- Iris. Ale to...mój były - wydukałam. Dziewczyny spojrzały na mnie dziwnie. - Ten, który chciał mnie zgwałcić. Pamiętacie? Opowiadałam wam kiedyś. Iris, zerwij z nim. On cię skrzywdzi.
- Loree, spokojnie, wiem o tym - odrzekła spokojnie rudowłosa. Spojrzałam na nią jak na idiotkę. - Powiedział mi o tym. On żałuje tego co ci zrobił.
- On? Żałuje? I ty mu wierzysz? - prychnęłam.
- Tak, wierzę! To, że on ciebie skrzywdził, to nie znaczy, że ja mam być następna.
- Jeśli nie chcesz mnie słuchać jako "cioci dobra rada", to posłuchaj mnie jako przyjaciółki. Byłam z nim bardzo długi czas. Przez cały ten okres zdradzał mnie, chodź ja wiedziałam tylko o dwóch zdradach. Każdą mu wybaczyłam. To jeszcze nic. Później zaczął mnie wyzywać, bić i szantażować filmem, jak próbowałam odejść. Jakimś cudem mu go odebrałam i odeszłam od niego. Kilka dni później poznałam trzy inne dziewczyny, które traktował tak samo jak mnie. Dwie z nich zgwałcił, ale nie zgłosiły tego na policję, bo szantażował je filmem z gwałtu. I co teraz myślisz? Ze taki facet może się zmienić? - zapytałam krzykiem.
- Ja nie myślę, ja wiem!
- No to, że nie myślisz, to jest jasne. Jakbyś myślała, to byś od niego odeszła!
- Posłuchaj! Wytrzymywałam to, ale teraz przebrałaś miarkę. Mam tego dość. Nie chcę cię więcej słuchać! - krzyknęła i wyszła z klasy trzaskając drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i schowałam twarz w dłonie. Pierwszy raz się z nią tak ostro pokłóciłam. Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu.
- Loree, myślę, że przesadziłaś. Ten chłopak mógł się dla niej zmienić. Może na przykład, nie obraź się, ale ciebie nie kochał i dopiero przy Iris wydoroślał.
- I ty przeciwko mnie? - zapytałam zdenerwowana. - Przepraszam. Poniosło mnie.
- Posłuchaj. Nie zważając na wszystko zawsze będziesz moją przyjaciółką i oczywiście musisz przyjść do mnie, ale myślę, że powinnaś ją przeprosić - odrzekła spokojnie białowłosa. Odwróciłam głowę w jej stronę i się uśmiechnęłam.
- Masz rację. Dzięki. - przytuliłam Rozę i wyszłam z klasy w poszukiwaniu rudowłosej. Szukałam jej chyba z dziesięć minut, kiedy wreszcie zobaczyłam ją siedzącą na ziemi przy drzwiach do klasy A. Wzięłam głęboki wdech i usiadłam obok niej.
- Posłuchaj...Chciałam cię przeprosić. Może masz rację i on się zmienił - powiedziałam cicho. Wtedy poczułam, że rudowłosa mnie przytuliła.
- Ja też przepraszam. Powinnam cię zrozumieć. W końcu on cię skrzywdził - powiedziała smutno. Wtedy podeszłam do nas Rozalia.
- Pogodziłyście się?
- Tak - odrzekłyśmy razem.
- Supcio! Ej, a co wy na to, żeby najpierw iść do jakiegoś klubu, a dopiero potem do mnie? - zapytała. Spojrzałyśmy po sobie.
- Ja nie mam nic przeciwko. A co z chłopakami? - zapytałam i zmarszczyłam czoło.
- Zgodzili się. Czyli, że jak to robimy?
- Po prostu spotkamy się o dziewiętnastej w jakimś klubie.
- Może być "Sullivan Room"? - zaproponowała Iris.
- Myślę, że tak. To ja powiem chłopakom, a wy poszukajcie Violi.
- Ok - odpowiedziałam i razem z rudowłosą ruszyłyśmy do klubu ogrodników. Przy jednym z drzew siedziała fioletowowłosa i rysowała coś w zeszycie. Usiadłam obok niej.
- Ślicznie rysujesz - odrzekłam i uśmiechnęłam się do niej. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Dz-dziękuje - odpowiedziała.
- Viola, co ty na to, żeby najpierw iść do jakiegoś klubu, a dopiero potem do domu Rozalii? - zapytała Iris.
- Ja nie mam nic przeciwko. Ale do jakiego klubu idziemy?
- Sullivan Room. Wiesz, gdzie to jest? - zapytałam. Dziewczyna kiwnęła przecząco głową.
- To przyjdź do mnie o osiemnastej trzydzieści i razem tam pójdziemy, ok? - zaproponowała rudowłosa. Violetta kiwnęła głową. Czyli, że z Violką załatwione. Wyszłyśmy więc z rudą z ogrodu i skierowałyśmy się do szkoły. Znalazłyśmy się w niej równo z dzwonkiem. Wzięłyśmy więc torby i weszłyśmy do klasy A. Usiadłyśmy w ostatniej ławce w środkowym rzędzie. Przed nami usiadła Rozalia z Violką.
- I jak? Co chłopcy na to? - zapytałam cicho białowłosej.
- Zgodzili się. Spotykamy się o dziewiętnastej przed klubem - odpowiedziała.
- Ok.
Reszta tej lekcji minęła dość szybko, zresztą tak, jak reszta. Kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek obwiastujący koniec lekcji, szybko pognałam do szatni. W końcu miałam mieć trening. Dawno już na nim nie byłam, bo w końcu leżałam w szpitalu calutki tydzień.
Weszłam do szatni. Chłopców jeszcze nie było. Podeszłam do swojej szafki i wyjęłam z niej swój strój na przebranie. Były to krótkie spodenki koloru niebieskiego i koszulka z krótkimi rękawami koloru czerwonego w białe paski. A może białego z czerwone paski? Chuj wie. W każdym razie wszystko wzięłam do ręki i weszłam do toalety. Jakimś cudem była czysta, a nie tak jak ostatnio kibelek był cały brudny. Okazało się, że Patrick miał wtedy biegunkę no i...hokus pokus, czary mary i kibel osrany.
Szybko ubrałam na siebie ciuchy, włosy związałam w wysoki kucyk i wyszłam z kabiny. Kiedy znalazłam się w szatni. walały się po niej sterty ubrać. Do tego Nick biegał w samych bokserkach krzycząc "Gdzie są moje spodnie? Oddawać moje gacie skurwysyny!". Oczywiście nie dało się przy tym nie śmiać.
- Wolę nie wiedzieć, o co chodzi - odrzekłam i zaśmiałam się. Włożyłam swoje rzeczy do szafki, zamknęłam ją i poszłam na boisko. Chwilkę później znaleźli się na nim również chłopcy.
- Siadajcie. Musimy omówić mecz, który odbędzie się na tydzień - rozkazał Justin. Usiedliśmy na trawie i zaczęło się omawianie. Kiedy myślałam, że wszystko jest ustalone, odezwał się Just. - Loree, musimy ci coś powiedzieć. Ponieważ na tym meczu nie mogą grać dziewczyny, zgłosiliśmy cię jako chłopaka o imieniu Alex Plos. Czyli będziemy musieli cię przerobić na chłopaka - oznajmił sztyn.
- Spoko. Sama dam sobie radę. Już kilka razy tak robiłam w gimnazjum, ponieważ nie mogłam grać jako dziewczyna. Nigdy jeszcze nie poznali, że jestem dziewczyną - odrzekłam i wzruszyłam ramionami.
- Serio? Czyli wszystko ustalone? Masz potrzebne rzeczy?
- Muszę sobie kupić jakąś perukę i będzie git.
- Ok. Czyli możemy już zaczynać rozgrzewkę?
- Jasne.
Trening minął na szybkiej rozgrzewce, torze przeszkód i krótkim meczu. Poćwiczyliśmy jeszcze celne strzały do bramki i mogliśmy iść. Ubrałam się więc szybko i popędziłam do domku. Kiedy się w nim znalazłam, wybiła godzina piętnasta sześć. Przywitałam się więc z bratem, zjadłam obiad i poczłapałam do pokoju, w którym szybko odrobiłam zadanie i zasiadłam wygodnie przed laptopem. Weszłam sobie na facebook'a, na którym pogadałam sobie chwilę z Max'em. Gdy nastała siedemnasta trzydzieści, zaczęłam się przygotowywać. Z szafy wyjęłam krótkie spodenki z flagą Ameryki, koszulkę, również z flagą USA i granatowe szpilki. Tak "wyposażona" poszłam do łazienki, w której wzięłam szybki gorący prysznic i umyłam głowę. Następnie wysuszyłam włosy. Kiedy były już suche, ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy i wzięłam się na układanie włosów. Wyprostowałam je, ułożyłam i zrobiłam makijaż. Gdy wreszcie byłam gotowa, spojrzałam w lustro. Efekt mnie w pełni zadowalał.
Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Zabrałam z niego telefon, trochę kasy i włożyłam do kieszeni. Poprawiłam jeszcze włosy i zeszłam na dół.
- Wychodzę! - krzyknęłam wgłąb domu. Ubrałam jeszcze czarną ramoneskę i chwilkę później byłam w drodze do klubu.
Przed budynkiem klubu znalazłam się jakieś pół godziny później. Wszyscy już na mnie czekali. Z wielkim uśmiechem na ustach podbiegłam do nich. Całe szczęście się nie wywróciłam, bo nie często chodzę w szpilkach, a co dopiero biegam.
- Długo czekacie? - zapytałam, kiedy stałam już przy grupce przyjaciół.
- Nie. Jakieś pięć minut. Idziemy? - zapytała Rozalia.
- Też pytanie - odrzekła rozradowana Iris i pociągnęła mnie i białowłosą na rękę. Klub był cały zapełniony ludźmi. Do tego ten ogromny hałas.
- Na trzeźwo to ja tu nie wytrzymam - oznajmiłam i złapałam się na głowę.
- A kto mówi, że musisz być trzeźwa - powiedziała ruda z szyderczym uśmiechem i pociągnęła mnie w stronę baru. Wypiłyśmy jakiś alkohol i wróciłyśmy na parkiet. Przyznaję, że bawiłam się świetnie. Najgorsze było to, że co chwilkę do mnie i do dziewczyn przylepiały się jakieś pijane typki. Wtedy do akcji wkraczała święta trójca. Chociaż właściwie, to było ich dwóch. Byli to Dylan i Justin. Najpierw nasi kochani koledzy "grzecznie" prosili o odczepienie się od nas, a jeśli to nie pomagało, to zaczynało się od "Wypierdalaj od niej!", a kończyło na obitym ryju naszych niedoszłych adoratorów. No i jak nie lubić Justina i Dylana.
Kiedy wybiła godzina dwudziesta druga, ledwo wywlokłam się na świeże powietrze. Byłam spita na maksa. Chociaż z naszą kochaną Iris nie było lepiej.
- Bara bara bara, tiki tiki tak - mruczałam, kiedy byliśmy na ulicy.
- Loree, więcej tyle nie pij. Alkohol ci szkodzi - pouczył Just, lecz ja go nie słuchałam i dalej śpiewałam.
- Bierz co chcesz! Dziwkę weeedź! Juuustiinaaa teeeż! - krzyczałam na cały regulator. - Justin poczuł tamponyyy! O kurwa! - w pewnej chwili się wywróciłam. Rudowłosa próbowała mi pomóc, przez co sama się wywróciła.
- SOS! SOS! Pomóżcie naaaam! - krzyczała. W końcu podszedł do nas Dylan i pokręcił głową z dezaprobatą. Nie miał wyjścia i pomógł nam wstać.
- Jesteście gotowi? - zapytałam, kiedy byłam już na nogach.
- Tak jest kapitanie - wymruczała Iris i złapałyśmy się pod ramię.
- Nie słyszaałaaam!
- Tak jest kapitanie!
- Ooooo!
Kto ananasowy pod wodą ma dom?
Justin Kanciastomordy!
Gąbczasto-kanciasty i brzydki jak on?
Justin Kanciastomordy!
Kto grzyby i fale ze śmiechu chce gryźć?
Justin Kanciastomordy!
Ten jak ryba w wodzie poczuje się dziś?
Justin Gotowi? Kanciastomordy!
Justin Kanciastomordy!
Justin Kanciastomordy!
Justin Kanciastomordy!
Justin Kanciasta mordaaa! - śpiewałam i kiwałam się na różne strony razem z rudą. W czasie mojej piosenki nie było osoby, która by się ze mnie nie śmiała. Nawet niektóre osoby przejeżdżające samochodami obok nas zaczynały rechotać.
- Dlaczego cały śpiewasz o mnie? - zapytał Just i zrobił obrażoną minę.
- Bo ciem lubieł! - krzyknęłam i wskoczyłam chłopakowi na barana. Ten złapał mnie za nogi, żebym nie spadła. - Wio konikuu!
- Loree, uspokój się, bo cię zwalę - zagroził szatyn.
- Będę milczeć, niczym ściana!
- Mam nadzieję...
I to była prawda. Przez resztę drogi milczałam, jak nigdy. Ponieważ byłam okropnie śpiąca, wtuliłam się w ramię chłopaka i próbowałam zasnąć. Niestety przez to, że było mi zimno, nie dałam rady.
- Jesteśmy na miejscu - odrzekł Justin. Westchnęłam głośno i zeskoczyłam z pleców szatyna. Wytrzeźwiałam już odrobinkę, bo nie kiwałam się już tak bardzo jak wcześniej i doszłam bez żadnej wywrotki do kanapy w salonie Rozy. Usiadłam na niej i oparłam głowę o poduszkę. Miałam prawie zasnąć, ale rozległ się dzwonek do drzwi. No kurwa! Zabiję tego skurwysyna, który przeszkadza mi w spaniu! Chwilkę później usłyszałam, jak ktoś wchodzi do salonu.
- Proszę, poznajcie mojego chłopaka, Dicka - usłyszałam głos rudowłosej. Chłopaka! Dicka! Nie! Nie mówcie, że ona... - Zaprosiłam go, abyście mogli go poznać - Nie! Ja nie będę z tym dupkiem spała w jednym domu. Chłopak zaczął podchodzić do wszystkich po kolei i się z nimi witać. Do mnie podszedł na końcu.
- Jeśli ją skrzywdzisz, to pożałujesz do końca życia - warknęłam do chłopaka, ale tak, aby tylko on słyszał.
- Nie mam zamiaru jej skrzywdzić...Przynajmniej na razie - odrzekł z szyderczym uśmiechem i usiadł obok mnie.
- To co oglądamy? O północy w Paryżu? - zaproponowała Rozalia.
- Tak! - krzyknęły Iris i Viola.
- Jeszcze jeden głos i przegłosowane. Loree? - zapytała białowłosa i zmarszczyła czoło.
- Niech wam będzie - westchnęłam. Widać było na twarzach chłopaków niezadowolenie, lecz dziewczyny nie zwracały na to uwagi, tylko włączyły film i zajęły swoje miejsca.
- Po co tu przyjechałeś? - szepnęłam do Dicka w czasie filmu.
- Żeby cię zobaczyć kotku - powiedział i położył rękę na moim udzie, lecz ja szybko ją strąciłam.
- Nie dotykaj mnie, bo powieszę cię za jaja na drzewie - syknęłam - Jestem pijana, ale zmysłów jeszcze nie postradałam.
Przez resztę filmu siedziałam cicho. Kiedy wreszcie się skończył, wszystkie dziewczyny ryczały, oprócz mnie. Nie mogłam się skupić na filmie, kiedy siedział obok mnie ten zbok.
- To jak wolicie spać? Wszystkie dziewczyny razem i chłopcy razem, czy wszyscy osobno?
- Razem! - krzyknęłam.
- Może lepiej, żeby Loree nie spała z nami. Boję się jej, kiedy jest pijana - szepnęłam Violetta.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? - jęknęłam. - Dobra, śpię osobno. Niech wam będzie. Dawać mi mój pokój - burknęłam. Rozalia pokazała mi sypialnię, w której spędzę noc. Dała mi jeszcze długą koszulę i szorty do spania. Koszulka i spodenki były koloru białego.
Wzięłam więc wszystko i poszłam do łazienki, która była połączona z moją sypialnią i wykąpałam się. Następnie ubrałam piżamę, rozczesałam włosy i położyłam się spać.
***
Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi do mojego pokoju. Powoli otworzyłam oczy myśląć, że to już ranek. Jednak się myliłam, bo było bardzo ciemno. Myśląc, że tylko mi się wydawało, z powrotem zamknęłam oczy, lecz chwilkę później poczułam, jak ktoś skacze na moje łóżko. Szybko otworzyłam oczy. Zobaczyłam siedzącego na mnie okrakiem Dicka. Chciałam krzyczeć, lecz on zatkał mi usta ręką.
- Dokończymy to, na czym skończyliśmy w Miami - odrzekł z szyderczym uśmiechem i zaczął całować mnie po szyi. Do moich oczy zaczęły napływać łzy. Zamknęłam je modląc się, aby to był tylko zły sen, lecz gdy je otworzyłam, byłam w tym samym pokoju co wcześniej razem z Dickiem. Nagle chłopak oderwał się od mojej szyi i próbował ściągnął ze mnie koszulkę, lecz ja się wierciłam i kopałam, przez co utrudniałam to szatynowi.
Nagle ktoś odciągnął Dicka ode mnie i wymierzył mu cios prawym sierpowym. Nie był to kto inny, jak Justin. Kiedy szatyn próbował uciec, złapał go Dylan, wymierzył mu cios w twarz i zwlekł na dół. Wtedy podbiegł do mnie Just i usiadł na rogu łóżka.
- Loree, zrobił ci coś? - zapytał z zatroskaną miną i ujął moją twarz w dłonie.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam cała we łzach i strąciłam dłonie chłopaka.
- Spokojnie, to ja - odrzekł cicho i popatrzył mi się prosto w oczy. Nagle zadzwonił mój telefon. Szybko go chwyciłam w dłoń i odebrałam.
Lor : Halo?
tel : Loree? Dobrze, że odebrałaś. Muszę ci coś powiedzieć.
Lor : Kenneth? Po co ty dzwonisz o tej porze?
tel : Nie przerywaj mi! Chciałem tylko powiedzieć, że zrywam z tobą.
Bawiłem się tobą, ale teraz poznałem inną
laskę, dlatego koniec z nami?
Lor : Co? Myślałam, że jesteś inny!
tel : Każda tak myślała złotko.
Nie dzwoń, nie pisz do mnie. Po prostu zapomnij!
Kończę, nara.
Odłożyłam telefon na szafkę obok biurka, a sama spuściłam głowę i powstrzymywałam się od wybuchnięcia płaczem. Najpierw mój były próbuje mnie zgwałcić, a teraz zrywa ze mną chłopak, któremu na prawdę ufałam.
- Loree, co się dzieje? - zapytał cicho Justin.
- Co się dzieje?! Najpierw mój były próbuje mnie zgwałcić, a teraz zrywa ze mną chłopak! No wszystko w jak najlepszym! - krzyknęłam i wybuchłam płaczem. Wtedy szatyn przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Schowałam twarz w jego ramieniu i szlochałam. Dopiero teraz czułam się na prawdę bezpiecznie. Na prawdę! I wtedy zrozumiałam coś, co zmieniło moje całe życie. Zakochałam się w Justinie...
-----------------------------------------------
Hue hue! Loree się zakochała, Loree się zakochała! xD
Rozdział wyszedł taki nijaki. Podoba mi się jedynie końcówka, jeśli mam być szczera.
A teraz stylówka na imprezce :
No więc tu macie styl i fryzurę. Oczywiście jeśli chodzi o włosy, to dłuższe i brązowe xD
A to ramoneska xD
Dawać mi tu opinie jeśli chodzi o rozdział. Wiem, że miał być wczoraj, ale nie zdążyłam go napisać.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :)
P.S.Zdjęcie Dicka macie w bohaterach :)
P.S.Zdjęcie Dicka macie w bohaterach :)
Dick! Zabić skurwysyna! Za jaja i na latarnię z nim! Pierdolony zbok!
OdpowiedzUsuńUoo, emocje mną wstrząsnęły, ale teraz już mi lepiej ;D
No i... to samo do Kennetha. A ja tak chciałam, żeby Loree z nim była, żeby był taki kochany i wgl, a ty mi tu wyjeżdżasz z czymś takim :`(
Ale to wszystko nie zmienia faktu,że czytając uśmiałam się jak cholera. Najlepsza piosenka Lor. I 'Justin kanciastomordy' - meeeega xD
Zajebisty rozdział, i mylisz sie, pisząc, że nijaki. Tyle emocji, że wooooo =D
Ja chcę nexta!
PS: u mnie next ;)
O kurwa! Rozdział boski :3
OdpowiedzUsuńChyba na Dicka i Kennetha naślę wściekłą Ann &#
Jest mi tak szkoda Lorre :(
Oł jea, oł jea Lorre+Justin= BWM xD
Rozwaliłaś mnie pijaną Lorr xD
Rozdział bardzo się spodobał :D
OdpowiedzUsuńKur... Czuję chęć mordu na byłych Loree. Mogę przejechać ich czołgiem? xd
Już się nie mogę doczekać meczu, mam dziwne przeczucie że wszystko nie pójdzie zgodnie z planem xD Może pozna jakiegoś nowego, fajnego chłopaka? ;3
Mam nadzieję, że Irys już nie ma wątpliwości co do Dicka i z nim zerwie ;p
cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńa jak Loree śpiewała o Justinie to jebłam XD
ona kocha Justina, ona kocha Justina!!
A Kenetem pewnie ktoś szantażował (chyba)
Ten rozdział jest ZAJEBISTY!!!!
OdpowiedzUsuńPrzy:
Justin Kanciastomordy!
Płakałam za śmiechu.... Nigdy nie czyatłam czegoś bardziej psującego poją psychikę!!
Co do Kennetha- Ździra z niego
Co do Dicka- Jeszcze większa podarta Szmato-Ździra
Co do Justina -Justin Kanciastomordy!
Bardzo się cieszę, jeśli zjebałam twoją psychikę chodź w części xD
Usuńjapierdoleeeeee jakie jajca..
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa co zrobi Irys jak się dowie.
Nie sądziłąm, że tak odjebiesz z tym chłopakiem.
Ładnie była ubrana, pięknie śpiewała, a rozdział mimo że końcówka rozpierdalająca - ZAJEBISTY. ♥
Wow.... Rozdział pełen emocjonujących wydarzeń.Co do tego jaki ten rozdział jest no nie będę się powtarzać, bo wiadomo,że jest epicko zresztą jak wszystko co piszesz :D. Iris kobieto mam nadzieję, że przejrzałaś na oczy, a jak nie to szybko się otrząśniesz za nim zrobi Ci wyrządzi krzywdę ten.......... Jak to dobrze, że Justin się w porę pojawił i razem z bratem obili mu mordeczkę. Należało mu się :D."Mieć takich przyjaciół to skarb, którego nic i nikt nie będzie Ci w stanie zastąpić".
OdpowiedzUsuńHmmm... widzę, że nasza kochana Lorcia mocno sobie zabalowała , a ta pioseneczka genialna haha :). A jak bohatersko Pan Melgen wkraczał, gdy widział jak w klubie niedoszli adoratorzy próbowali się zbliżyć do przyszłej Pani Melgen ;) to jak rycerz w lśniącej zbroi bronił ukochanej :*. A końcówka. Z jednej strony to aż mną trzęsło jak czytałam co były Loree chciał zrobić jak bym go dorwała to bym nie wiem co zrobiła wrrr, a potem jak pojawił się jej wymarzony szatyn to już było pięknie. <3. Ten związek mimio wielu zawirowań i takich odmiennych, lecz stanowczych charakterków będzie udany, a że tak wiele przykładów mówiących o tym to nie będę się już rozpisywać, bo i tak już za dużo się rozpisałam. Cała ja :)
A zapomniałabym o jeszcze jednej rzeczy.
1.Pan Keeneth to skończony kretyn, żeby porzucać taką wspaniałą dziewczynę.Jeśli mam być szczera to wcale siętemu nie dziwię, że to się tak skończyło, bo jakim cudem można mówić o zakochaniu czy prawdziwym związku znając się zaledwie dzień?. Moim zadaniem jest to nie możliwe, ponieważ jak poznajemy nowych ludzi to najpierw rozmawiamy, spotykamy się itp. z czasem jak nam odpowiada dany chłopak/dziewczyna ze wzajemnością to przyjaciółmi i dopiero w ten czas jak już się dobrze znamy, że tak powiem potrafisz prześwietlić tę osobę na "wylot" i się zakochasz to wtedy możesz przejść na kolejny etap pod warunkiem, że Twoja sympatia również jest na to gotowa :)- by najmniej ja bym tak zrobiła No, ale skoro tak postanowili to ten "związek" powinien być na zasadzie poznawania siebie nawzajem czy odpowiada nam swoje towarzystwo itd. jeśli tak to OK idziemy o krok dalej jeśli nie to się rozstajemy, ale trzeba dać sobie szansę, a nie tak jak postąpił Keenth,ale widocznie z jego strony nie było to nic poważnego tylko zauroczenie a podobno nie jest taki jak Alex.
2. No chyba, że za tym zerwaniem kryje się coś jeszcze. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z Bellą z niedoszłą macochą głównej bohaterki i on działa na jej zlecenie?, gdyż ta nie cofnie się przed niczym, aby zniszczyć Loree, albo jest przez nią szantażowany?
3.Jeszcze inna opcja- nie zależnie od tego jaki był powód to tak czy inaczej nawet gdyby chciał to Loree do niego już nie wróci
W związku zbliżającym się meczem również jestem zdania, że nie wszystko pójdzie z godnie z planem i oszustwo Loree i chłopców ujrzy światło dzienne. Podczas meczu chłopak z przeciwnej drużyny podstawić dziewczynie haka i nasza bohaterka zgubi perukę i wtedy wszyscy w tym kibice na trybunach dowiedzą się prawdy przed końcem meczu i Loree będą zdeterminowaną i mającą otuchę i wsparcie kolegów strzeli zwycięskiego gola :)
I jak zwykle się rozpisałam. Cała ja. Da się tego jakoś oduczyć? :)
Sitzu M.
Nie oduczaj się tego!
UsuńWiesz, jak ja kocham twoje komentarze? Zawsze gdy widzę, że dodałaś mi komentarz dostaje takiego banana, że...no w każdym razie dostaje banana!
Jeszcze raz mówię, że kocham te twoje komentarze bo dodają otuchy i wgl. Dzięki :)