemożliwe. On był tak przekonany, że to zdjęcie to była prawda, że nic go nie ruszało. Po prostu go nie poznawałam...
Właśnie wracałam z wtorkowego treningu do domu. Ręce miałam schowane w kieszeniach, a głowę spuszczoną w dół. Nagle usłyszałam czyjś głos. Niby nic nadzwyczajnego. Wszyscy ludzie rozmawiają. Ale coś kazało mi spojrzeć w tamtym kierunku. Uniosłam leniwie głowę i spojrzałam w tamtą stronę. Zamarłam...To było wręcz niemożliwe. Czułam się jak w jakimś filmie sensacyjnym. Nie mogłam uwierzyć w to, kogo zobaczyłam...
-------------------------------------------------
Ale o tym, kogo zobaczyła Lor w następnej części. Oczywiście ten, kto zgadnie, dostanie nagrodę. Od razu mówię, że jest to osoba płci żeńskiej. Nie wiem czy zgadniecie, bo to jest trudne, ale skoro kilka osób zgadło o tej adopcji, to o tej osóbce też może zgadnąć xD
A teraz stylówka w tym dniu, w którym Amber dała to zdjęcie Justowi :
I też sorki, że next dopiero teraz, ale problemy z netem miałam.
A co do next, to jutro robimy po lekcjach z koleżankami projekt na historię, więc około niedzieli, a najpóźniej środy, bo w poniedziałek muszę dokończyć zadanko z histy, a we wtorek mamy dyskotekę 3,5 godziny, więc zgaduję, że będę padnięta xD
No i standardowe pytanie : Podobało się?
A co do bloga "After waking", to raczej nie będę go kontynuowała. Jakoś pomysłów nie mam. Stworzę nowego, jak skończę ten. Znaczy tak na 99%...
Leżałam tak i rozmyślałam o wszystkim chyba z pół godziny. Kiedy wreszcie wybiła godzina siódma czterdzieści sześć, postanowiłam, że wreszcie się ogarnę i ubiorę. Podeszłam więc do szafy i wyjęłam z niej ciemno-szarą spódnicę sięgającą połowy ud, białą koszulkę w szare paski, czarną ramoneskę i koturny tego samego koloru. Z tym wszystkim poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i uczesałam. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a grzywkę ułożyłam i stanęłam przed lustrem. Zrobiłam jeszcze makijaż i przyglądnęłam się swojemu odbiciu. No, nie wyglądałam tak źle. Wręcz przeciwnie. Efekt mnie w pełni zadowalał.
Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju, aby jeszcze spakować książki. Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół na śniadanie. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść tosty, które leżały na talerzu.
- Co ty się tak wystroiłaś? - zapytał Dan.
- Jakoś tak mnie naszło - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Gdy zjadłam już śniadanie, usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać pierwszy lepszy film. Tym razem nie było ekstremalnego rankingu zwierząt. Chociaż może to i dobrze?
Siedziałam i oglądałam filmy jakieś dziesięć minut, aż postanowiłam wyjść do szkoły. Ubrałam więc kurtkę, czapkę i wyszłam z domu.
Szłam jakieś dwadzieścia minut. Weszłam do szkoły i schowałam rzeczy do szafki. Na końcu korytarza zobaczyłam Justina. Szybko podbiegłam do niego z wielkim uśmiechem.
- Hej - powiedziałam i chciałam go pocałować, ale mnie odepchnął.
- Co to jest?! - krzyknął i podał mi jakaś kartkę. Spojrzałam na wkurzonego Justa, a potem na kartkę. Widać było na niej mnie, jak całuję się z jakimś gościem.
- Ale...To jakiś fotomontarz. Ja nawet nie znam tego faceta - jęknęłam.
- Czyli, że całujesz się z nieznajomymi facetami? - zapytał poirytowany.
- Ale...
- Nie próbuj się tłumaczyć. Te zdjęcia mówią same za siebie...Z nami koniec - warknął i odszedł. Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy. Nie rozumiałam o co chodzi. To nie ja byłam na tym zdjęciu. Zauważyłam, że przy drzwiach stoi Amber i uśmiecha się szyderczo. Wytarłam łzę, która słynęła mi po policzku i pobiegłam w jej stronę.
- Ty dziwko! - krzyknęłam i dałam jej z pięści w twarz, aż blondynka upadła. Kiedy chciałam ją kopnąć, ktoś mnie od niej odciągnął. Kątem oka zobaczyłam, że był to Kastiel. - Zostaw mnie! Ta szmata musi dostać to, na co zasłużyła!
- Loree, spokojnie. Nie warto... - odrzekł spokojnie.
- Warto! Poszła do jakiegoś fotoshopu, a teraz chce mi życie zniszczyć!
- Najpierw się obściskujesz na ulicy z jakimś facetem, a teraz mnie za to obwiniasz? Ja ci kazałam się puszczać na prawo i lewo? - zapytała Amber i podniosła się z ziemi.
- Puszczanie się, to akurat twoja specjalność - warknęłam. - Nie rozumiem, dlaczego tobie tak bardzi zależy na zniszczeniu mi życia! Zrobiłam ci coś? Zabiłam ci matkę? Odebrałam chłopaka? - pytałam cała we łzach i wyrwałam się z uścisku czerwonowłosego. Patrzyłam jeszcze chwilę na nią i pobiegłam do toalety. Zamknęłam się w jeden z kabin, usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłonie. Dosłownie wszystko mi się wali. Miałam kochane ojca i siostrę, a tu nagle jakaś dziwka ich zabija, a ja dowiaduję się, że jestem adoptowana. Potem pewna szmata, zwana również Amber, niszczy mój związek ze wspaniałym chłopakiem. No nic, tylko się cieszyć.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi kabiny i usłyszałam wołanie. Poznałam ten głos. Był to głos Rozalii.
- Lor, wiem, że tam jesteś. Proszę, otwórz - prosiła. Wstałam powoli i otworzyłam drzwi. Stała w nich białowłosa. Gdy mnie zobaczyła, całą zapłakaną, przytuliła mnie do siebie.
- Przysięgam, że na-nawet nie znam tego fa-faceta - szlochałam.
- Wierzę ci. Ty nie jesteś taka. Tylko, że to nie wyglądało na fotomontarz - oznajmiła i mnie puściła. Usiadłam na desce klozetowej i schowałam twarz w dłonie.
- Przecież wiem...Będę musiała udowodnić Justinowi, że ja go kocham i w życiu nie zrobiłabym czegoś takiego - mruknęłam.
- Jeśli to coś da, to mogę ci pomóc - powiedziała białowłosa i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dzięki - mruknęłam. - W życiu nie mogłam polegać na kimś tak, jak na tobie - oznajmiłam, gdy nagle zadzwonił dzwonek.
- Chodź, idziemy na lekcje - rozkazała Roza.
- Nie chce - burknęłam. - Chyba, że chcesz, aby klasa stałą się miejscem zbrodni, a mianowicie zabójstwa Amber i gwałtu Justina - warknęłam. Rozalia zaczęła się śmiać.
- Ty jak coś powiesz - kiwnęła głową z dezaprobatą. - Gwałt na Juscie? Serio?
- No dobra, przesadziłam - mruknęłam. - Ale jakbym zaszła w ciąże, to by alimenty płacił.
- Ech...Chodź. Najwyżej Amber zabijesz. Trudno. Nikt nie będzie za nią płakał - wzruszyła ramionami. - Nie martw się. Będę ci paczki do więzienia nosić i pilnować, żeby żadna laska się koło Justina nie kręciła.
- Ty chcesz, żebym do paki poszła? - jęknęłam.- Zaraz się obrażę.
- Oj już przestań - odrzekła Rozalia i pociągnęła mnie za rękę. Weszłyśmy do klasy i przeprosiłyśmy za spóźnienie. Usiadłyśmy w ostatniej ławce od okna.
Całą lekcję wpatrywałam się w Justina, a on nawet na mnie nie spojrzał. Cały czas gadał z jakąś dziewczyną, z którą siedział i razem się śmiali. To bolało...To na prawdę bolało. Ja go kochałam, a on? Z jakąś inną babką się zabawiał, a na mnie żadnej uwagi nie zwrócił. Czułam, jakby miliony igieł przebijało mi serce. Po prostu miałam ochotę wybiec z klasy, wejść na dach i płakać bez końca. Nie miałam siły. Miałam za dużo problemów. Normalnie miałabym wsparcie osoby, którą kocham ponad życie, czyli Justina, ale Amber musiała zniszczyć wszystko. Dosłownie. On już więcej się do mnie nie odezwie. Rozalia mówiła, że mi pomorze w uzyskaniu dowodu, że to nie ja jestem na tym zdjęciu, ale czy taki w ogóle istnieje?
- Lor, co się dzieje? - zapytała cicho Rozalia.
- Wszystko w moim życiu się sypie. Ja po prostu nie mam siły. Nie dam rady... - jęknęłam, a po policzku spłynęła mi łza.
- Nie możesz tak mówić, rozumiesz? Nie możesz - warknęła i szarpnęła mnie za ramię. - Weź się w garść. Przecież nie możesz kończyć ze sobą z powodu jakiejś pierdolonej blondynki. Musisz pokazać, że jesteś silna.
- Ale ja nie mogę...
- Nie mogę, to ja patrzeć, jak ty siedzisz ze spuszczoną głową i patrzysz się na Justa. Musisz udowodnić, że to jakiś fotomontarz. Przecież nie możesz teraz odpuścić.
- Sama nie wiem...
- Ale ja wiem. Po pierwsze, to trzeba zemścić się na tej suce, a po drugie znaleźć dowód twojej niewinności - oznajmiła. - I szczerze mówiąc, to chociaż Amber nie mi odebrała, to mam taką ochotę jej przywalić z pełnego obrotu, że normalnie mnie od środka rozsadza.
- Eh...Za dużo Chucka Norrisa się naoglądałaś... - mruknęłam.
- Oj dobra, dobra...
***
Przekroczyłam bramę boiska. Niepewnym krokiem weszłam do szatni. Nie było w niej nikogo, ale oczywiście prócz Justina, bo kogo innego mógł los wybrać? W każdym razie starałam się na niego nie patrzeć i oczywiście nie miałam zamiaru mu nic tłumaczyć. I tak by przecież nie uwierzył, bo on wierzy tym jebanym zdjęciom. Nie zwracając uwagi na szatyna, weszłam do toalety i przebrałam się. Później wyszłam, włożyłam swoje ciuchy do szafki i poszłam na boisko.
***
No i Just...Do tej pory mi nie wierzy. Na każdym treningu któryś z chłopaków popychał mnie tak, abym wpadła na Justa, bo myśleli, że to coś pomorze, ale to było niemożliwe. On był tak przekonany, że to zdjęcie to była prawda, że nic go nie ruszało. Po prostu go nie poznawałam...
Właśnie wracałam z wtorkowego treningu do domu. Ręce miałam schowane w kieszeniach, a głowę spuszczoną w dół. Nagle usłyszałam czyjś głos. Niby nic nadzwyczajnego. Wszyscy ludzie rozmawiają. Ale coś kazało mi spojrzeć w tamtym kierunku. Uniosłam leniwie głowę i spojrzałam w tamtą stronę. Zamarłam...To było wręcz niemożliwe. Czułam się jak w jakimś filmie sensacyjnym. Nie mogłam uwierzyć w to, kogo zobaczyłam...
-------------------------------------------------
Ale o tym, kogo zobaczyła Lor w następnej części. Oczywiście ten, kto zgadnie, dostanie nagrodę. Od razu mówię, że jest to osoba płci żeńskiej. Nie wiem czy zgadniecie, bo to jest trudne, ale skoro kilka osób zgadło o tej adopcji, to o tej osóbce też może zgadnąć xD
A teraz stylówka w tym dniu, w którym Amber dała to zdjęcie Justowi :
I też sorki, że next dopiero teraz, ale problemy z netem miałam.
A co do next, to jutro robimy po lekcjach z koleżankami projekt na historię, więc około niedzieli, a najpóźniej środy, bo w poniedziałek muszę dokończyć zadanko z histy, a we wtorek mamy dyskotekę 3,5 godziny, więc zgaduję, że będę padnięta xD
No i standardowe pytanie : Podobało się?
A co do bloga "After waking", to raczej nie będę go kontynuowała. Jakoś pomysłów nie mam. Stworzę nowego, jak skończę ten. Znaczy tak na 99%...
Taka bardzo żal mi Loree... I Justin.... Ty gnojku śmierdzący, jak zaraz pójdę do swojej wróżki chrzestnej(?), która mnie przeniesie do opowiadania, to dak ci dokopię, że od razu zrozumiesz, że to ta pierdolona szmata Amber wszystko uknuła! Boże, jak ja jej nienawidzę!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż Rozalia wierzy Lor i mam nadzieję, że razem coś wymyślą i Just nareszcie się ogarnie . Przyjdzie do swojej, byłej już teraz, dziewczyny i na kolanach będzie ją przepraszał. Ależ się rozmarzyłam... :D
Co do tego, kogo zobaczyła, to... to Bella (moja pierwsza myśl, choć raczej mało prawdopodobne).Nie, w sumie to nie wiem :c
Ja tam wolę nexta w niedzielę, więc wiesz xD
Cudowny<3.
OdpowiedzUsuńZamarłam...To było wręcz niemożliwe. Czułam się jak w jakimś filmie sensacyjnym. Nie mogłam uwierzyć w to, kogo zobaczyłam...+ Twoja podpowiedź= Bella, a skąd ten wniosek, ponieważ Bella i Dick są jedynymi osobami, których Loree się obowia i których z całego serca nienawidzi.....
To dla Loree musiał być szok jak dowiedziała się, że była adoptowana, ale czasami bywa tak, że prawdziwą rodziną jest w tym przypadku właśnie ludzie z którymi nie łączą ją więzy krwi. A wracając do mamy głównej bohaterki to uważam, że bardzo kochała swoją córkę co prawda oddała ją do adopcji, ale odwiedzała ją i interesowała się losem swojego dziecka co znaczy, że zależało jej na swoim dziecku a to jest według mnie właśnie dowód miłości :). A pro po w którymś z rozdziałów do Loree zadzwoniła jej mama pytając się córki czy w jej pobliżu nie m gdzieś taty i jak wiemy bardzo dziwnie się zachowywała i pewnie właśnie tę informację chciała usłyszeć od ojca Loree i jej siostry czy powiedział jej prawdę o jej pochodzeniu.
Ta Amber dlaczego ona musi być taką ........, która wszystko musi zniszczyć, ale mam nadzieję, że Justin przejrzy na oczy i zrozumie, że to jego ukochana miała rację i, że to zwykły fotomontaż tym bardziej, że bohaterka powieści będzie potrzebowała jego pomocy i wsparcia, bo jak wiemy niedoszła macocha panny Ryen jest nieobliczalna a co za tym idzie bezpieczeństwo naszej bohaterki grozi poważnie zagrożone
Sitzu M.
Myślem, że to matka Loree.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta.
Pozdro.
~Alice~
Rozdział jak zawsze Bisty
OdpowiedzUsuńCzekam na next
A kogo zobaczyła to wydaje mi się że Just z Amber
~Lena Kogut~
Rozdział świetny jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńObstawiam że zobaczyła Kennetha ...
zajebisty rozdział!
OdpowiedzUsuńamber -,- suczka! ściera, szmata! kurwa! zajebie ją!
no! bulwers!
napisałabym dłuższy koment, ale nie chcę mi się
złapałam lenia (tak między nami nawet nowego rozdziału nie chce mi się pisać)
życzę weny :**
Nikt nie zgadł, kogo zobaczyła. Zobaczycie w rozdziale. Mam nadzieję, że was zaskoczę xD
OdpowiedzUsuńTak ją kochał i tak łatwo ją zostawił, ta faceci. :(
OdpowiedzUsuńW sumie to tak myślałam, że jest adoptowana i szkoda mi jej bardzo, ojciec siostra, adopcja, Justin, Amber... :(
Rozdział ogólnie to świetny. ;-)
Nie mam pojęcia kogo zobaczyła. xD :(
Eghhh... Bez komentarza co do pytania, ale rozdział był niewiarygodny!!
OdpowiedzUsuńMoże Li albo Charlotte, które chcą coś jej powiedieć?
OdpowiedzUsuń~Alice~
Według mnie zobaczyła Dicka ... Czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńIrys z Justem?
OdpowiedzUsuńDucha Lie?
Belle?
Melanie?Kim?Z Justem.
Amber z Justem?
NIE WIEM! Magiczny prysznic, pod którym wpadam na niezłe pomysły stracił swą noc!
Jestem z a tym, że to Duch Julie.
~Alice~
Co do zamaskowanej damskiej postaci to: jest, to osoba, która wystąpi w następnym rozdziale, dzięki czemu zagadka się rozwiąże :D
OdpowiedzUsuńNie zaprzeczysz mi, że nie zgadłam xD
Nie sądziłam, że Loree będzie adoptowana.
Amber... ty...
Rozdział czudowny ;p
Nie mam prawa zaprzeczyć, bo to jest prawda xD
Usuń