-------------------------------------------------------------
Westchnęłam głośno, zamknęłam oczy, przeżegnałam się i zrobiłam krok do przodu. Świat bezemnie będzie lepszy...
Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za nogi i próbował trzymać w górze. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego brata. Ściągnęłam z szyi pętlę i wtedy ciemnowłosy postawił mnie ziemi. Spojrzał mi w oczy.
- Dlaczego chciałaś się zabić?! Oszalałaś?! - krzyknął. Wtedy się rozpłakałam. Dan spojrzał na mnie smutno i przytulił mnie do siebie - P-Przepraszam, ale po prostu martwię się o ciebie. Odkąd Justin jest w śpiączce, jesteś okropnie zdołowana, ale nie pomyślałbym, że będziesz chciała się zabić.
- Bo przez mnie wszyscy umierają. Tata i Lie zginęli, ponieważ zaczęłam nagrywać Bellę, a Justin bo się z nim związałam. Naraziłam go i nigdy sobie tego nie wybaczę! - powiedziałam we łzach.
- Przecież to Dick go postrzelił, a nie ty.
- Ale zrobił to przez mnie. Gdybym nigdy się z nim nie wiązała, to by się nie mścił - oznajmiłam. - Po za tym mogłam go jakoś powstrzymać, ale zamiast tego wyrywałam się jak głupia - krzyknęłam i teraz rozpłakałam się całkowicie.
- Lor, rozumiem, że go kochasz, ale na pewno się obudzi...
- Ty nic nie rozumiesz! - zawołałam. - Jeśli się obudzi, będzie chciał ze mną być, ale ja tego nie chcę. Nie chcę go znowu zarażać na jakieś niebezpieczeństwa. Chcę, żeby był szczęśliwy, ale ze mną tego nie zazna - odrzekłam i wybiegłam z piwnicy. Od razu skierowałam się do swojego pokoju. Zamknęłam na sobą drzwi, padłam na łóżku i zaczęłam płakać w poduszkę.
Dlaczego moje życie musi być takie pokręcone? Co ja takiego zrobiłam? Zabiłam kogoś? Odebrałam chłopaka? Nie! To dlaczego inni muszą przez mnie cierpieć? Mam dość wszystkiego! Siebie i całego mojego niemającego sensu życia.
Kiedy przestałam płakać, odwróciłam głowę, bo cały czas trzymałam ją w poduszcy, przez co nie mogłam oddychać. Zaczęłam przyglądać się zdjęciom wiszącym na ścianie. Violetta, Iris, Rozalia, Alexy, Armin, Dylan, Kastiel, Lysander, Max, Luke i inni...Nie zasługiwałam na takich przyjaciół. Oni zawsze podnosili mnie na duchu.
- Chyba właśnie zrozumiałam co to jest depresja - mruknęłam sama do siebie. Nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tymi wszystkimi problemami. Chciałabym walczyć, ale nie mam siły. Nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Tak bardzo bym chciała, żeby Justin był teraz przy mnie. Żeby mnie przytulił i powiedział jak bardzo mnie kocha i że wszystko będzie dobrze. Ale tego nie zrobi! Nie zrobi, bo przez mnie jest z jakiejś śpiączce i nie wiadomo, czy w ogóle się obudzi. Do tego Dylan mnie nienawidzi, bo uważa, że wszystko to moja wina! Tak! To moja wina! Ma racje! Tyle ludzi przez mnie cierpi, że nie zasługuję w ogóle na to, żeby żyć.
Nagle usłyszałam pukanie do mojego pokoju. Był to Daniel.
- Loree, proszę, otwórz. Musze ci coś powiedzieć - zawołał.
- Nie możesz powiedzieć przez drzwi? - zapytałam ponuro.
- Dobra, jak chcesz - mruknął. - Justin się obudził ze śpiączki. Chce cię zobaczyć - odrzekł. Justin? Obudził się? Nie mogłam w to uwierzyć! Byłam prze szczęśliwa. Żadne słowa nie mogły opisać mojej radości. Ale po kilku sekundach moja mina zrzedła.
- Fajnie - oznajmiłam ponuro.
- To wszystko co masz do powiedzenia? - zapytał zirytowany.
- Już ci mówiłam, że on przez mnie był w tej śpiączce. Lepiej będzie, jak o mnie zapomni i zacznie nowe życie.
- Loree, ty masz jakąś depresję czy jak? Normalnie, to byś się cieszyła jak dziecko, a ty mówisz, że "fajnie"? Dziewczyno, weź się zastanów. Ty go kochasz, on ciebie też. I to nie twoja wina, że on był w śpiączce. Ty go postrzeliłaś, czy Dick? A tata i Lie? Sama mówiłaś, że Bella wcześniej czy później i tak by go zabiła.
- Ale ona może wrócić i będzie się mścić. Nie chcę go po raz drugi narażać na takie niebezpieczeństwo.
- Chciałem ci o tym powiedzieć, ale nie mogłem, bo zaraz po próbie samobójstwa uciekłaś do swojego pokoju - zaczął. - Ona nie żyje. Próbowała zabić swojego partnera, więc policja nie miała wyjścia i ją zastrzeliła. Teraz nie masz się czego bać. Dick i Bella nie żyją, a tamtym dwóch facetów, co byli razem z Dickiem wsadzili do więzienia. Skoro jeszcze nikt stamtąd nie uciekł, to oni też tego nie zrobią.
- I co to ma do rzeczy?
- To, że teraz nie ma kto się na tobie mścić. Jeszcze możesz być z nim szczęśliwa! Zrozum to w końcu i jedź do niego! - rozkazał i odszedł. A jeśli Daniel ma rację? Jeśli na prawdę powinnam do niego pojechać, a nie siedzieć i użalać się nad sobą? Nie wiem! Po prostu nie wiem! Mam kompletną pustkę w głowie. Nie wiem co robić.
Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć nad tym co mam robić. Nie miałam pojęcia co mam zrobić. Z jednej strony nie chciałam być z Justem, aby go nie narażać, ale z drugiej...Kochałam go najbardziej na świecie. Był całym moim życiem i nie wiedziałam jak miałabym wytrzymać bez jego ciepła, troski o mnie, oddania. Wiedziałam, że już nigdy nie poznam kogoś tak wspaniałego jak on i że już nikogo nie pokocham tak, jak mojego ukochanego.
Ale najważniejsze pytanie, czy powinnam teraz pójść do szpitala i być z szatynem już na zawsze, lub nigdy więcej go nie zobaczyć i pozwolić mu być szczęśliwym z kimś innym.
- Nie. Nie mam siły walczyć. Po prostu nie mam rady - jęknęłam.
Od wybudzenia się Justina minął już tydzień. Wypuścili go dzisiaj. Postanowiłam ze sobą skończyć. Chciałam go tylko po raz ostatni zobaczyć. Zobaczyć jego szczery uśmiech... To wszystko, czego potrzebowałam.
Podeszłam do szuflady w kuchni i wyciągnęłam z niej nóż. Jego ostrze odwróciłam tak, aby dotknęło mojej klatki piersiowej. Odetchnęłam głęboko. Nie miałam odwagi tego zrobić. Po prostu nie mogłam. Ale nie miałam wyjścia.
- Justin, wybacz mi - szepnęłam i wbiłam sobie nóż w sam środek brzucha i szybko go wyjęłam, aby szybciej się wytrawić. Na początku poczułam okropny ból. Upadłam na kolana. Dotknęłam miejsca, w którym wcześniej tkwiło narzędzie. Lał się z niego strumień krwi. Nagle poczułam, że moje powieki powoli się zamykają i odpływam na drugi świat. Usłyszałam jeszcze dzwonek do drzwi, ale nie przejmowałam się nim. - Żegnaj - szepnęłam i upadłam na ziemię, po drodze strącając ze stołu jakiś talerz.
Stanąłem przed drzwiami do domu szatynki. Zadzwoniłem do drzwi i czekałem, aż ktoś otworzy, jednak się nie doczekałem. Już miałem odejść myśląc, że nikogo nie ma, ale usłyszałem huk. Coś jakby tuczący się talerz. Czyli jednak ktoś musi być w środku, ale nie chce mi otworzyć. Lekko nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte, więc wszedłem do środka.
- Jest tu ktoś? - zapytałem. Nikt się nie odezwał. Jakaś siłą kazała wejść mi do kuchni, więc jej posłuchałem. Wolnym krokiem ruszyłem do pomieszczenia. Kiedy się tam znalazłem, zobaczyłem coś, co sprawiło, że moje serce stanęło. Lor leżała w ogromnej kałuży krwi, a obok niej leżał nóż. Szybko podbiegłem do niej i sprawdziłem puls. Był prawie niewyczuwalny.
- Loree, coś ty narobiła - jęknąłem. Wstałem, wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Powiedzieli, że przyjadą jak najszybciej. Oby tylko w tym czasie Loree się nie wykrwawiła. Na wszelki wypadek ściągnąłem z siebie bluzę i przyłożyłem ją do rany. A obiecałaś, że mnie nigdy nie zostawisz...
Siedziałem teraz w karetce razem z Lor i dwoma ratownikami. Zadzwoniłem już do jej brata, który obiecał, że jak najszybciej postara się być w szpitalu. Na uklęknąłem przy dziewczynie.
- Błagam cię, nie umieraj - szepnąłem i położyłem głowę na jej ramieniu. - Nie zostawiaj mnie samego. Nie poradzę sobie bez ciebie - jęknąłem. Ratownicy patrzyli na mnie ze współczuciem. Pewnie myśleli, że jest ona dla mnie kimś ważnym. I mieli rację... Ona była całym moim światem. Była dla mnie jak powietrze. Bez niej bym nie przeżył.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, kazali mi wyjść z karetki, a sami wyciągnęli ją z pojazdu i zawieźli do budynku, a następnie do jakiejś sali. Chciałem wejść za nimi, ale mi zabronili. Kazali zostać, więc ich posłuchałem. Prze szybę patrzyłem jak przenoszą ją na łóżko, a następnie biegają wokół niej lekarze i pielęgniarki. Mówili coś do siebie, przypinali do rurek i różne takie. Martwiłem się o nią. I to strasznie. Bałem się, że tego nie przeżyje i już nigdy nie zobaczę jej pięknego uśmiechu i tego jak słodko się denerwuje. Tego, że już nigdy ona się do mnie nie przytuli i nie będę miał okazji powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham.
Ale nadal nie rozumiem jednego. Dlaczego chciała się zabić. Przecież ten jej Dick mnie nie zabił, bo nadal żyję, a jej brat na pewno jej powiedział, że się wybudziłem. Nie rozumiem po co to zrobiła.
Wtem poczułem lekkie uderzenie w ramię. Odwróciłem głowę i zobaczyłem brata Lor.
- Co jej się stało? - zapytał z zatroskaniem i popatrzył przez szybę.
- Chciała się zabić. Wbiła sobie nóż w brzuch - odrzekłem.
- Znowu?
- Że..Co?! Jak to znowu?! - zapytałem z przerażeniem.
- To znaczy...Eh. Tydzień temu próbowała się powiesić, ale ją powstrzymałem, Miała kilka wizyt u psychologa, a dzisiaj miała mieć następną.
- Ale dlaczego chciała się zabić?
- Uważała, że to, że ty byłeś w śpiączce, to jej wina - westchnąłem. - I mówiła, że Lie i ojciec nie żyją przez nią.
- Ale...Przecież to Dick mnie postrzelił, a nie ona. Nie rozumiem...
- Mówiłem jej to samo. Powiedziała, że to jej wina, bo gdyby się nie wiązała z tym psychopatą, to on by się nie mścił.
- Ona chyba do reszty oszalała - jęknąłem, usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie. Siedziałem tak dobre kilka minut. Kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem na twarzy Daniela przerażenie. Szybko się podniosłem i zaglądnąłem przez szybę, co dzieje się z Loree. Wpadła z jakiejś drgawki, a jej serce strasznie przyśpieszyło. Nie zważając na zakaz lekarzy, aby wchodzić, szybko wbiegłem do sali.
- A pan co tu robi? Proszę wyjść - rozkazał lekarz, lecz ja go nie słuchałem. - Siostro, proszę wyprowadzić pana - lekarz zwrócił się do jakiejś kobiety, która odciągnęła mnie od łóżka Lor.
- Ratujcie ją! - krzyknąłem przerażony. Nagle lekarze, którzy przed chwilką biegali wokół szatynki, zatrzymali się. Nie, tylko nie mówcie, że ona.
- Czas zgonu, szesnasta dwadzieścia trzy - odrzekł smutno jeden z lekarzy.
- Nie! Tylko nie to! To jest niemożliwe - jęknąłem, oparłem głowę o ścianę i zacząłem walić w nią pięścią. Następnie do sali wszedł brat Lor, który kiedy dowiedział się co się stało, również był załamany. - Lor, co ty zrobiłaś... - szepnąłem i zamknąłem oczy. Pozwoliłem lecieć łzom po moich policzkach.
- Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy - odrzekł lekarz. Tak! Wy zrobiliście wszystko, co w waszej mocy, ale ja nie...
Nie zważając na innych, wybiegłem szybko ze szpitala. Akurat padał deszcz. Nie zwracałem na niego uwagi, tylko założyłem na spuszczoną głowę kaptur, ręce włożyłem do kieszeni i poszedłem do parku.
Nie mogłem uwierzyć w to, czego przed chwilką się dowiedziałem. To było wręcz niemożliwe. Już nigdy nie zobaczę jej pięknego uśmiechu, anielskiego głosu i nigdy nie poczuję jej dotyku. Kurwa! Dlaczego to musiało spotkać akurat ją?! Nie rozumiem, co ona zrobiła! A ja? Zamiast pobiec do niej i powiedzieć, że to nie jej wina, że byłem w śpiączce, to sobie spokojnie spacerowałem. Gdybym się pośpieszył, to mógłbym ją uratować. A tak? Nie żyje! Moja ukochana nie żyje!
Do domu doszedłem jakieś półtorej godziny później. Byłem cały przemoczony, ale nie zwracałem na to uwagi. Myślałem tylko o Lor. Tylko o niej! I co ja teraz zrobię? Żyłem tylko dla niej, a teraz? Nie mam dla kogo żyć! nie, nie zabiję się! Ona by tego nie chciała, ale już nigdy nikogo nie pokocham tak, jak ją...Nigdy!
---------------------------------------------------------------
No! Na początku miałam trochę poczekać z tą śmiercią, ale w końcu zdecydowałam się trochę wcześniej ją zabić. A wy się tak flustrujcie! Blog się jeszcze nie skończył i mogę was zaskoczyć czymś innym xD
- Bo przez mnie wszyscy umierają. Tata i Lie zginęli, ponieważ zaczęłam nagrywać Bellę, a Justin bo się z nim związałam. Naraziłam go i nigdy sobie tego nie wybaczę! - powiedziałam we łzach.
- Przecież to Dick go postrzelił, a nie ty.
- Ale zrobił to przez mnie. Gdybym nigdy się z nim nie wiązała, to by się nie mścił - oznajmiłam. - Po za tym mogłam go jakoś powstrzymać, ale zamiast tego wyrywałam się jak głupia - krzyknęłam i teraz rozpłakałam się całkowicie.
- Lor, rozumiem, że go kochasz, ale na pewno się obudzi...
- Ty nic nie rozumiesz! - zawołałam. - Jeśli się obudzi, będzie chciał ze mną być, ale ja tego nie chcę. Nie chcę go znowu zarażać na jakieś niebezpieczeństwa. Chcę, żeby był szczęśliwy, ale ze mną tego nie zazna - odrzekłam i wybiegłam z piwnicy. Od razu skierowałam się do swojego pokoju. Zamknęłam na sobą drzwi, padłam na łóżku i zaczęłam płakać w poduszkę.
Dlaczego moje życie musi być takie pokręcone? Co ja takiego zrobiłam? Zabiłam kogoś? Odebrałam chłopaka? Nie! To dlaczego inni muszą przez mnie cierpieć? Mam dość wszystkiego! Siebie i całego mojego niemającego sensu życia.
Kiedy przestałam płakać, odwróciłam głowę, bo cały czas trzymałam ją w poduszcy, przez co nie mogłam oddychać. Zaczęłam przyglądać się zdjęciom wiszącym na ścianie. Violetta, Iris, Rozalia, Alexy, Armin, Dylan, Kastiel, Lysander, Max, Luke i inni...Nie zasługiwałam na takich przyjaciół. Oni zawsze podnosili mnie na duchu.
- Chyba właśnie zrozumiałam co to jest depresja - mruknęłam sama do siebie. Nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tymi wszystkimi problemami. Chciałabym walczyć, ale nie mam siły. Nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Tak bardzo bym chciała, żeby Justin był teraz przy mnie. Żeby mnie przytulił i powiedział jak bardzo mnie kocha i że wszystko będzie dobrze. Ale tego nie zrobi! Nie zrobi, bo przez mnie jest z jakiejś śpiączce i nie wiadomo, czy w ogóle się obudzi. Do tego Dylan mnie nienawidzi, bo uważa, że wszystko to moja wina! Tak! To moja wina! Ma racje! Tyle ludzi przez mnie cierpi, że nie zasługuję w ogóle na to, żeby żyć.
Nagle usłyszałam pukanie do mojego pokoju. Był to Daniel.
- Loree, proszę, otwórz. Musze ci coś powiedzieć - zawołał.
- Nie możesz powiedzieć przez drzwi? - zapytałam ponuro.
- Dobra, jak chcesz - mruknął. - Justin się obudził ze śpiączki. Chce cię zobaczyć - odrzekł. Justin? Obudził się? Nie mogłam w to uwierzyć! Byłam prze szczęśliwa. Żadne słowa nie mogły opisać mojej radości. Ale po kilku sekundach moja mina zrzedła.
- Fajnie - oznajmiłam ponuro.
- To wszystko co masz do powiedzenia? - zapytał zirytowany.
- Już ci mówiłam, że on przez mnie był w tej śpiączce. Lepiej będzie, jak o mnie zapomni i zacznie nowe życie.
- Loree, ty masz jakąś depresję czy jak? Normalnie, to byś się cieszyła jak dziecko, a ty mówisz, że "fajnie"? Dziewczyno, weź się zastanów. Ty go kochasz, on ciebie też. I to nie twoja wina, że on był w śpiączce. Ty go postrzeliłaś, czy Dick? A tata i Lie? Sama mówiłaś, że Bella wcześniej czy później i tak by go zabiła.
- Ale ona może wrócić i będzie się mścić. Nie chcę go po raz drugi narażać na takie niebezpieczeństwo.
- Chciałem ci o tym powiedzieć, ale nie mogłem, bo zaraz po próbie samobójstwa uciekłaś do swojego pokoju - zaczął. - Ona nie żyje. Próbowała zabić swojego partnera, więc policja nie miała wyjścia i ją zastrzeliła. Teraz nie masz się czego bać. Dick i Bella nie żyją, a tamtym dwóch facetów, co byli razem z Dickiem wsadzili do więzienia. Skoro jeszcze nikt stamtąd nie uciekł, to oni też tego nie zrobią.
- I co to ma do rzeczy?
- To, że teraz nie ma kto się na tobie mścić. Jeszcze możesz być z nim szczęśliwa! Zrozum to w końcu i jedź do niego! - rozkazał i odszedł. A jeśli Daniel ma rację? Jeśli na prawdę powinnam do niego pojechać, a nie siedzieć i użalać się nad sobą? Nie wiem! Po prostu nie wiem! Mam kompletną pustkę w głowie. Nie wiem co robić.
Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć nad tym co mam robić. Nie miałam pojęcia co mam zrobić. Z jednej strony nie chciałam być z Justem, aby go nie narażać, ale z drugiej...Kochałam go najbardziej na świecie. Był całym moim życiem i nie wiedziałam jak miałabym wytrzymać bez jego ciepła, troski o mnie, oddania. Wiedziałam, że już nigdy nie poznam kogoś tak wspaniałego jak on i że już nikogo nie pokocham tak, jak mojego ukochanego.
Ale najważniejsze pytanie, czy powinnam teraz pójść do szpitala i być z szatynem już na zawsze, lub nigdy więcej go nie zobaczyć i pozwolić mu być szczęśliwym z kimś innym.
- Nie. Nie mam siły walczyć. Po prostu nie mam rady - jęknęłam.
***
Podeszłam do szuflady w kuchni i wyciągnęłam z niej nóż. Jego ostrze odwróciłam tak, aby dotknęło mojej klatki piersiowej. Odetchnęłam głęboko. Nie miałam odwagi tego zrobić. Po prostu nie mogłam. Ale nie miałam wyjścia.
- Justin, wybacz mi - szepnęłam i wbiłam sobie nóż w sam środek brzucha i szybko go wyjęłam, aby szybciej się wytrawić. Na początku poczułam okropny ból. Upadłam na kolana. Dotknęłam miejsca, w którym wcześniej tkwiło narzędzie. Lał się z niego strumień krwi. Nagle poczułam, że moje powieki powoli się zamykają i odpływam na drugi świat. Usłyszałam jeszcze dzwonek do drzwi, ale nie przejmowałam się nim. - Żegnaj - szepnęłam i upadłam na ziemię, po drodze strącając ze stołu jakiś talerz.
*Justin*
Właśnie szedłem do domu Loree. Gdy byłem w szpitalu, ani razu mnie nie odwiedziła. Martwiłem się o nią. W ogóle nie odbierała telefonów, nie kontaktowała się ze mną.Stanąłem przed drzwiami do domu szatynki. Zadzwoniłem do drzwi i czekałem, aż ktoś otworzy, jednak się nie doczekałem. Już miałem odejść myśląc, że nikogo nie ma, ale usłyszałem huk. Coś jakby tuczący się talerz. Czyli jednak ktoś musi być w środku, ale nie chce mi otworzyć. Lekko nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte, więc wszedłem do środka.
- Jest tu ktoś? - zapytałem. Nikt się nie odezwał. Jakaś siłą kazała wejść mi do kuchni, więc jej posłuchałem. Wolnym krokiem ruszyłem do pomieszczenia. Kiedy się tam znalazłem, zobaczyłem coś, co sprawiło, że moje serce stanęło. Lor leżała w ogromnej kałuży krwi, a obok niej leżał nóż. Szybko podbiegłem do niej i sprawdziłem puls. Był prawie niewyczuwalny.
- Loree, coś ty narobiła - jęknąłem. Wstałem, wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Powiedzieli, że przyjadą jak najszybciej. Oby tylko w tym czasie Loree się nie wykrwawiła. Na wszelki wypadek ściągnąłem z siebie bluzę i przyłożyłem ją do rany. A obiecałaś, że mnie nigdy nie zostawisz...
***
- Błagam cię, nie umieraj - szepnąłem i położyłem głowę na jej ramieniu. - Nie zostawiaj mnie samego. Nie poradzę sobie bez ciebie - jęknąłem. Ratownicy patrzyli na mnie ze współczuciem. Pewnie myśleli, że jest ona dla mnie kimś ważnym. I mieli rację... Ona była całym moim światem. Była dla mnie jak powietrze. Bez niej bym nie przeżył.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, kazali mi wyjść z karetki, a sami wyciągnęli ją z pojazdu i zawieźli do budynku, a następnie do jakiejś sali. Chciałem wejść za nimi, ale mi zabronili. Kazali zostać, więc ich posłuchałem. Prze szybę patrzyłem jak przenoszą ją na łóżko, a następnie biegają wokół niej lekarze i pielęgniarki. Mówili coś do siebie, przypinali do rurek i różne takie. Martwiłem się o nią. I to strasznie. Bałem się, że tego nie przeżyje i już nigdy nie zobaczę jej pięknego uśmiechu i tego jak słodko się denerwuje. Tego, że już nigdy ona się do mnie nie przytuli i nie będę miał okazji powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham.
Ale nadal nie rozumiem jednego. Dlaczego chciała się zabić. Przecież ten jej Dick mnie nie zabił, bo nadal żyję, a jej brat na pewno jej powiedział, że się wybudziłem. Nie rozumiem po co to zrobiła.
Wtem poczułem lekkie uderzenie w ramię. Odwróciłem głowę i zobaczyłem brata Lor.
- Co jej się stało? - zapytał z zatroskaniem i popatrzył przez szybę.
- Chciała się zabić. Wbiła sobie nóż w brzuch - odrzekłem.
- Znowu?
- Że..Co?! Jak to znowu?! - zapytałem z przerażeniem.
- To znaczy...Eh. Tydzień temu próbowała się powiesić, ale ją powstrzymałem, Miała kilka wizyt u psychologa, a dzisiaj miała mieć następną.
- Ale dlaczego chciała się zabić?
- Uważała, że to, że ty byłeś w śpiączce, to jej wina - westchnąłem. - I mówiła, że Lie i ojciec nie żyją przez nią.
- Ale...Przecież to Dick mnie postrzelił, a nie ona. Nie rozumiem...
- Mówiłem jej to samo. Powiedziała, że to jej wina, bo gdyby się nie wiązała z tym psychopatą, to on by się nie mścił.
- Ona chyba do reszty oszalała - jęknąłem, usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie. Siedziałem tak dobre kilka minut. Kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem na twarzy Daniela przerażenie. Szybko się podniosłem i zaglądnąłem przez szybę, co dzieje się z Loree. Wpadła z jakiejś drgawki, a jej serce strasznie przyśpieszyło. Nie zważając na zakaz lekarzy, aby wchodzić, szybko wbiegłem do sali.
- A pan co tu robi? Proszę wyjść - rozkazał lekarz, lecz ja go nie słuchałem. - Siostro, proszę wyprowadzić pana - lekarz zwrócił się do jakiejś kobiety, która odciągnęła mnie od łóżka Lor.
- Ratujcie ją! - krzyknąłem przerażony. Nagle lekarze, którzy przed chwilką biegali wokół szatynki, zatrzymali się. Nie, tylko nie mówcie, że ona.
- Czas zgonu, szesnasta dwadzieścia trzy - odrzekł smutno jeden z lekarzy.
- Nie! Tylko nie to! To jest niemożliwe - jęknąłem, oparłem głowę o ścianę i zacząłem walić w nią pięścią. Następnie do sali wszedł brat Lor, który kiedy dowiedział się co się stało, również był załamany. - Lor, co ty zrobiłaś... - szepnąłem i zamknąłem oczy. Pozwoliłem lecieć łzom po moich policzkach.
- Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy - odrzekł lekarz. Tak! Wy zrobiliście wszystko, co w waszej mocy, ale ja nie...
Nie zważając na innych, wybiegłem szybko ze szpitala. Akurat padał deszcz. Nie zwracałem na niego uwagi, tylko założyłem na spuszczoną głowę kaptur, ręce włożyłem do kieszeni i poszedłem do parku.
Nie mogłem uwierzyć w to, czego przed chwilką się dowiedziałem. To było wręcz niemożliwe. Już nigdy nie zobaczę jej pięknego uśmiechu, anielskiego głosu i nigdy nie poczuję jej dotyku. Kurwa! Dlaczego to musiało spotkać akurat ją?! Nie rozumiem, co ona zrobiła! A ja? Zamiast pobiec do niej i powiedzieć, że to nie jej wina, że byłem w śpiączce, to sobie spokojnie spacerowałem. Gdybym się pośpieszył, to mógłbym ją uratować. A tak? Nie żyje! Moja ukochana nie żyje!
Do domu doszedłem jakieś półtorej godziny później. Byłem cały przemoczony, ale nie zwracałem na to uwagi. Myślałem tylko o Lor. Tylko o niej! I co ja teraz zrobię? Żyłem tylko dla niej, a teraz? Nie mam dla kogo żyć! nie, nie zabiję się! Ona by tego nie chciała, ale już nigdy nikogo nie pokocham tak, jak ją...Nigdy!
---------------------------------------------------------------
No! Na początku miałam trochę poczekać z tą śmiercią, ale w końcu zdecydowałam się trochę wcześniej ją zabić. A wy się tak flustrujcie! Blog się jeszcze nie skończył i mogę was zaskoczyć czymś innym xD
dlaczego ona?! była taka młoda! heh! ty psychopato!
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział! ja myślałam, że ona przeżyje!
no to mam zdziwko
ale dlaczego ją zabiłaś?
ooooo, a teraz przyjdzie do Justina jako duch??!
nie mogę się doczekać nexta!!!!!!!
czekam zniecierpliwiona!
Hmmm...... Od czego by tu zacząć.... ah tak dlaczego ją uśmierciłaś?. Owszem Loree już w poprzednim rozdziale miała depresje i gadała takie niestworzone rzeczy, że "miałam ochotę trzepnąć ją w ucho" za to co mówiła, ale wiadomo, że te traumatyczne wydarzenia odbiły się na jej psychice i, że sama nie poradzi sobie z tymi problemami dlatego też miałam do końca nadzieję, że z pomocą rodziny Dana, An przyjaciół i fachowej pomocy psychologa zrozumie, że to co ją spotkało w życiu to nie jest jej wina i, że trzeba zamknąć za sobą drzwi i żyć dalej tym co jest tu i teraz oraz snuć i realizować plany na przyszłość.
UsuńWiadomo, że nigdy nie pogodzimy się do końca z odejściem naszych najbliższych, ale oni na pewno nie chcieliby, abyśmy byli smutni i rozpaczali po ich utracie. Mało tego na pewno byłoby im lżej i cieszyliby się wiedząc, że jesteśmy szczęśliwi i dajemy sobie radę:)- myślę, że tak właśnie byłoby w przypadku Loree. A jeśli chodzi o to co będzie dalej to mi również przyszedł do głowy pomysł z duchem, albo Justin po utracie ukochanej zwiąże się z jej siostrą bliźniaczką :)
Sitzu M.
Jezu ja już tego nie czytam ej ! :(
OdpowiedzUsuńZałamałam się, aż rozdziabiłam buzie czytając ''Czas zgonu, szesnasta dwadzieścia trzy''
DŻIZAS KURWA JA PIERDOLE, ROZJEBAŁAŚ MNIE! XD :C
Morderca... ;-;
OdpowiedzUsuńA Ci lekarze są świetni! Zamiast defibrylator to rureczki i szczepionki, nosz kur...!
Uratowali by ją!!
Kurwa! SPIERDALAJ MI Z TYM PIEPRZONYM ROZDZIAŁEM! Błagam, niech się okaże że przeżyła, wybudziła się czy coś, BŁAGAM! Są takie przypadki, mało, ale są no BŁAGAM CIĘ!
OdpowiedzUsuńI COŚ TY NAROBIŁA TY PSYCHOPATKO?! Wiem doskonale, że ty kochasz zabijać boheterów (tak jak Armina wcześniej), ale dlaczego Loree?! Wiesz co? Nie czytam już tego! Nigdy w życiu!!! (emocje mną targają) a ty, Justin? Nie mogłeś ruszyć dupy i sie pospieszyć?
OdpowiedzUsuńBoże, zaraz się popłaczę... A może jednak będzie żyć? Mało to takich cudów było, że ludzie "ożywali"?
I tu pogrzeb Lor, niosą trumnę, a tu jakiś stukot i wszyscy takie: WTF? A Loree podnosi wieko trumny, siada, przeciera oczy i coś w stylu: "Co się dzieje? Ktoś umarł?" xD
Dobra, moja psycha wariuje. Ja chce next!!!!!!!!!
Niee mam depresje noe nie lorr noe plsczesać ja na serio placze dlaczego to zrobilas dlaczego biedny huron łeeee mam depresje tak się do niej przywiazalam byla podobna do mnie mam nadzoeje ze okaże się to snem czy coś ona nie mogła umzec nie mogla orzyw ja ale już poza jej smoercia rozdział wspaniały orzyw ja blagam na kolanach proszę prosze
OdpowiedzUsuńZABIJEZABIJEZABIJEZABIJEZABIJE
OdpowiedzUsuńJesteś okropna! Jak mogłaś?! Ty mi tutaj lepiej jakieś czary mary hokus pokus rób bo skrzywdze i to boleśnie.
Mimo wszystko rozdział boski, jsk i poprzednie któryc zła Miki nie komentowałq z powodu złego neta.
Mimo że strasznie cie nienawidze zs zabicie Loree, to sie śmiałam jak to przeczytałam, tak... Nie wnikajmy. c:
Pisz następny bo oszaleje. ;3
Śmiałaś się? I kto tu jest psychopatką xD
UsuńCzas zgonu, szesnasta dwadzieścia trzy'' - i pierwsza moja reakcja to patrzę na zegarek a tam 16:23 no kurwa no!! Czy tylko ja pomyślałam o śmierci klinicznej ? ;) Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńPrzypadek? Nie sądzę xD
Usuńwiesz ze to jest zniewazenie ja nie moge pierwsze co zrobilam to gembe rozdziawilam oooo
OdpowiedzUsuńCiebie pojebało!
OdpowiedzUsuńJa tu w końcu nadrobiłam zaległości, dzięki chorobie, a ty mi z czymś takim wyjeżdżasz..
No i jak tu w depresję nie wpaść, no jak?!
Wiedz, że przez ciebie moje życie straciło sens.
Nie wybaczę ci jeśli naprawdę umarła.
Masz mi dać jak najszybciej nexta.
Ty mnie łamiesz psychicznie... Dzisiaj już chyba ryczę 3 raz, bo nadrabiam wszelkie zaległości w czytaniu blogów xd
OdpowiedzUsuńAle że jak to zginęła?! Już się boje co wymyśliłaś ;p
P.S. Zostałaś prze mnie nominowana do LBA :D Więcej informacji na moim blogu ;)
Niestety, ale byłam już nominowana przez blog undercover-students.blogspot.com
Usuń