wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział XII The only way to get rid of a temptation is to yield to it.

          Chłopak zbliżył twarz do mojej i zaczął mnie całować. Byłam w szoku. Po pewnym czasie zaczęłam oddawać pocałunki. Było mi tak dobrze. Nie myślałam o tym, że on może być taki sam jak mój były. Że mógł mnie skrzywdzić. Liczyło się dla mnie tylko to, żeby zapomnieć...Zapomnieć o wszystkim. O Belli, śmierci taty i Lie. Wszystko straciło sens. Myślałam tylko o tym, co dzieje się w tej chwili.
          Po pewnym czasie pocałunki chłopaka zaczęły być coraz bardziej namiętne. Położyłam więc jedną dłoń na ramieniu chłopaka, a palce drugiej wplotłam we włosy szatyna. Nigdy w życiu nie czułam się tak bezpieczna, jak teraz. Nigdy...
          Nagle chłopak oderwał się ode mnie i oparł swoje czoło o moje. Siedzieliśmy w ciszy i próbowaliśmy wyrównać oddechy.
    - Zakochałem się w tobie. Zakochałem się, odkąd cię zobaczyłem po raz pierwszy - zaczął Kenneth. - Wiem, że zabrzmi to trochę głupio, bo znamy się zaledwie dzień, ale... - przerwał i wziął głęboki wdech. - Zostaniesz moją dziewczyną?
          Czy...on zapytał mnie, czy będę z nim chodzić? A może tylko mi się wydawało? A może jednak to prawda? Tylko co mu teraz odpowiedzieć? Jeśli powiem tak, mogę być najszczęśliwszą osobą na świecie i równie dobrze on może mnie skrzywdzić. Lecz jeśli powiem nie, nie zaznam ani szczęścia, ani krzywdy. Więc co wybrać? Tak czy nie. Tak czy nie. Tak czy nie...
    - Tak - szepnęłam i popatrzyłam chłopakowi prosto w oczy. Ten się uśmiechnął i mnie pocałował. - Chyba powinniśmy już wracać.
    - Masz rację - powiedział i mnie puścił. Usiadł z powrotem na miejscu pasażera, a chłopak odpalił silnik. Ruszyliśmy. Jechaliśmy jeszcze kilka minut. Zauważyłam, że Kenneth cały czas na mnie zerkał. Za którymś razem nasze spojrzenia się spotkały.
    - Na drogę się patrz - powiedziałam i wskazałam palcem przed siebie.
    - Tu mam ładniejsze widoki - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Prychnęłam i wywróciłam oczami. Chłopak zaśmiał się i z powrotem zaczął patrzeć się na drogę.
         Pod mój dom dojechaliśmy chwilkę później. Szatyn wysiadł  a samochodu, okrążył go i otworzył mi drzwi. Ja wysiadłam i stanęłam naprzeciwko chłopaka. Ten cały czas patrzył mi się w oczy.
    - Mimo tego, że zabrałeś mnie na jakiś tandetny horror - zaczęłam. - bawiłam się fantastycznie i za to ci dziękuję - oznajmiłam z poważną miną. Chłopak wywrócił oczami, ujął moją twarz w dłonie i mnie pocałował. Oczywiście oddałam pocałunek. Staliśmy tak dobrą minutę. W końcu oderwałam się od chłopaka.
    - Dobra, wystarczy. Muszę iść. Pa - odrzekłam, szybko pocałowałam chłopaka i weszłam do domu. Kiedy otwierałam drzwi, usłyszałam jeszcze tylko ciche "hej".
    - Nareszcie wróciłaś - usłyszałam, gdy wchodziłam do kuchni.
    - Też się cieszę, że cię widzę. Tak, bawiłam się świetnie. Miło, że pytasz...
    - Nie muszę się pytać. Przed domem zobaczyłem swoje - oznajmił i poczochrał mnie po włosach.
    - Ty mnie podglądasz? - zapytałam i wygięłam usta w podkówkę.
    - Nie, no co ty. Tylko cieszę się, że moja kochana siostrzyczka znalazła sobie chłopaka.
    - Oh, jakiś ty troskliwy - powiedziałam. Dopiero wtedy zobaczyłam, że mój brat nie jest w najlepszym humorze. Poznaje po tym jego sztucznym uśmieszku. - Co się dzieje?
    - A co ma się dziać?
    - Przecież widzę. No mów, co się dzieje - rozkazałam i usiadłam obok chłopaka. Ten westchnął.
    - Dopiero teraz zrozumiałem, że Alex to zwykła dziwka - warknął. - Myślałem, że jest moim przyjacielem, a ten przeleciał mi dziewczynę.
    - Co? Ten Alex?
    - Tak! Ten! Brat Kenneth'a - powiedział podniesionym głosem.
    - Przykro mi - powiedziałam i przytuliłam chłopaka. - Mam nadzieję, że nie zabronisz mi się z tego powodu spotykać z Kenneth'em.
    - Oczywiście, że nie. To, że jego brat jest ćwokiem, nie znaczy, że on też. Dobra, idź już spać. Późno jest.
    - Ok. Dobranoc.
    - Dobranoc - odrzekł i poczochrał mnie po włosach. Uśmiechnęłam się tylko do niego i poszłam do siebie. Kiedy znalazłam się w pokoju, włączyłam światło i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej piżamę i razem z nią poszłam do łazienki. W niej wzięłam gorący prysznic, wysuszyłam ciało ręcznikiem i ubrałam piżamę. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Na moim łóżku leżał przytulony do poduszki Mozart.
    - Posuń się - powiedziałam do psa i położyłam się obok niego. Ten polizał mnie po policzku - Nie podlizuj się. I to dosłownie - odrzekłam i przytuliłam się do psa. Wtedy z mojego telefonu dało się słyszeć wibracje. SMS. Podniosłam się i sięgnęłam po telefon.

Od : Rozalia xD
Robię jutro wieczorek pożegnalny o osiemnastej. Masz przyjść! :)
Jasne, będę :p
Dobra odpowiedź. Ok, idź spać. Jutro masz być wyspana na imprezie.
A kto będzie?
Tylko ci najfajniejsi. Mama zgodziła się tylko na pięć osób. 
Czyli, że ty, Viola, Iris, Justin i Dylan.
Aż tak bardzo lubisz Dylana i Justina?
Nie, ale ty lubisz Justina. Przecież wiem, że ci się podoba.
Nie! Przecież już mam chłopaka.
Co? Jak to masz? Dlaczego ja nic nie wiem ;c
Bo on jest moim chłopakiem od mniej więcej trzydziestu minut.
Jutro ci wszystko opowiem, ok?
Ok. Dobranoc :p
Dobranocka xD

         I jak tu nie lubić Rozy? Wielka szkoda, że wyjeżdża. Będę za nią tęsknić.
         Telefon odłożyłam z powrotem na biurko, a sama wtuliłam się w sierść Mozarta i zasnęłam.

***

          Obudził mnie mokry język na policzku. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nade mną stoi Mozart. Zerwałam się na równe nogi.
    - Przecież ci mówiłam, żebyś się nie podlizywał - warknęłam. Pies wtedy podszedł do ściany i zaczął skakać. Nie wiedziałam o co mu chodzi, i dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że pies próbuje doskoczyć do zegara. Spojrzałam na godzinę. Ósma trzydzieści. - Co? Już tak późno? - szybko się zerwałam, podeszłam do szafy i wyjęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy. Wyszło na to, że miałam w ręce niebieski sweter z napisem "l♥ve", jasno-pomarańczowe rurki i granatowe trampki na wysokiej podeszwie. - Dzięki Mo, że mnie obudziłeś - powiedziałam, pocałowałam psa w nos i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Jeszcze zostały mi loki z wczorajszego wyjścia, więc nie wyglądałam tak źle.
          Z prędkością światła pobiegłam do pokoju, żeby spakować książki i zeszłam na dół do kuchni. Na stole leżały ciepłe tosty. Wzięłam jednego i szybko wybiegłam z domu po drodze zamykając drzwi. Przekroczyłam bramę i podbiegłam do przystanku autobusowego. Najbliższy autobus miałam o dziewiątej trzy. No wtedy, to już nie mam po co iść na tą pierwszą lekcję. No kurwa! Nagle zobaczyłam, że na motorze jedzie jakiś chłopak. Był to, na moje szczęście, Justin. Podeszłam do krawędzi chodnika i zaczęłam mu machać. Szatyn podjechał do mnie i się zatrzymał.
    - Podwieziesz mnie do szkoły? - zapytałam z nadzieją.
    - Dobra, wsiadaj. Tylko ubierz kask - odrzekł.
    - Dzięki, życie mi ratujesz - odpowiedziałam, ubrałam kask i usiadłam za chłopakiem. Oplotłam ręce wokół jego pasa i ruszyliśmy.
          Pewnie wydaje wam się to dziwne, że tak bardzo się martwię, że się na lekcję spóźnię, ale pierwszą lekcją jest matma. Już kilka razy nie przyszłam na lekcję lub przyszłam w połowie i babka mi zagroziła, że jeszcze jeden taki wybryk i wezwie mojego brata do szkoły. A wiem, że jak go wezwie, to dostanę szlaban i nie pójdę do Rozalii.
         Do szkoły dojechaliśmy równo z dzwonkiem. Szybko zdjęłam kask i podziękowałam Justinowi. Później wbiegłam do szkoły, w szafce zostawiłam niepotrzebne rzeczy i weszłam do klasy. Nauczycielki jeszcze nie było. Jest! Udało się! Już miałam tańczyć taniec zwycięstwa, ale nie miałam ochoty się ośmieszyć przed całą klasą, więc podeszłam do ostatniej ławki i usiadłam w niej. Chwilkę później do klasy wbiegł Justin i usiadł obok mnie. Ponieważ nie było nauczycielki, postanowiłam poruszyć temat szkoły muzycznej.
    - Justin, słyszałam, że chodziłeś do szkoły muzycznej - powiedziałam z szyderczym uśmiechem. Chłopak popatrzył na mnie wielkimi oczami.
    - Kto ci powiedział? - zapytał i zmarszczył czoło.
    - Mam swoje źródła...
    - Kto?
    - Kenneth. Kojarzysz?
    - Skąd ty go znasz? - zapytał trochę zaskoczony.
    - Jest to brat byłego przyjaciela mojego brata. No ale nie o to chodzi. Dlaczego nic nie powiedziałeś?
    - A musiałem? Po za tym co to miało do rzeczy?
    - To, że masz mi kiedyś coś zaśpiewać - zagroziłam palcem.
    - Mogę ci teraz nawet zaśpiewać - oznajmił.
    - Serio? To dajesz!
    - Do Re Mi Fasola Si Do - wymruczał.
    - Yh, z tobą się nie dogada... - burknęłam i oparłam brodę o dłoń. Wtedy do klasy weszła baba od matmy. Stara jędza...
    - Sprawdzam obecność - odrzekła. Naprawdę? Gdyby nie ty, nigdy bym się nie domyśliła Sherloku! - Ryen.
    - Żyje! - krzyknęłam i wtedy poczułam wibrację w kieszeni spodni. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.

Od : Kenneth
Dzisiaj też dasz się gdzieś zaprosić? :)
Sorki, ale nie mogę. Idę do koleżanki na wieczór pożegnalny.
Jutro wyjeżdża :c
Szkoda :( A kiedy indziej?
Zobaczy się :p 
Sorki, muszę kończyć. Mam lekcję ;[
Spk :*

    - Uuuuu...widzę, że nasza śliczna Loree ma chłopaka - powiedział Just z szatańskim uśmiechem i mnie szturchnął.
    - A ty przystojniaku dalej nie masz dziewczyny - oznajmiłam.
    - A skąd wiesz, że nie mam?
    - Bo wątpię, czy jakaś by cię w ogóle chciała - odrzekłam i zaśmiałam się.
    - To byś się zdziwiła - powiedział i przybliżył twarz do mojej.
    - Panie Melgen. Proszę się odsunąć od koleżanki. Rozumiem, że podoba się panu panna Ryen, ale to jest matematyka, a nie przerwa - powiedziała stanowczo nauczycielka. Just prawie wybuchnął śmiechem, ale się powstrzymał, chociaż nie byłam lepsza. Szatyn odsunął się ode mnie, schował twarz w dłonie i zaczął się cicho śmiać. Dlaczego się tak chichotaliśmy? Bo cała klasa się na nas patrzyła, nie mówiąc już o piorunującym wzroku babki od matmy. Popatrzyła na nas jeszcze chwilę, dopóki nie wróciła do prowadzenia lekcji. Przez resztę matematyki siedziałam spokojnie i "słuchałam" nauczycielki. Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy szybko wybiegli z klasy, oprócz mnie. Gdy miałam już wychodzić z klasy, zatrzymała mnie Rozalia.
    - Chodź do sali E i mi wszystko opowiedz - zarządziła białowłosa i pociągnęła mnie i Iris na pierwsze piętro. Później weszłyśmy do sali E. Ja usiadłam na ławce a dziewczyny obok mnie.
    - No więc? - zapytała rudowłosa.
    - Eh...tym chłopakiem jest Kenneth. Pamiętacie go?
    - Co? Znasz chłopaka jeden dzień i już z nim chodzisz? No brawo! - krzyknęła rozradowana Rozalia i mnie przytuliła.
    - Miałam opowiadać...
    - No tak. Kontunuuj.
    - No więc on zaprosił mnie do kina. No w kinie nic się działo, ale jak wracaliśmy z niego, to zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. No i widziałam, jak on flirtuje z ekspedientką. Jak wracaliśmy, to cały czas mu suszyłam głowę tym no i powiedziałam, żeby udowodnił, że nie kręcą go starsze. No i zatrzymał się na poboczu i mnie pocałował. Potem ble ble ble, zostaniesz moją dziewczyną ble ble ble dzięki za kino, ble ble ble cmok cmok cmok - mówiłam.
    - Tego ostatniego zdania za bardzo nie zrozumiałam... - powiedziała Iris.
    - Eh...Zapytał się mnie czy zostanę jego dziewczyną. Zgodziłam się i wróciliśmy do domu. Podziękowałam mu za kino, całus na pożegnanie i happy end. - ostatnie dwa wyrazy powiedziałam trochę głośniej.
    - Oh, wzruszyłam się. Nasza Loree ma chłopaka - powiedziała białowłosa i mnie przytuliła.
    - Następna... - burknęłam. Czy to takie dziwne, że mam chłopaka? Najpierw Justin i teraz ona. No kurwa! Oszaleć można!
    - Roza, puść ją. Dlaczego jak ja miałam chłopaka, to mnie tak nie tuliłaś? - zapytała ruda.
    - Bo nie lubiłam tego twojego chłopaka. I miałam rację! Był zwykłą świnią!
    - No wiem...Miałaś rację, ale teraz mam nowego chłopaka. Jest taki śliczny i miły i kochany i romantyczny i słodki - powiedziała rozpromieniona na jednym wydechu.
    - A masz jego zdjęcie? - zapytałam znudzona.
    - Jasne - powiedziała i zaczęła szukać czegoś w telefonie. - Masz. - podała mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. O boże! Przecież to on...

----------------------------------------------

Pewnie już wiecie o kogo chodzi xD

A teraz stylówka :














Szczerze, to nie za bardzo mi przypadł do gurtu ten rozdział. Taki nijaki :\
I dzięki za komentarze na nowym blogu. Myślałam nawet przez chwilę, aby go usunąć, ale dzięki waszym komentarzom zostawiam bloga. Dziękuję wam kochane :D

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział XI Being a wo­man is a ter­ribly dif­fi­cult task, sin­ce it con­sis­ts prin­ci­pal­ly in dealing with men.

 No więc może zacznijmy od spóźnionych prezentów świątecznych. Rysunki, nad którymi męczyłam się cały dzień xD Oto wasze portrety. Osoby, które nie dodały swoich fotek, nie będą miały portrecików, ale za to coś innego :p














                                                         Dla Dagi xD



 









                                        Dla Agi :)












                                                     Dla Andrei :p
                                                                 
 













                                                       Dla Wiktorii ;p













                                                   Dla Agaty :D















                                                  Dla Sitzu xD













                                                         Dla Ewki :)





No więc to były prezenty, a teraz drugi prezent dla wszystkich. Rozdział xD

-----------------------------------------------------

          Jak ta dziwka mogła tak powiedzieć o mojej siostrze? Wiedziałam, że jest podła, ale że do tego stopnia. To było po prostu wstrętne. Nigdy jej tego nie wybaczę, nigdy!
          Stanęłam przed moją furtką i otwarłam ją. Potem przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka domu. Nic niezwykłego. Puszki po piwie dalej leżące na ziemi, Mo leżący na pianinie, cała kuchnia w soku...Wróć! Mo leżący na pianinie?
    - A tobie nie za wygodnie? - zwróciłam się do psa. Ten skulił ogon i podszedł do mnie. Zaczął się do mnie łasić. - No dobra, dobra. Wybaczam. - zaśmiałam się i usiadłam przy pianinie. Mozart wziął w żeby i podał mi zeszyt z nutami leżący na podłodze. Ja położyłam go przed sobą i zaczęłam grać jakąś smutną piosenkę. Padło na Listen to your heart, Kelly Clarkson. W końcu zaczęłam śpiewać.

I know there's something in the wake of your smile 
I get a notion from the look in your eyes yeah 
You've built a love but that love falls apart 
Your little piece of heaven turns too dark 

Listen to your heart when he's calling for you 
Listen to your heart there's nothing else you can do 
I don't know where you're going and I don't know why 
But listen to your heart before you tell him goodbye 

Sometimes you wonder if this fight is worthwhile 
The precious moments are all lost in the tide yeah 
They're swept away and nothing is what it seems 
The feeling of belonging to your dreams 

Listen to your heart when he's calling for you 
Listen to your heart there's nothing else you can do 
I don't know where you're going and I don't know why 
But listen to your heart before you tell him goodbye 

And there are voices that want to be heard. 
So much to mention but you can't find the words. 
The scent of magic, the beauty that's been 
When love was wilder than the wind. 

Listen to your heart when he's calling for you 
Listen to your heart, there's nothing else you can do 
I don't know where you're going and I don't know why, 
But listen to your heart before you tell him goodbye. 

Listen to your heart mhmmmmm 
I don't know where your going and I don't know why 
Listen to your heart before you tell him goodbye

          Kiedy skończyłam, usłyszałam brawa. Odwróciłam się. Za mną stał Daniel
    - Nie wiedziałem, że umiesz tak dobrze śpiewać i grać - powiedział i uśmiechnął się.
    - Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz - odrzekłam i skierowałam się na górę. Nagle chłopak mnie zatrzymał.
    - Zaczekaj. Dzwoniła dyrektorka twojej szkoły. Mówiła, że pobiłaś jakaś dziewczynę - oznajmił i zmarszczył czoło.
    - A co byś zrobił, gdyby jakaś ździra obrażała Julie? - zapytałam podniesionym głosem.
    - Posłuchaj. Rozumiem, miałaś prawo się zdenerwować, ale nie do tego stopnia, żeby złamać jej nos - odpowiedział. Złamałam jej nos? Noooo, dostało się jej.
    - Należało się jej - powiedziałam i poczłapałam na górę. Kiedy pokonałam schody, odwróciłam się w stronę brata. - Wieczorem wychodzę.
    - Z kim? Znam go?
    - Tak. Z Kenneth'em, bratem Alexa - oznajmiłam.
    - Widzę, że już się poznaliście. On przynajmniej jest w twoim wieku w porównaniu do A...znaczy nikogo.
    - Posłuchaj. Wiem, że ten Alex się we mnie kocha, więc nie musisz tego ukrywać.
    - Powiedział ci?
    - Nie. Następnym razem radzę trochę ciszej mówić - odrzekłam i uśmiechnęłam się szyderczo.
    - Podsłuchiwałaś! - bardziej stwierdził niż zapytał. Ja odwróciłam się na pięcie.
    - Tak. Dlatego kup szczelniejsze drzwi lub ciszej mówcie - oznajmiłam i poszłam do pokoju. Gdy się w nim znalazłam, spojrzałam na zegar. Wskazywał godzinę szesnastą dwadzieścia pięć. Czyli, że mam dwie i pół godziny. Kupa czasu. Wzięłam więc do ręki zdjęcie moje, Julie i rodziców i położyłam się na łóżku. Zdjęcie zostało zrobione, kiedy miałyśmy z Lie po sześć lat. Wtedy rodzice byli jeszcze razem. I co najważniejsze...tata i Julie żyli.
          Po co ja wyciągałam to zdjęcie? Teraz znowu będę płakać. Zdjęcie położyłam na biurku, a sama schowałam twarz w poduszkę. Jakimś cudem się nie rozpłakałam.
          Leżałam tak dość długi czas, bo kiedy spojrzałam na zegar, wskazywał siedemnastą pięćdziesiąt trzy. Czyli, że czas zacząć się szykować. Podniosłam się więc i podeszłam do szafy. Zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu czegoś ładnego. W końcu zdecydowałam się na czarną spódnicę do połowy od z brązowym paskiem i bluzce w czarne kropki. Do tego czarne buty na koturnie z brązowymi sznurówkami i podeszwą. Wszystko wzięłam do ręki i poszłam do łazienki.
          Wzięłam gorący prysznic, który trwał dziesięć minut. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi i chwilkę później pukanie do drzwi łazienki.
    - Loree, przyszedł Kenneth - powiedział Daniel.
    - Powiedz, żeby zaczekał. Jeszcze chwilę tu posiedzę - odrzekłam. Potem wzięłam się za suszenie włosów i ubieranie na siebie wcześniej wcześniej przygotowanych ciuchów. Później zrobiłam loki lokówką. Na końcu zrobiłam makijaż i spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam tak źle. Ujdzie w tłumie.
          Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Wzięłam z niego czarną małą torebkę zakładaną przez ramię do której włożyłam pieniądze i telefon i wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół. Gdy weszłam do kuchni zobaczyłam, że siedział w niej Kenneth z moim bratem. Był ubrany w ciemne jeansy i białą koszulę.
          Kiedy chłopcy mnie zobaczyli, buzie opadły im z wrażenia.
    - Coś nie tak? - zapytałam.
    - N-nie. Wszystko o-ok - wydusił z siebie Kenneth. - Idziemy?
    - Tak - odrzekłam i wyszliśmy z domu. Dopiero wtedy zobaczyłam, że sięgam chłopakowi nieco powyżej brody. Myślałam, że jest niższy.
         Kiedy znaleźliśmy się przy samochodzie, chłopak otworzył mi drzwi, zamknął je i okrążył pojazd, aby chwilkę później usiąść za kierownicą.
         Jechaliśmy w ciszy, kiedy postanowiłam zobaczyć, jak chłopak zapisał mnie w kontaktach. Człowiek, jak się nudzi, to wymyśli wszystko co najgłupsze. Wzięłam telefon chłopaka do ręki i włączyłam go.
    - Co ty robisz? - zapytał.
    - Przeglądam twoje kontakty - odrzekłam spokojnie i weszłam w kontakty. W końcu znalazłam zwój numer podpisany "Loree". Dobra, szukamy dalej. Nagle wpadłam na jakiegoś Justina. Spojrzałam na jego fotę w kontaktach. Ej! Przecież to TEN Justin!
    - Skąd znasz tego chłopaka? - zwróciłam się do Kenneth'a i pokazałam mu zdjęcie.
    - Chodził razem ze mną do szkoły muzycznej, ale pół roku temu zmienił szkołę.
    - To ty chodzisz do muzyka? - zapytałam.
    - Tak. To aż tak dziwne?
    - No...trochę. A na czym umiesz grać? I ten Justin?
    - A co ty się nim tak interesujesz? - zapytał i uśmiechnął się szyderczo.
    - Bo chodzimy razem do klasy. A więc?
    - Ja na perkusji, a on gitara i śpiew. - odrzekł chłopak. Na słowo "śpiew" zrobiłam zdziwioną minę. Czego ja się dowiaduję. Justin umie śpiewać? Świat oszalał. Trzeba go kiedy jakoś podpuścić, żeby coś zaśpiewał. Raczej to będzie trudne, ale kto nie próbuje, ten nie zyskuje.
          Na miejsce dojechaliśmy kilka minut później. Chłopak wysiadł z samochodu, okrążył go i otworzył mi drzwi. Wysiadłam z pojazdu i uśmiechnęłam się do chłopaka.
          Weszliśmy do środka. Kenneth kupił dwa bilety na "Obecność" i weszliśmy na salę kinową. Zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy, aż zacznie się film. Właściwie, to ja nie czekałam. Cały czas siedziałam i modliłam się, że coś się popsuło i nie puścili tego gówna. Ugh...Jak ja nienawidzę horrorów. Na przykład gdy oglądnęłam "Carry" to przez tydzień bałam się wyjść z domu. Może gdybym przed filmem napchała się czekoladą, to nie bałabym się, ale jakbym się właśnie napchała, to zasnęłabym na sali z przejedzenia. Taka właśnie jest logika. Nie logiczna. Tylko strzelić sobie w łeb i czekać co logika wymyśli.
          Wtem zaczął się film. No kurwa! Miałam nadzieję, że coś się stanie i filmu nie będzie. Trudno, wytrzymam. W końcu Kenneth powiedział, że opłaci mi psychopatę...znaczy psychiatrę. No i mi się teraz będzie język plątał! Dobra, dam radę.
          Film trwał dopiero pół godziny, a wydawało mi się, że to wieczność. W pewnej chwili filmu tak się przestraszyłam, że przytuliłam się do chłopaka. Ten tylko mnie objął. O nie! Ty mnie tu zabrałeś i nie myśl, że jeszcze się będę do ciebie tulić! Oderwałam się od Kenneth'a i z powrotem usiałam tak jak wcześniej, tyle że teraz zamknęłam oczy i zatkałam uszy, żeby nic nie słyszeć. Chłopak dziwnie się na mnie popatrzył. Co? Zatkało? Myślałeś, że będę cały film siedziała wtulona w ciebie? A wypchaj się! Do tej dziewczyny obok ciebie się przytul zboczeńcu pieprzony! No dobra, trochę mnie poniosło, ale taka już jestem jak się boję.
         Resztę filmu spędziłam z zamkniętymi oczami, zatkanymi uszami i głową schowaną w kolanach. Kiedy wreszcie się skończyło, zabrałam Kenneth'owi klucze do pojazdu i wybiegłam z kina jak torpeda. Od razu pobiegłam do samochodu i zamknęłam się od środka. Kiedy chłopak próbował otworzyć drzwi, uśmiechnęłam się szyderczo.
    - Loree, wpuść mnie - powiedział, a ja wystawiłam mu język.
    - Nie! To kara za to, że zabrałeś mnie na ten horror - oznajmiłam z cynicznym uśmiechem.
    - Loree... - powiedział nieco podniesionym głosem.
    - Nie!
    - Dobra, to siedź tam sama. Jak sobie pójdę pieszo, a ty zostaniesz tu zupełnie sama - odrzekł.
    - Dobra, dobra! Wygrałeś! Wpuszczę cię - powiedziałam i odblokowałam drzwi samochodu. Chłopak wsiadł do niego i ruszyliśmy.
          Jechaliśmy chwilkę, kiedy chłopak się odezwał.
    - Loree... - zaczął. Nie odezwałam się. - Loree...słuchasz mnie? - dalej się nie odzywałam. -
Do jasnej ciasnej, Loree! Weź coś powiedz.
    - Wypchaj się! Nie odzywam się do ciebie! A teraz dawaj szmal na mojego psychiatrę tak jak obiecałeś - odrzekłam.
    - Dobra. Nie chcesz, to się nie odzywaj. Ja też będę cicho.
    - Nareszcie...
          Jechaliśmy już jakieś pięć minut nie odzywając się. No kurwa! Jest za cicho! Postanowiłam włączyć radio, lecz ono nie chciało się włączyć. Zepsute...
    - Weź coś powiedz, bo jest za cicho - powiedziałam do chłopaka. Ten nawet na mnie nie spojrzał. - Kenneth, bo jak cię kopnę, to polecisz i dwieście kilometrów dalej zatrzymają cię za przekroczenie prędkości. Powiedz coś do cholery! - krzyknęłam. Wtedy Kenneth zaczął się śmiać. - No i z czego rżysz pajacu?
    - Z ciebie i tych twoich sucharów - odrzekł i zaczął się śmiać jeszcze bardziej.
    - Ha ha ha, bardzo śmieszne. Ja poważnie mówiłam - odpowiedziałam i splotłam ręce pod biustem. Wtedy poczułam, że burczy mi w brzuchu. - Głodna jestem. Pojedźmy do jakiegoś całodobowego.
    - Najlepiej na stacje benzynową. Przy okazji zatankuje - odrzekł chłopak. Chwilkę później znaleźliśmy się na stacji. Chłopak kazał mi zaczekać z samochodzie, a sam wszedł do budynku. Wtedy wyjęłam z kieszeni telefon. Dwudziesta druga dwadzieścia pięć. No dość późno. Ale cóż, takie życie. Normalnie, to gniła bym teraz przed laptopkiem lub telewizorem.
          Teraz zaczęłam patrzeć, co robi Kenneth. Flirt z ekspedientką? Uj, nie dobry, nie dobry. Przynajmniej wiem, że lubi starsze od niego o jakieś dziesięć lat. Chociaż ekspedientka nie lepsza. Maślane oczka do klienta? Wniosę na ciebie skargę stara krowo.
          Wtedy do samochodu wrócił Kenneth.
    - Masz - powiedział i podał mi bułkę. Podziękowałam mu i uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak odwzajemnił uśmiech i poszedł napełnić bak samochodu. Trwało to...sama nie wiem ile. Za bardzo skupiłam się na wypełnianiu mojego baku, którym był mój żołądek, bułką. Kiedy chłopak skończył tankować, wrócił do samochodu i wyruszyliśmy w dalszą drogę.
    - I jak tam flirt z ekspedientką? - zapytałam chłopaka z cynicznym uśmieszkiem.
    - Jaki flirt? O czym ty mówisz? - zapytał.
    - Nie udawaj, że nie wiesz. Przecież widziałam jak patrzyłeś się na nią - odrzekłam.
    - A nawet gdyby, to co? Zazdrosna? - Teraz to on uśmiechnął się cynicznie.
    - Że co? W tobie? Nie! Nigdy! - zaczęłam się bronić, a chłopak się śmiał.
    - Przecież żartowałem. A co do ekspedientki, to starsze ode mnie mnie nie kręcą - powiedział. Czy aby na pewno?
    - Tak? To udowodnij - rozkazałam. Wtedy chłopak zjechał na pobocze i popatrzył się na mnie. Ja tylko podniosłam jedną brew do góry i wpatrywałam się w niego. - No udowodnij - zachęcałam. Wtedy chłopak zbliżył się do mnie. O nie! Nawet nie próbuj! No chyba, że chcesz w pysk!
    - Jak chcesz - powiedział i musnął delikatnie moje usta. Zdębiałam. Nie wiedziałam, co robić. Wtedy Kenneth objął mnie w pasie i bardziej przyciągnął do siebie. Ciekawe, jak to się skończy...

------------------------------

Dobra, macie te moje wypociny. Rozdział jak dla mnie nie wyszedł tak źle, ale zdecydowanie za krótki. Trudno. Następnym razem się bardziej postaram.

Teraz stylówka :


Bluzka i spódnica


Buty xD

Piszcie, czy podobały się obrazki. Za bardzo to podobne nie jesteście, ale chyba liczą się dobre chęci, prawda? :)







wtorek, 24 grudnia 2013

Oświadczenie

          Ja, Marcelaa Liv, uroczyście oświadczam, że po kilku godzinach namysłu zdecydowałam się, iż będę prowadziła dwa blogi na raz : ten i inny.
          Link do nowego bloga znajdziecie na końcu posta, lecz teraz chciałam coś powiedzieć.
          Khy, khy!
          No więc z blogu bohaterką główną jest dwunastolatka. Wiem, że może się wydawać nudne, bo w końcu z dwunastolatką na pewno żadnych fajnych akcji nie będzie. I pewnie macie racje. Lecz ja mam taki jeden pomysł, który przyszedł mi do mózgu ( Tak. Jakimś cudem jeszcze mam mózg xD ) który rozwinę w pierwszym rozdziale, dlatego proszę o cierpliwość.
          Wracając do blogów. Rozdziały będą pojawiały się na przemian. Raz na jednym blogu, raz na drugim. Teraz postaram się dodawać mniej więcej co dwa dni rozdział czyli co cztery na każdym blogu. Lecz potem oczywiście jest szkoła, więc się nie wiem czy wyrobie. Za to po dwóch tygodniach chodzenia do szkoły po świętach będą znowu dwa tygodnie wolnego, bo mam ferie, więc jakoś to będzie.
          Mam wielką nadzieję, że nowy blog bardzo się wam spodoba. Oto link
       
          http://after-waking-sf.blogspot.com/

          Jak na razie jest tylko prolog :)

Merry Christmas !

          No więc z okazji świąt ( właściwie to wigilii ) chciałam wam życzyć wszystkiego co najlepsze. Dużo radości, pomyślności i szczęścia. Dobrych ocen, średniej i żeby nauczyciele się na was nie uwzieli. Życzę też świąt spędzonych w rodzinnym gronie i duuuuużo prezentów. Oczywiście też, żeby wena wam dopisywała i nigdy nie opuszczała w pisaniu rozdziałów :)
          Mam nadzieję, że te święta zapamiętacie jak najlepiej xD

                                                                                            Z pozdrowieniami
                                                                                                    Marcelaa Liv :*



A teraz przyznawać się. Kto zaznaczył w ankiecie, że Loree ma być lesbą xD

P.S.Proszę, aby wszyscy napisali w komentarzu swoje daty urodzenia :3 Z góry dzięki

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział X My one reg­ret in li­fe is that I am not so­meone el­se.

         Poczułam, że się budzę. Chciałam z tym walczyć. Chciałam uciec od rzeczywistości i nigdy się nie obudzić, ale niestety mój kochany mózg mi na to nie pozwolił. Dobra, nie będę z tym walczyć, bo i tak przegram. Zaczęłam więc powoli otwierać swoje oczy. Iris spała na kanapie, a Rozalia na fotelu. Wstałam więc powoli i podeszłam cicho do szafy. Wygrzebałam z niej szary sweter w czarne kropki, złoto-szare rurki i kremowe tenisówki. Z wszystkim poszłam do łazienki. Gdy się w niej znalazłam, wzięłam szybki prysznic i ubrałam wszystko na siebie. Włosy uczesałam w wysoki kucyk, a grzywkę zostawiłam normalnie.
         Tak ubrana wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, aby zrobić śniadanie. Na dole zastałam kompletny bałagan. Puszki po piwie i pizzie porozwalane po całym domu. Do tego kilku kolegów Daniela śpiących na podłodze. Westchnęłam tylko.
    - Ała! - usłyszałam, kiedy szłam do kuchni. Zatrzymałam się i popatrzyłam na ziemie. Leżał na niej jakiś chłopak. Przez przypadek stanęłam mu na ręce.
    - Dlatego właśnie nie śpi się na podłodze - powiedziałam do chłopaka i ruszyłam w dalszą drogę do kuchni. Kiedy stanęłam przy lodówce i ją otworzyłam, chłopak się odezwał.
    - Może by tak przepraszam? - zapytałam i wstał.
    - Sorry - mruknęłam i wyjęłam z lodówki ser biały. Położyłam go na blacie i z chlebaka wyjęłam tosty. W tym samym czasie chłopak siedział przy stole i schował twarz w dłonie. Nagle się zerwał.
    - Zaraz, zaraz! Skąd ty się tu wzięłaś? Przecież nie zapraszaliśmy żadnych dziewczyn!
    - Jakiś ty spostrzegawczy - prychnęłam. - Jestem siostrą Daniela.
    - On nic nie mówił, że ma siostrę - powiedział i skrzywił się trochę.
    - Nic nowego...
    - Masz coś na kaca? - zapytał. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej sok pomarańczowy. Dlaczego jak ja miałam kaca, to był tylko jarzębinowy? Mniejsza. Rzuciłam go chłopakowi i wróciłam do smarowania tostów serem. Szatyn wypił wszytko i podszedł do mnie - Tak w ogóle to się nie przedstawiłem. Jestem Kenneth - powiedział chłopak i uśmiechnął się do mnie.
    - Loree - oznajmiłam i odwzajemniłam uśmiech.
    - Mówisz, że jesteś siostrą Daniela? - kiwnęłam głową. - Młodszą o ile?
    - O pięć lat. A ty? Kolega ze studiów?
    - Nie. Jestem bratem Alexa. Wiesz którego?
    - Tak. Zdążyłam go poznać.
    - Czekaj. On wczoraj coś pieprzył, że chodzi z jakąś Loree. Chodziło mu o ciebie?
    - O mnie? Chyba sobie żartujesz. Za stary jak dla mnie.
    - Wydaje mi się, że chodziło mu o ciebie, bo jak on to powiedział, to twój brat przyjebał mu prawym sierpowym - oznajmił i zachichotał. Kochany braciszek. Broń swoją siostrę przed tym zboczeńcem. - Widać, że mu się podobasz.
    - O tym, to ja wiem. Podsłuchałam ich rozmowę.
    - Lepiej uważaj na mojego brata. Podrywa laski, a potem je rzuca. - Skąd ja to znam?
    - Dlaczego mi to mówisz?
    - Bo szkoda mi ciebie, jak i wszystkich innych lasek - westchnął. - Gdzie toaleta?
    - Tam - powiedziałam i wskazałam na czarne drzwi. Chłopak podziękował i wszedł do łazienki. W tym samym czasie na dół zeszły Iris i Roza. Rozalia usiadła przy stole, a Iris stanęła obok mnie.
    - Pomóc? - zapytała i uśmiechnęła się do mnie.
    - Jakbyś mogła - odrzekłam. Dziewczyna kiwnęła głową i teraz razem robiłyśmy tosty. W czasie pracy spojrzałam na Rozalię. Siedziała smutna i pisała coś na telefonie. Szturchnęłam Iris i pokazałam na białowłosą.
    - A jej co? - szepnęłam. Rudowłosa wzruszyła ramionami. Podeszłyśmy więc do stołu i usiadły obok dziewczyny. - Rozalia, co się dzieje?
    - Nic - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
    - Nie umiesz kłamać, wiesz? - powiedziała Ir. Długowłosa westchnęła.
    - Przeprowadzam się do Francji - powiedziała smutno.
    - C-co? - zapytałyśmy chórem.
    - W piątek wieczorem wyjeżdżam. Chciałam wam to powiedzieć jeszcze wczoraj, ale się bałam. Proszę, obiecajcie, że zawsze będziemy się przyjaźnić - rozkazała. Ja z Iris kiwnęłyśmy i zrobiłyśmy grupowego przytulasa. Siedziałyśmy tak kilka sekund.
    - Dobra, koniec, bo się rozkleję - zaśmiałam się, a dziewczyny razem ze mną.
    - Jedzmy te kanapki, bo zgłodniałam - odrzekła rudowłosa. Kiwnęłam głową i zaczęłyśmy jeść. Nagle do kuchni wszedł Kenneth. Trochę się zdziwił kiedy nas zobaczył.
    - Jesteście na prawdę, czy to ja widzę potrójnie? - zapytał i przetarł oczy.
    - Prawdziwe. Pozwólcie, że was przedstawię. Dziewczyny, to Kenneth. Kenneth, ta rudowłosa to Iris, a ta druga to Rozalia - przedstawiłam ich. Podali sobie ręce i wymienili się uśmiechami. - A teraz siadaj i jedz, bo nic ci nie zostanie - zwróciłam się od chłopaka.
    - Zrobiłaś dla mnie kanapki? Nigdy żadna dziewczyna nie zrobiła mi tostów - powiedział z udawanym zaskoczeniem.
    - Czyli, że jestem pierwsza. Zapisz to sobie w swoim kalendarzyku, bo szybko to się nie powtórzy - oznajmiłam. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech i wchłonął tosta.
    - Dobrze skarbie - powiedział z pełną buzią.
    - Dobra, nie podlizuj się. Ja idę na górę po książki i możemy iść - odrzekłam i poszłam do pokoju. Spakowałam potrzebne rzeczy, wzięłam telefon i zeszłam z powrotem na dół. Dziewczyny stały już gotowe obok drzwi.
    - Dobra, to my idziemy. Hej - powiedziałam do szatyna.
    - Zaczekaj. Napisz mi swój numer - poprosił i dał mi swoją rękę. Z kieszeni torby wyjęłam długopis i napisałam chłopakowi dziewięć cyferek. Ten się tylko uśmiechnął i się pożegnaliśmy.
          Razem z Iris I Rozalią szłyśmy drogą i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Nagle Roza spojrzała na mnie uśmiechnęła się szyderczo.
    - Wiesz, nawet ładny ten Kenneth - odrzekła. O nie! Znowu zaczyna!
    - Roza! Nawet nie próbuj mnie z nim swatać! - oznajmiłam wzburzona.
    - Ale weź! Poprosił cię o numer, uśmiechnął się, powiedział skarbie - przy ostatnim słowie szeroko się uśmiechnęła.
    - Weź się wypchaj! Znam człowieka kilkanaście minut.
    - A właśnie. Jak wy się w ogóle poznaliście? - zapytała rudowłosa.
    - Gdy szłam do kuchni, to on spał na podłodze i stanęłam mu przez przypadek na rękę - odrzekłam spokojnie.
    - To za miłe spotkanie nie było - skomentowała białowłosa i się skrzywiła.
    - No przecież wiem. Po za tym nie mam ochoty mieć chłopaka. Ostatni jakiego miałam, skrzywdził mnie, dlatego nie ufam mężczyznom - powiedziałam i spuściłam głowę. Rówieśniczki spojrzały na mnie
smutno.
    - Nie nalegam, ale możesz powiedzieć, co się stało? - zapytała Iris. Kiwnęłam głową i westchnęłam.
    - Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Myślałam, że on też, ale się myliłam - zaczęłam. Przerwałam na chwilkę i potem kontynuowałam. - Na początku byłam w siódmym niebie, ale to skończyło się po miesiącu. Zaczął robić się okropnie oschły. Kilka razy nawet mnie uderzył. Kiedy próbowałam odejść, on zagroził, że całej szkole pokarze film, na którym jestem pijana i tańczę na stole. Z tym tańcem to był tylko żart, ale powiedział, że wymyśli jakąś historyjkę i zrobi ze mnie pośmiewisko. Wytrzymywałam z nim tak pół roku. Przez niego zaczęłam ubierać się jak jakaś dziwka, zaczęłam chodzić z nim na jakieś imprezy do jego kolegów. Jakoś to wytrzymywałam, ale pewnego dnia próbował... - tutaj przerwałam. Wzięłam głęboki wdech. - Próbował mnie zgwałcić.
          Zobaczyłam, że na twarzach dziewczyn malowało się zaskoczenie. W końcu dziewczyny mnie objęły. Nie płakałam. Nie miałam za czym. Przecież nie będę płakać za takim dupkiem...
    - Przykro nam - powiedziała białowłosa. Ja uśmiechnęłam się do niej blado.
    - Obiecajcie, że nie powiecie nikomu i że nie będziecie o tym wspominać - powiedziałam. Dziewczyny kiwnęły głową i ruszyłyśmy w dalszą drogę do szkoły. Szłyśmy w ciszy, dopóki Rozalia znowu nie zaczęła gadać o Kenneth'cie.
    - Ale Loree. On jest przystojny, miły, przystojny...
    - Oj przestać już! Jak ci się tak podoba, to sama zacznij z nim chodzić - mruknęłam.
    - Mi wystarczy mój kochany Leo. Nie zostawię go dla nikogo. On też na pewno mnie nie zostawi... - I tak ćwierkotała całą drogę do szkoły o tym swoim Leo. Całe szczęście, kiedy doszliśmy pod szkołę, białowłosa się uspokoiła. No ja nie wiem, jak można być tak zakochanym. Szczerze, to nawet jej trochę zazdroszczę. Jest szczęśliwa. Szkoda, że są małe szanse, że ja też będę...
          W tej chwili zadzwonił dzwonek. Schowałam niepotrzebne rzeczy do szafki, a sama poszłam do sali B. Usiadłam obok Roberta. Przywitaliśmy się uśmiechami i w tej chwili do sali weszła nauczycielka. Siedziałam i się nudziłam przez połowę lekcji. Nagle poczułam, jak mój telefon wibruje. Ponieważ siedziałam w ostatniej ławce, wyjęłam telefon i przeczytałam SMS.

Od : Nieznany
Hej, to ja, Kenneth. 
Dasz się dzisiaj zaprosić do kina?

          Uśmiechnęłam się do siebie i wystukałam odpowiedź.

Dobra. A na co idziemy?
Obecność xD
Niee! Tylko nie to! Na żaden horror nie idę. Pierdole, nie robię!
Oj no weź! To tylko film...
Dobra, ale jak coś, to ty mi opłacasz psychiatrę.
Spoko xD Będę o 19.00
Ok :p

          Telefon z powrotem odłożyłam do kieszeni i przez resztę lekcji się nudziłam. Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy szybko wybiegli na korytarz, w tym ja. 
          Matma, angielski, fizyka, biologia, geografia, w-f, WOS. Wszystkie te lekcje minęły dość szybko. Kiedy się skończyły, wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do bramy. Kiedy stanęłam przy wyjściu, ktoś mnie zatrzymał.
    - Patrzcie. Czy to nie nasza kochana Loree? - usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam tą blond dziwkę i jej dwie przyjaciółeczki.
    - Czego chcesz? - burknęłam.
    - Słyszałam, że twoja siostrzyczka nie żyje - odrzekła. Zacisnęłam dłonie w pięści, a usta w wąską linię. - Wiesz, to nawet dobrze. Ma za swoje. Poderwała mojego chłopaka i teraz los jej odpłacił...
    - Odszczekaj to! Nikt nie będzie tak mówił o mojej siostrze - warknęłam.
    - Bo co? Mówię tylko prawdę. Twoja siostra to była zwykła dziwka.
           Teraz nie wytrzymałam. Podbiegłam do dziewczyny i uderzyłam ją prawym sierpowym. Blondynka upadła. Z jej wargi zaczęła lecieć krew. Spojrzała na mnie gniewnie i wstała. Kiedy chciałam ją znowu uderzyć, ona kopnęła mnie w brzuch. Odsunęłam się do tyłu i wtedy jeszcze raz mnie kopnęła. Kiedy szykowała się do trzeciego kopnięcia, kopnęłam ją w twarz z półobrotu. Opłacało się ćwiczyć Kung Fu. Kiedy chciałam kopnąć ją jeszcze raz, ktoś złapał mnie od tyłu i odciągnął od blondynki. Szarpałam się, próbowałam uwolnić, ale nie mogła. Kątem oka zobaczyłam, że był to Justin.
    - Puść mnie! Ta szmata musi zapłacić za to, co powiedziała! - krzyczałam.
    - Loree! Odpuść! Już jej pokazałaś, że jesteś silniejsza.
    - Nie! Będzie cierpieć jak moja siostra! - wrzeszczałam. Wtedy ze szkoły wybiegła dyrektorka.
    - Co tu się dzieje?! - zapytała zdenerwowana.
    - Ona mnie pobiła - powiedziała Amber i zrobiła maślane oczka. Chętnie bym je jej wydrapała.
    - A ty?! Obraziłaś moją siostrę!
    - Spokój! - krzyknęła dyrektorka. - Panno Ryen, pani ojciec ma przyjść jutro do szkoły.
    - Szkoda tylko, że go nie mam - syknęłam i wyrwałam się z objęć Justina. Wzięłam na ramię torbę i wyszłam po za teren szkoły.
          Szłam ulicą ze spuszczoną głową szlochając. Osoby, które mnie mijały, patrzyły na mnie ze współczuciem. A co z ich współczucia? To nie przywróci życia mojej siostrze i ojcu...

--------------------------------

Stylówka :













No więc chciałam poinformować Agę, że koniec z moim szantażem. Tyle osób cię już szantażowało, że postanowiłam ci odpuścić. Znaj moją litość xD

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział IX Frien­ds are an­gels who lift us to our feet when our win­gs ha­ve troub­le re­mem­be­ring how to fly.

Jprdl! Sama prawie się płakałam, jak pisałam początek tego rozdziału :P Nie dość, że rozdział taki nijaki, to jeszcze słuchałam smutnych piosenek xD

          Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Kto do jasnej ciasnej śmie mnie budzić? Mimowolnie otworzyłam oczy. I wtedy sobie wszystko przypomniałam. Morderstwo taty i Julie...Ciało Lie leżące na korytarzu...Nóż w moim brzuchu...Od razu straciłam chęć do wstawania.
          Przykryłam całe swoje ciało kołdrą. Poczułam, jak moje oczy zaczynają być coraz bardziej wilgotne. Nie! Nie będę płakać! Muszę zacząć nowe życie! Wiem, że żeby o wszystkim zapomnieć musiałabym wyjechać lub co najmniej się wyprowadzić do innego domu, ale przecież ja nie będę wyjeżdżała z Nowego Yorku, a Daniel nie ma pieniędzy na nowy dom, więc nie mam wyboru. Muszę tu wytrzymać. Przynajmniej do czasu, aż skończę szkołę. Dam, radę! Dam...Chyba...
          Zdjęłam z siebie kołdrę. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Wstałam i skierowałam się w stronę szafy. Wyjęłam z niej czarną, przeźroczystą, zapinaną koszulę, czarną bokserkę, różowe rurki i czarne conversy. Wszystko wzięłam do ręki i poszłam do łazienki. Kiedy się w niej znalazłam, wzięłam gorący prysznic. Chciałam zapomnieć o wszystkim. O całym świecie, o śmierci taty i Lie, o wyprowadzce, o Belli. Gdybym mogła, cofnęłabym czas. Powstrzymałabym Bellę, ostrzegła rodzinę. A teraz? Został mi tylko brat, mama i Mozart...Nikogo więcej nie mam. Nikogo...
          Gdy wyłączyłam wodę, ubrałam na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Z włosów próbowałam zrobić taką fryzurę, jaką tydzień temu zrobiła mi Julie. Ale tylko ona umiała ją robić...
          Teraz rozpłakałam się do reszty. Usiadłam na kraju wanny, twarz schowałam w dłonie i zaczęłam szlochać. Płakałam chyba z dziesięć minut. Miałam tego po prostu dość! Wstałam i podeszłam do szafki. Były w niej żyletki. Wzięłam jedną i przybliżyłam do ręki. Chciałam zrobić jedno cięcie, ale nie mogłam! Byłam za słaba! Nie miałam siły! Żyletkę odłożyłam z powrotem na miejsce, a sama usiadłam na taborecie i wróciłam do szlochania.
          Nagle usłyszałam pukanie do drzwi łazienki.
    - Loree. Jesteś tam? - zapytał jakiś głos. Zaczynam chyba słyszeć głosy.
    - Odejdź kimkolwiek jesteś! - krzyknęłam.
    - To ja! Daniel! Otwórz! Proszę... - powiedział. Powoli wstałam i podeszłam do drzwi. Cała we łzach otworzyłam drzwi. Stał w nich Daniel. Gdy mnie zobaczył, posmutniał i przytulił mnie do siebie. Teraz płakałam mu w ramię. Ogarnęłam się po jakiś pięciu minutach.
    - Nie idę dzisiaj do szkoły - mruknęłam.
    - Nie musisz - oznajmił i mnie puścił. Uśmiechnął się jeszcze i odrzekł - Idę teraz na te wykłady. Wrócę o piętnastej. Pa - powiedział wesoło i poczochrał mnie po włosach.
    - Hej - odpowiedziałam smutno i wróciłam do łazienki. Włosy związałam w kucyk na boku i zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki z serem i pomidorem i szybko je zjadłam. Potem poszłam do salonu i włączyłam jakiś film. Usiałam na kanapie i oglądałam, dopóki nie przyszedł Daniel. Ha! Dwadzieścia trzy minuty spóźnienia!
    - Jestem! - krzyknął. No to, to wiem. - Chodź tu! - A po kiego chuja?
    - Dobra! - odkrzyknęłam leniwie i wstałam. Poszłam do drzwi. Stał przy nich Daniel i jakiś chłopak.
    - To jest mój znajomy, Alex. Alex, to jest Loree - przestawił nas ciemnowłosy.
    - Miło poznać - powiedziałam, podałam chłopakowi rękę i uśmiechnęłam się szeroko.
    - Nawzajem - odrzekł, uścisnął moją dłoń i również się uśmiechnął.
    - Będziemy u mnie w pokoju - przerwał nam Daniel i poszli na górę. Już miałam wracać na kanapę, kiedy znowu zadzwonił dzwonek do drzwi. Wywróciłam tylko oczami i westchnęłam. Wróciłam z powrotem do drzwi i je otworzyłam. Kogo zobaczyłam? Rozpromienioną Iris i Rozalię. Zaraz gdy mnie zobaczyły, rzuciły się na mnie i zaczęło się ściskanie.
    - Loree! Wreszcie wróciłaś! - krzyknęła zadowolona Roza.
    - Też się ciesze, że was widzę - powiedziałam wesoło. - Co tu robicie?
    - Przyszłyśmy do ciebie dać ci notatki z poprzedniego tygodnia - odrzekła białowłosa.
    - Wejdźcie - powiedziałam i je wpuściłam do środka. Weszły, zdjęły buty i poszłyśmy na górę. Weszłyśmy do mojego pokoju. Usadowiłam swoje cztery litery na łóżku, a dziewczyny rozglądały się po całej sypialni.
    - Boże! Bożeńko! Jaki śliczny pokój! - piszczała Rozalia.
    - Prawda? Urządziła mi go...siostra - odrzekłam smutno i spuściłam głowę. Iris usiadła po mojej prawicy, a Roza uklękła naprzeciw mnie.
    - Wiemy o wszystkim. Przykro nam...- powiedziała Iris i mnie przytuliła. Tym razem nie płakałam. Byłam szczęśliwa! Wiem, to głupio brzmi, że mój tata i siostra nie żyją, a ja jestem szczęśliwa, ale nie chodzi o to. Byłam szczęśliwa, że mam takich wspaniałych przyjaciół, na których mogę liczyć.
    - Dobra, koniec użalania się nade mną. Dacie mi te notatki? - zapytałam. Roza kiwnęła głową i podała mi zeszyty.
          Zaczęłam przepisywać. Zajęło mi to około dwóch godzin. Dlaczego tak długo? Ponieważ cały czas śmiałyśmy się razem z Rozalią i Iris. Opowiadały mi o tym, co działo się, kiedy mnie nie było.
          Gdy skończyłam, oddałam Rozalii zeszyty i wyszłyśmy z mojego pokoju. Kiedy stanęłyśmy na korytarzu i rozmawiałyśmy z Rozą, Iris podglądała co robi mój brat i Alex.
    - Iris, co ty robisz? - zapytałam.
    - Chcę wiedzieć, co robią faceci w wieku twojego brata.
    - Oj weź nie kłam. Jeśli podoba ci się mój brat, to powiedz. Postaram się coś zrobić, żebyście byli razem - odrzekłam i zachichotałam. Dziewczyna spojrzała na mnie z rządzą mordu w oczach. Wiedziałam, że muszę uciekać. Biegłam przed siebie i śmiałam się na cały regulator. Iris w tym czasie próbowała mnie dogonić i zabić. Szybko zbiegłam na kuchni i stanęłam na stołem. Iris była po drugiej stronie.
    - Radzę ci się odsunąć, bo powiem mojemu bratu, że on ci się podoba - zagroziłam.
    - Nie ośmielisz się... - powiedziała i uśmiechnęła się szyderczo.
    - Zakład? - zapytałam. - Daniel! Chodź do kuchni! Jest tu moja koleżanka, której się podobasz! - krzyknęłam i jakimś cudem powstrzymałam się od śmiechu. Iris zrobiła przerażoną minę i pobiegła do drzwi, a ja za nią.
    - Co ty robisz? - zapytałam, nie wiedząc o co chodzi.
    - Muszę uciekać, bo zrobię z siebie pośmiewisko! Pa! - powiedziała i już miała wychodzić, kiedy ją zatrzymałam.
    - Iris, on wie, że ja żartowałam - odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać.
    - Na pewno?
    - Tak, nie martw się.
    - Czyli, że mogę cię zatłuc - powiedziała i uśmiechnęła się szyderczo.
    - Nawet nie próbuj, bo powiem mojemu bratu, że wszystko co mówiłam, to prawda - zagroziłam dziewczynie palcem, a ta zrobiła smutną minkę.
    - No dobra. Która jest w ogóle godzinka? - zapytała dziewczyna. Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
    - Siedemnasta trzydzieści dziewięć. Do której możecie być?
    - Ja najwyżej do osiemnastej, no chyba, że bym tu nocowała.
    - A możesz?
    - Raczej tak, tylko że nie mam piżamy.
    - To akurat najmniejszy problem! Coś ci mogę pożyczyć. To co? Zostajesz? - zapytałam radośnie.
    - Jasne! Zadzwonię tylko do mamy, ok?
    - Spoko. Zapytam się jeszcze Rozalii czy może zostać.
          Wróciłam na górę i weszłam do swojego pokoju. Na moim łóżku leżała Rozalia i tarzała się ze śmiechu.
    - Co ci tak wesoło? - zapytałam i uśmiechnęłam się.
    - Śmieję się z ciebie i Iris. I oczywiście z tego, jak krzyknęłaś swojemu bratu, że on podoba się Iris. Właśnie, jak ona zareagowała? - zapytała białowłosa i podeszła do mnie.
    - Zrobiła przerażoną minę i próbowała wybiec z domu - powiedziałam i zachichotałam. - Ale przyszłam cię o coś zapytać. Możesz zostać u mnie na noc?
    - Jasne, że tak! A pożyczysz jakąś koszulę na noc?
    - Tak. Iris też zostanie, tylko poinformuje rodziców. Czyli co? Zostajesz?
    - Jasne. Tylko co będziemy robić?
    - Coś się wymyśli. Czekaj, powiem bratu, że zostajecie - powiedziałam i ruszyłam w stronę pokoju Danielka. Zapukałam, a gdy usłyszałam "proszę", weszłam. Mój brat i Alex leżeli na ziemi i tarzali się ze śmiechu.
    - Nie wnikam, co się dzieje. Chciałam tylko cię poinformować, że koleżanki zostają u mnie na noc - oznajmiłam. Daniel od razu zerwał się na równe nogi.
    - Co? Nie ma mowy! Ja zaprosiłem kumpli. - "Ja zaprosiłem kumpli". A co mnie to obchodzi?  Też mam prawo zapraszać znajomych.
    - Oj no weź. Będziemy cały czas siedziały w moim pokoju - poprosiłam i zrobiłam maślane oczka. Chłopak westchnął.
    - No dobra. Moi znajomi przychodzą o osiemnastej, więc szybko coś zjedzcie i w ogóle.
    - Dzięki! Dzięki! Dzięki! - zaczęłam piszczeć i przytuliłam brata i jak najszybciej wybiegłam z pokoju chłopaka. Kiedy znalazłam się na korytarzu, coś mnie podkusiło, żeby podsłuchać rozmowę chłopaków. Przyłożyłam więc ucho do drzwi i słuchałam.
    - Kobiety - powiedział mój brat. Masz coś do kobiet? To powiedz mi to w twarz!
    - Wiesz, nawet ładna ta twoja siostra - powiedział Alex. C-co on powiedział? Że jestem ładna? Teraz zrobiłam minę typu WTF?* i szybko wróciłam do pokoju. Otworzyłam drzwi, zamknęłam i oparłam się o nie.
    - Loree, co ci? - zapytała rudowłosa.
    - Widziałaś kolegę mojego brata? - kiwnęła głową. - Powiedział do mojego brata, cytuję, "Nawet ładna ta twoja siostra". - odrzekłam, a Roza zaczęła skakać.
    - Co? Mówisz serio? O boże! Twoja pierwsza miłość w No... - zatkałam białowłosej usta.
    - Zamknij się! Potem o tym pogadamy. Teraz szybko musimy zająć łazienkę, bo o osiemnastej przychodzą kumple mojego brata.
    - I co w związku z tym? - zapytała Iris.
    - Mój brat chyba uważa, że będziemy przeszkadzać. Więc zaraz znajdę wam jakieś piżamki i szybko idziemy zajmować łazienki, ok? - dziewczyny kiwnęły głową. Zaczęłam grzebać w szafie. Po kilki sekundach wygrzebałam Iris białą koszulkę w krótkim rękawem i czarne, także krótkie, spodenki. Rozalii za to dałam długą do połowy ud czerwoną koszulę. Sama natomiast wzięłam czarną koszulkę na ramiączkach i różowe krótkie spodenki.
         Tak wyposażone wyszłyśmy na korytarz.
    - Rozalia, na dole jest łazienka. Pójdziesz do niej, ok? - białowłosa kiwnęła głową i zeszła po schodach. - A dla ciebie Iris łazienka jest na końcu korytarza.
    - Spoko - odpowiedziała i wbiegła do łazienki. Rudowłosa spędziła w niej pięć minut, a ja drugie pięć. Kiedy wróciłam do pokoju, Rozalia i Iris siedziały na moim łóżku i rozmawiały. Usiadłam obok nich.
    - To co robimy?- zapytała białowłosa
    - Dzwonimy do Justina i pierdolimy mu coś? - zaproponowałam.
    - Dobra, ale ty mówisz.
    - Ok, ale pożyczcie mi telefon, bo mój numer już ma.
    - Mój też - oznajmiła Roza.
    - Iris? - zapytałam. Dziewczyna uśmiechnęła się i podała mi telefon. - Dzięki.
          Wykręciłam numer Justina i czekałam. Jeden sygnał...drugi...trzeci...Odebrał?

tel : Halo?
Lor : Tatuś?
tel : Nie...
Lor : Nie jesteś mój tatuś? Sąd ci udowodni, że jesteś!

          Odłożyłam telefon i zaczęłyśmy się rechotać. Śmiałyśmy się chyba z minutę. Kiedy się ogarnęłyśmy, wzięłam znowu telefon Iris.
    - Teraz do Dylana. Kto dzwoni? - zapytałam.
    - Ja mogę - odpowiedziała Iris. Wykręciłam numer Dylana i podałam dziewczynie telefon.

tel : Halo?
Iris : Dzień dobry. Ostatnio zostawiłem u pana pelerynę.
tel : A kto mówi?
Iris : Batman!

          Iris odłożyła telefon i znowu się rechotałyśmy.
    - Dobra, teraz ostatni raz. Teraz Roza - odrzekłam.
    - Nie, lepiej ty. Ja nie znam takich tekstów - odpowiedziała wesoło białowłosa.
    - No dobra. Czyli teraz do Dominica. - powiedziałam i wzięłam telefon do ręki. Wykręciłam numer Dominica. Jeden sygnał...drugi...trzeci...czwarty...Odebrał.

tel : Halo?
Lor : Halo? Jestem z elektrowni. Czy jest u pana prąd?
tel : Tak.
Lor : To proszę nabrać w wiaderko, bo zaraz wyłączamy.

          Odłożyłyśmy telefon i jeszcze trochę się pośmiałyśmy. Potem jeszcze zadzwoniłyśmy na przypadkowy numer. Trafiłyśmy na jakiegoś gościa i zaczęłyśmy z nim gadać. Rozmawiałyśmy z nim jakieś dwadzieścia minut. Potem włączyłyśmy mojego laptopa i oglądnęłyśmy jakiś film. Później jeszcze pogadałyśmy i zasnęłyśmy. 
          Podsumówując, był to wspaniały dzień.

------------------------------------------------------

Stylówa

I mina Loree, kiedy usłyszała, że podoba się Alexowi xD  (mina WTF?)


Następny będzie, jak Aga doda rozdział XVI xD

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział VIII In a multitude of words there will certainly be an error

No więc to jest taki bonusik. Teraz rozdziałów nie dodaje, dopóki Aga Pass nie doda swoich fotek ( przynajmniej jedną ) 
Wiem, jestem wredna xD Jak coś, to Miki mi pomorze xD


          Czy ja dobrze słyszałam? Ona chce zabić mojego ojca? Przecież mówiła, że go kocha! Ale to żmija! Kłamała!
          Już chciał wbiec do pokoju, ale coś mnie tknęło. Nikt mi na pewno nie uwierzy, ale jeśli ją nagram...Zawsze warto spróbować. Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam telefon. Włączyłam kamerę i ją nagrałam.
    - Nie martw się kotku. Nikt się nie dowie, że to ja zabijam ciotkę tych dziewczyn, a że zabiłam ich ojca, to tym bardziej. Jego córeczki też zabiję. Jedna z nich wszystko wie. Na pewno to wygada - mówiła. Kiedy tak rozmawiała, nagle odwróciła się w moją stronę. O kurwa! Zobaczyła mnie! I co ona ma w ręce? Czy to nóż?! Zaczęłam uciekać, a ona za mną. Wbiegłam szybko do pokoju i zamknęłam do na klucz. Usiadłam na łóżku i skuliłam się. A jeśli ona tu wejdzie i skasuje film? Jest tylko jedno wyjście. Zgrać film na komputer. Szybko wzięłam laptop na kolana i podłączyłam do niego telefon. Zgrałam film i wyłączyłam laptop. Kiedy miałam dzwonić na policję, usłyszałam głos Julie. Proszę cię, nie idź tu. Ona cię zabiję!
    - Loree? - zapytała cicho.
    - Uciekaj! Ona cię zabiję! - krzyknęłam.
    - Lor... - przerwała. Słyszałam jeszcze tylko jak ktoś upada na podłogę. Nie! Tylko nie mówcie, że ona...ją zabiła...
          Do oczu napłynęły mi łzy. Wzięłam telefon do drżącej ręki i wykręciłam numer na policję.
    - Słucham - powiedział głos w słuchawce.
    - Szybko przyjeżdżajcie na ulicę Stiwensa 8. Narzeczona mojego ojca zabiła moją siostrę i teraz chce mnie zabić. Proszę pośpieszcie się! - powiedziałam cała we łzach.
    - Już wysyłamy radiowóz...
          W tej właśnie chwili, Bella wyważyła drzwi do mojego pokoju. Była cała czerwona ze złości. Zauważyłam, że w korytarzu leży Julie cała we krwi. Teraz zaczęłam jeszcze bardziej ryczeć.
          Kobieta podeszła do mnie z szyderczym uśmiechem. Próbowałam się bronić, ale wtedy poczułam ostry ból w okolicach brzucha. Zauważyłam, że krwawię, a z brzuchu mam nóż...

                                                                     ***

          Szłam ciemnym tunelem przed siebie. Wokół mnie nie było nic. Zupełnie nic. Tylko ja i ciemność. Nagle zauważyłam, że na końcu tego tunelu, zaświeciło się światło i stał tam jakiś mężczyzna. Był on w białej szacie, miał około trzydziestu lat. Miał on brązowe włosy do ramion i brodę. Kogoś mi przypominał, ale nie mogę sobie przypomnieć kogo. Nagle mężczyzna wyciągnął do mnie rękę i uśmiechnął się. Kiedy prawie dotknęłam jego dłoni, obraz zaczął mi się zamazywać, a mężczyzna zniknął.
    - Hej! Gdzie jesteś? - zapytałam.
    - Jeszcze się zobaczymy, ale nie teraz - odrzekł jakiś głos.

                                                                     ***
          Usłyszałam jakieś dziwne pikanie nad sobą. Boże! Ten dźwięk jest nie do wytrzymania! Powoli zaczęłam otwierać oczy, aby dowiedzieć się skąd pochodzi ten odgłos.
    - Budzi się - powiedział jakiś mężczyzna w fartuchu. No brawo Sherloku. Już sobie pospać nie można?
    - Gdzie jestem? - zapytałam w pewnej chwili.
    - W szpitalu. Dostała pani dwa ciosy nożem w brzuch - powiedział drugi mężczyzna. Czy ja cię pytałam, dlaczego tu jestem? Pytałam się tylko gdzie się znajduję.
    - Co z moją siostrą? - zapytałam, gdy przypomniałam sobie u Lie. Mężczyźni wymienili się spojrzeniami. Oj, coś myślę, że to źle wróży...
    - Pani siostra...nie żyje - odrzekł jeden z nich. Nie, to nie możliwe. Poczułam, jak do moich oczu napływają łzy. Schowałam twarz w dłonie i szlochałam chyba z minutę.
    - A mój tata? - zapytałam. - Jest tutaj?
    - Niestety, ale...ona też nie żyje.
            Nie! To nie mogło się zdarzy! Ona zabiła nie dość, że moją siostrę, to jeszcze ojca. Ona jest potworem, a nie człowiekiem. Rozumiem, że mogła być zła, że ciotka zabiła jej córkę, ale nie musiała jej zabijać. Przecież ona nie zrobiła tego specjalnie! A mój ojciec? On tylko jechał tym samochodem. Co on miał do tego? Nie rozumiem!
    - Za to jest pani brat - oznajmił jeden z lekarzy. Od razu przestałam szlochać i spojrzałam dziwnie na lekarza? Brat? Przecież on mieszka w Paryżu. Wyprowadził się od ojca, jak skończył osiemnaście lat.
           Nagle do sali wszedł chłopak o czarnych włosach. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się.
    - Daniel? - zapytałam. Chłopak podszedł do mnie i mnie przytulił.
    - Hej siostra. Jak się czujesz? - zapytał z troską.
    - A jak myślisz? Nasz ojciec i siostra nie żyją...
    - Wiem, to okropne. Podobno zrobiła to jakaś laska ojca.
    - Tak. Ale nie mówmy o tym. Co ty tu w ogóle robisz?
    - Przyjechałem się tobą zająć. W końcu jeszcze osiemnastki nie masz, prawda? A matka sobie z tobą nie radzi...
    - Rozmawiałeś z nią?
    - No co ty! Od tej kłótni pięć lat temu nawet jej nie widziałem. Ej, a możesz mi powiedzieć, kim jest ta grupka chłopaków na korytarzu? - zapytał i popatrzył się na mnie dziwnie.
    - Nieee...ty chyba nie myślisz, że...No weź! Co ty sobie myślisz? To tylko przyjaciele! Aż taka puszczalska nie jestem! - krzyknęłam i mimowolnie zaczęłam się śmiać. Daniel zawsze poprawiał mi humor. Tęskniłam za nim.
    - A czy ja coś sugeruje? - zapytał i zrobić maślane oczy.
    - Facet! Takie oczka na mnie nie działają - prychnęłam, a Daniel zwinął usta w podkówkę.
    - Musi pan już iść. A z panią chce porozmawiać policja - odrzekł lekarz. Chwilkę później do sali weszło dwóch mężczyzn. Pytali się właściwie o wszystko. Powiedzieli, że widzieli film na moim laptopie. Opowiedziałam im wszystko i potem dali mi spokój. Potem poprosiłam lekarza, żeby wpuścił chłopców. Zgodził się wpuścić tylko jednego. I teraz pytanie. Kogo wybrać? Powiedziałam lekarzowi, żeby wybrali między sobą, kto ma wejść. W końcu wybrali Dylana.
    - Heeej! - zawołał i mnie przytulił.
    - Też cię kocham, ale weź mnie puść, bo mnie następnym razem zobaczysz w kostnicy - mruknęłam.
    - Przepraszam...- burknął i usiadł na rogu łóżka. - Z kim ty teraz zamieszkasz? No sorki, że się pytam, ale się martwimy, że wyjedziesz...
    - Nie ma się co martwić. Zamieszkam z bratem.
    - Tym w czarnych włosach? Jak mu było...Danielem? - zapytał i podniósł jedną brew do góry.
    - Zgadłeś! Właśnie z nim.
    - Spoko gość. Ale dlaczego nigdy nie mówiłaś, że masz brata?
    - Tak dawno go nie widziałam, że zapomniałam, że go w ogóle mam...
    - Okeeey...Jak można zapomnieć, że ma się brata?
    - U mnie to normalne.
    - Chyba Lysander cię zaraził zapominalskością, zapominalnością, zapo...No kurwa! Jak się to mówi?
    - A skąd ja mam to do cholery wiedzieć?
    - Miałaś z sprawdzianu z anglika piątkę, prawda?
    - Nie ja tylko moja...siostra... - powiedziałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Schowałam twarz w dłonie, a Dyl mnie przytulił. Płakałam mu w ramię chyba z pięć minut. Nagle chłopak wstał.
    - Sorry, że o to pytałem. A teraz muszę iść. Reszta też chce z tobą porozmawiać - odrzekł i skierował się do drzwi.
    - Nie, nie idź. Jeśli nie ma lekarza, to wpuść ich wszystkich - rozkazałam chłopakowi. Ten otworzył drzwi, rozglądnął się i rozkazał chłopakom wejść. Ci od razu podbiegli do mnie i wszyscy razem mnie przytulili. Myślałam, że umrę w ich objęciach. Wiem, zabrzmiało to trochę romantycznie. Dziewczyna umiera w objęciach ukochanego, chodź tutaj jest ich dziesięciu i nie są moimi ukochanymi.
    - Umieram...Puśćcie mnie - wymruczałam. Jakimś cudem wydusiłam z siebie te słowa, które uratowały mi życie, bo chłopcy mnie puścili, lecz teraz zaczęły się pytania: Co? Gdzie? Dlaczego? Jak? Z kim? Kiedy? i takie inne pytania.
    - Co dzisiaj w ogóle jest? - zapytałam, gdy skończyły się pytania.
    - Niedziela, godzina czternasta dwadzieścia trzy.
    - Czyli, że byłam nieprzytomna jakiś jeden dzień...
    - Nie. Spałaś tydzień i jeden dzień. Kiedy cię wypisują?
    - Nie mam zielonego pojęcia - odrzekłam. Wtedy do sali wparował lekarz.
    - A co to za zbiorowisko? Przecież pozwoliłem na tylko jedną osobę. Proszę stąd wyjść - poprosił lekarz. Chłopcy zrobili zawiedzione miny, pożegnali się i wyszli.
    - Kiedy mnie wypisujecie? - zapytałam, gdy zostałam z lekarzem sam na sam.
    - Zostaje pani jak na razie na obserwacji. Jeśli nic się nie będzie działo, wypiszemy panią jutro rano - odpowiedział lekarz i zaglądnął na moją kartę. Potem ją odłożył i wyszedł. Po nim do sali wszedł Daniel.
    - Jutro mnie wypisują. Przywieziesz mi jakiś ciuchy?
    - Przyjadę po ciebie i wtedy ci jakieś przywiozę.
    - A dlaczego nie teraz?
    - Bo nigdzie się nie wybieram. Nie zostawię cię tu.
    - Oj weź przestań! Jestem już duża i poradzę sobie. Czuję się dobrze i na pewno nic mi nie będzie - odrzekłam i spojrzałam na chłopaka maślanymi oczami.
    - Loree, ale...No dobra, dobra. Idę stąd - powiedział, przytulił mnie, pożegnał się i wyszedł.

                                                                     ***

          Nadszedł czas mojego wypisu. Daniel przywiózł mi ciuchy, więc je ubrałam i wróciliśmy do domu. Całą drogę rozmawialiśmy o różnych rzeczach. O mojej szkole, domu. Ogólnie o wszystkim.
          Gdy dojechaliśmy pod dom, wszystko mi się przypomniało. Morderstwo Lie i taty. Jakimś cudem powstrzymałam łzy. Wysiadłam z samochodu i weszliśmy do środka.
    - Gdzie ty będziesz mieć pokój? - zapytałam, kiedy znaleźliśmy się w salonie.
    - Tam, gdzie miał ojciec - odrzekł chłopak i włączył telewizor. Zaczęliśmy oglądać jakiś serial. Kiedy się skończył, wróciłam do pokoju i weszłam na facebooka. sto dwadzieścia pięć wiadomości o treści "Żyjesz?". Tak, całe szczęście tak. Posiedziałam na kompie do godziny dwudziestej. Zrobiłam się senna, dlatego wyłączyłam laptopika, wzięłam długą kąpiel i położyłam się do łóżka. Zasnęłam jakieś dziesięć minut później.

----------------------------------------

Stylówka po wyjściu ze szpitala xd



Miki, pamiętasz mojego sucharka xD ?

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział VII A bad woman is a sort of woman a man never gets tired of

No więc wszystko co będzie pochylonym drukiem to będą tak jakby wspomnienia Belli xD

------------------------------------------------------

    - Narzeczona? Tato! - zwróciłam się do ojca.
    - To miała być niespodzianka. Mam nadzieję, że się cieszycie - powiedział zadowolony. Tak, cholernie się cieszę, że jakaś baba chce oskubać cię z kasy. Jestem przeszczęśliwa!
    - Oczywiście, że tak! - zawołała wesoło Julie i go przytuliła. Ogarnij się kobieto! Ojciec prowadzi samochód. Chcesz, żeby spowodował wypadek?
          Pod restaurację dojechaliśmy chwilkę później. Tata wysiadł z samochodu i otworzył drzwi tej zołzie. Ja i Lie także wysiadłyśmy i powędrowałyśmy za nimi.                                                      
          Weszliśmy do restauracji. Tata zamówił jakiś stolik i chwilkę później kelner zaprowadził nas do stolika pod oknem. Usiadłam obok Lie i Belli. Zamówiliśmy jakieś dania i czekając na nie, rozmawialiśmy.
    - Powiedz Bella. Gdzie ty pracujesz? - zapytałam kobiety. Ta się trochę zakłopotała.
    - No...ja na razie jestem bezrobotna - odrzekła. No teraz jestem jeszcze bardziej pewna, że ona chce oskubać mojego ojca.
    - Przepraszam, muszę do toalety - powiedziałam po pewnym czasie i poszłam do WC. Gdy załatwiłam swoją potrzebę, już miałam wychodzić z kabiny, gdy usłyszałam głos Belli. Zatrzymałam się i lekko uchyliłam drzwi. Rozmawiała przez telefon.
    - No...Nie martw się kotku. Zapłaci za to, co zrobił, tak jak jego przyjaciółeczka - powiedziała szyderczo. Zapłaci? Jak jego przyjaciółeczka? Czy...ona mówi o ciotce Emily? Teraz nie wytrzymałam! Wybiegłam z kabiny jak torpeda, podeszłam do kobiety i wyrwałam jej telefon z ręki.
    - Hej! Co ty robisz?! - krzyknęła i próbowała zabrać swój telefon.
    - Zamknij się! To ty zabiłaś ciocie! Zapłacisz za to! Zgłoszę to na policję! - krzyknęłam.
    - Tak? I co powiesz? Że dlaczego to zrobiłam? - zapytała, uśmiechnęła się szatańsko i próbowała odejść, ale ją zatrzymałam.
    - Gadaj co się stało!
    - To długa historia...
    - Mamy czas! Gadaj! - krzyknęłam i zaczęłam szarpać kobietę.
    - Nie teraz i nie tutaj! Nocuję u was. Przyjdę do ciebie wieczorem i wszystko opowiem - powiedziała spokojnie i wróciła do stolika. A to szmata! Od razu zadzwoniłabym na policję, ale muszę się wszystkiego dowiedzieć. Wszystkiego!
          Wróciłam do stolika. Udawałam, że nic się nie stało. Zaczęłam spokojnie jeść. Kiedy skończyliśmy, wróciliśmy do domu. Ja oczywiście poszłam do swojego pokoju, wzięłam piżamkę i powędrowałam do łazienki. Niestety była zajęta. Przez kogo? Przez Bellę. Wyszła po około dziesięciu minutach. Gdy mnie mijała, zatrzymała się na chwilkę, aby coś powiedzieć.
    - Przyjdę do ciebie, jak twój ojciec zaśnie. Nie czekaj na mnie w nocy - powiedziała i odeszła. Mam nie czekać? Czyli, że masz zamiar do mnie nie przyjść i mi wszystkiego nie opowiedzieć? W życiu bym tego nie przegapiła.
          Weszłam więc do łazienki i wzięłam długą kąpiel. Potem ubrałam na siebie moją piżamę i poszłam do pokoju. Gdy znalazłam się w nim, spojrzałam na zegar. Wskazywał on godzinę dwudziestą pierwszą dwadzieścia osiem. Aż tyle czasu spędziliśmy w restauracji? Dość dużo.
          Zgasiłam światło i usiadłam na łóżku opierając się plecami o poduszkę. Wzięłam jeszcze laptopa, położyłam na kolanach i weszłam na komixxy, potem na facebooka, a na końcu na bezyżuteczną. Siedziałam tak do godziny dwudziestej drugiej pięćdziesiąt trzy, kiedy usłyszałam, że drzwi do mojego pokoju się otwierają. Położyłam laptopa na biurku, a sama wpatrywałam się w wejście. Po chwili zauważyłam zarys sylwetki Belli.
    - Zaświeć jakaś małą lampkę, bo jak zaświecę tą wielką lampę, to twój ojciec się zorientuje, że nie śpimy - rozkazała. Zaświeciłam więc mają lampkę na biurku, a kobieta usiadła obok mnie.
    - No więc? - zaczęłam. Bella westchnęła.
    - To stało się pięć lat temu...

          Piękna kobieta o blond włosach szła ulicą, a za rękę trzymała małą, ciemnowłosą dziewczynkę. Widać było, że były bardzo szczęśliwe. W pewnej chwili ciemnowłosa mocno ścisnęła dłoń kobiety i nagle się zatrzymała.
    - Mamo, a ty mnie kochasz? - zapytała. Kobieta podeszła do dziewczynki, przykucnęła przy niej i uśmiechnęła się do niej szeroko.
    - Oczywiście, że cię kocham Susi - odrzekła i przytuliła dziewczynkę. Chwilkę później wstała i obie ruszyły w dalszą drogę. Po kilku minutach stanęły. Aby kontynuować spacer, musiały przejść przez przejście. Kobieta rozglądnęła się. W tej właśnie chwili jej córeczka wyrwała się i wbiegła na ulicę. Nieszczęście chciało, że w tej chwili jechał samochód. Kobieta próbowała jeszcze uratować dziewczynkę, ale nie zdążyła. Pojazd uderzył w trzylatkę z dużą prędkością. Dziewczynka miała zmiażdżoną głowę i była cała we krwi. Jeden z świadków wypadku zadzwonił za pogotowie, ale było za późno. Dziewczynka umarła...

    - I co do tego ma mój ojciec? - zapytałam.
    - Jechał tym samochodem, a prowadziła twoja ciotka - odpowiedziała spokojnie.
    - A jednak...To ty zabiłaś ciocię! - krzyknęłam, a do oczu napłynęły mi łzy. Bella zasłoniła mi ręką usta, abym nic nie mówiła.
    - Tak, ale nie udowodnisz mi tego. I nie mów nic twojemu ojcu. I tak ci nie uwierzy...
    - Co ty w ogóle od niego chcesz? - zapytałam wkurzona.
    - Sama się sobie dziwię, ale się w nim zakochałam. Teraz wiesz wszystko. Ale lepiej nie próbuj dzwonić na policję. Nie udowodnisz mi tego, po za tym mam alibi. Moi przyjaciele mi go udzielą. I do tego mój wujek jest komendantem - powiedziała i uśmiechnęła się szyderczo.
    - Ty żmijo - wysyczałam, a kobieta skierowała się do drzwi.
    - Lepiej bądź dla mnie miła, bo w końcu za niedługo będę twoją nową matką - odrzekła i wyszła.
          A to dziwka! Wszystko sobie zaplanowała. A najgorsze jest to, że wszystko wiem, ale nie mogę nic z tym zrobić. Wiem! Julie mi pomoże!
          Wstałam więc i wyszłam z pokoju. Swoje kroki powoli skierowałam w kierunku pokoju dziewczyny. Kiedy stanęłam przy nich, cichutko zapukałam i weszłam do środka. Lie chyba spała.
    - Julie...Budzimy się - szepnęłam i usiadłam na rogu jej łóżka. W tej chwili dziewczyna się obudziła.       - Loree? Co ty tu robisz? - zapytała trochę rozkojarzona.
    - Posłuchaj, musisz mi pomóc - poprosiłam dziewczynę. Ta usiadła i mnie słuchała.
    - To Bella zabiła ciotkę. Przyznała mi się do tego. Ale nie można tego zgłosić na policję. Ona ma alibi i do tego jej wujek jest...
    - Co ty wygadujesz? - przerwała. - Dlaczego mi kłamiesz prosto w oczy? Rozumiem, że nie chcesz, żeby ona była z ojcem, ale nie przesadzaj - powiedziała poirytowana.
    - Julie, przecież wiesz, że ja bym cię nie okłamała, a już na pewno nie w takiej sprawie.
    - Właśnie nie wiem Lor. Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania. Jesteś zupełnie inna...
    - Ale bez przesady! Nie jestem taka! Nie kłamałabym w takiej sprawie! - krzyknęłam zdenerwowana i wybiegłam z jej pokoju. Nikt mi nie wierzy. Ona wszystkich omotała. Nawet moją ukochaną siostrę! Ona wywróciła moje życiu do góry nogami.
          Wróciłam do pokoju, upadłam na łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę. Ona zabiła moją ciocię. Ukochaną ciocię...Zamordowała! Pozbawiła życia! Zabiła! I do tego chce zniszczyć moje życie...

                                                                           ***

          Obudziły mnie promyki słońca na mojej twarzy. Rozchyliłam powoli moje powieki z nadzieją, że to czego się wczoraj dowiedziałam, to tylko sen. Że ciotka żyje, a Bella nigdy nie pojawiła się w naszym domu. Ale niestety prawda jest bolesna.
          Wstałam, pościeliłam łóżko i spojrzałam na zegar. Dziesiąta trzy. Już tak późno? Wow, mój rekord. Nigdy nie spałam tak długo. Najwyżej do dziewiątej.
          Zaglądnęłam do szafy w poszukiwaniu czegoś wygodnego. W końcu zdecydowałam się na jeansowe rurki, czarną bokserkę, granatowy sweter i czarne trampki. Wszystko wzięłam do ręki i skierowałam się do łazienki. Tym razem była wolna. Weszłam więc do niej. Rzeczy położyłam na pralce, a sama się wykąpałam. Potem wysuszyłam ciało ręcznikiem i ubrałam przygotowane ciuchy. Włosy związałam w ciasny, wysoki kucyk i wyszłam z łazienki. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie parówki z serem. Szybko je pochłonęłam i postanowiłam pójść do salonu oglądnąć jakiś serial. Usiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Zaczęłam oglądać pierwszy lepszy serial. Wtedy do salonu weszła Lie.
    - Hej - powiedziałam wesoło do dziewczyny. Ta nawet nie odpowiedziała, tylko usiadła obok mnie i również oglądała serial. To wszystko przez Bellę! Teraz, nawet się do mnie nie odezwie. No super! Pozazdrościć tylko.
          Wstałam z kanapy i skierowałam się w stronę pokoju kobiety. Chciałam jej wszystko wygarnąć. Wszystko, co nie daje mi spokoju. I już chciałam zapukać, kiedy usłyszałam, że ona znowu rozmawia przez telefon.
    - Tak, nie martw się - mówiła. Nie martw się! Lepiej ty się martw kobieto, bo jak ci przyjebie w tą śliczną buźkę za to co zrobiłaś, to ci się o trzysta sześćdziesiąt stopni obróci!
    - Tak, przecież mi mówię. - dalej rozmawiała - Jej kochany ojczulek nie dożyje następnego dnia...

-------------------------------------------

Stylówka Loree xD


Aaagaaaa! Czekam xD