środa, 29 stycznia 2014

Rozdział XVIII If I were a painting...My price would be pain...

          Poczułam, jak ciepłe promienie drażnią moje oczy. Eh...znowu ten pieprzony poranek i jebana szkoła. Najgorsze oczywiście jest to, że będę musiała się wrócić do domu, żeby się przebrać i wziąć jakieś książki.
          Leniwie otworzyłam swoje oczy. Znajdowałam się w pokoju szatyna, a on spał przytulony do mnie. Powoli zdjęłam jego rękę z mojej talii, podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego. Ouuu...jak on słodko wygląda jak śpi. Położyłam dłoń na jego policzku i lekko go pocałowałam. Następnie wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w wczorajsze ciuchy i wyszłam z łazienki. Justin jeszcze spał i mruczał coś pod nosem.
    - Nie...ja chce jaaajkaaaa... - mruczał. Przygryzłam dolną wargę, aby nie zacząć się śmiać. Wyglądało to komicznie. Wyjęłam telefon i zaczęłam go nagrywać. - Kocham jaaaaaajka... - Teraz nie wytrzymałam. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Padłam na łóżku i zaczęłam się śmiać w poduszkę, aż obudziłam Justa. - Z czego się tak śmiejesz? - zapytał zaspanym głosem.
    - Z ciebie - powiedziałam i pokazałam szatynowi nagranie. Gdy je oglądnął, uśmiechnął się sam do siebie.
    - Kiedy ty to nagrałaś? - zapytał i uśmiechnął się.
    - Przed chwilką - odrzekłam i przytuliłam się do chłopaka. - Eh...i jak cię nie kochać - oznajmiłam i pocałowałam go. - Idę ci zrobić jajecznicę, jak tak wielką masz na nią ochotę.
    - Kocham cię - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i zeszłam na dół. Zaczęłam chodzić po całej kuchni i szukać wszystkich potrzebnych składników. Gdy wszystko już miałam przygotowane, wzięłam się ja przygotowywanie jajecznicy. Kiedy była już prawie gotowa, na dół zszedł Justin. Był przebrany, ale na głowie miał wielką szopę. Usiadł przy stole i złapał się na głowę.
    - Co ci jest? - zapytałam.
    - Głowa mnie trochę boli - burknął. - Ale nic mi nie będzie - uśmiechnął się. Położyłam mu przed nosem talerz z śniadaniem i zaczęłam jeść swoją porcję.
    - Będę musiała wstąpić do domu po jakieś rzeczy - mruknęłam.
    - Pójdę z tobą - zaproponował.
    - Nie trzeba. Jeszcze ciebie zacznie posądzać, że niby mi dziecko zrobiłeś - warknęłam. W tej właśnie chwili skończyłam śniadanie. - Dzięki, że mnie przenocowałeś.
    - No przecież nie zostawiłbym cię na ulicy, co nie?
    - No nie wiem - mruknęłam. Just spiorunował mnie wzrokiem. - Noe przecież żartowałam - odrzekłam z uśmiechem i umyłam swój talerz. - Ja będę się zbierać spotkamy się w szkole...
    - Na pewno nie chcesz, żebym szedł z tobą? - zapytał.
    - Na pewno. Hej - powiedziałam, ubrałam kurtkę i wyszłam z domu.
          Pod mój dom doszłam jakieś pół godzinki później. Stanęłam przed drzwiami, westchnęłam i przekręciłam klucz w zamku. Weszłam do domu i kurtkę odwiesiłam na swoje miejsce. Kiedy kierowałam się do pokoju, drogę zagrodził mi Daniel.
    - Loree? Gdzie ty byłaś martwiłem się... - oznajmił i próbował mnie przytulił, ale się odsunęłam.
    - Nie dotykaj mnie - syknęłam. Dan westchnął.
    - Lor, przepraszam cię i to bardzo. Nie powinienem był tak zareagować, tylko ci uwierzyć. Wiem, że w takiej sprawie na pewno byś mnie nie okłamała. Na prawdę żałuje...Nie mogłem spać całą noc, bo martwiłem się o ciebie - odrzekł i popatrzył na mnie. - Wybacz mi...
           Nie wiedziałam jak zareagować. Z jednej strony uderzył mnie i nie uwierzył mi, chodź mówiłam prawdę, ale z drugiej...to mój brat. Widać, że jest mu z tym ciężko.
    - Wybaczam ci - odrzekłam i przytuliłam się ciemnowłosego. Po chwili odwzajemnił uścisk. - Ale nadal nie rozumiem skąd on się tam wziął...
    - Ja też nie i wolę nie wiedzieć - mruknął.
    - Idę się przebrać - powiedziałam i puściłam Daniela. Weszłam do pokoju i wyjęłam z szafy pomarańczową koszulkę, jeansowe rurki i czarne koturny. Rozczesałam włosy, ułożyłam grzywkę i zeszłam do kuchni.
    - Podwieziesz mnie do szkoły? - zapytałam Dana.
    - Jasne. Idź do samochodu. Zaraz do ciebie przyjdę - rozkazał. Ubrałam więc kurtkę i poszłam do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera obok kierowcy i wtedy przyszedł do mnie sms.

Od : Justin
I jak tam? Co z bratem?
Przeprosił mnie, więc mu wybaczyłam. Wiedziałam, że żałuje tego co zrobił...
No to dobrze :) Widzimy się w budzie
Oks :P

          Telefon włożyłam do kieszeni i dalej czekałam na brata. Przyszedł po jakiejś minucie. Usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. Jechaliśmy kilkanaście minut. Gdy znaleźliśmy się pod szkołą, pożegnałam się z Danielem i weszłam do budynku. Nagle podbiegła do mnie Violetta.
    - Lor, jak się czujesz? - zapytała. Pewnie chodzi jej o tą sprawę z Dickiem.
    - Dobrze, dzięki że pytasz - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. - Widziałaś może Justina?
    - Chyba widziałam go na boisku - odrzekła. A gdzie by indziej...
    - Dzięki - powiedziałam i ruszyłam z stronę boiska. Szatyn ćwiczył strzały do bramki. Podeszłam do niego.
    - Hej. Na mecz ćwiczysz? - zapytałam.
    - Ta...a co z tobą? Załatwiłaś tą perukę?
    - Nie, ale nie martw się - uśmiechnęłam się szeroko. - Załatwię to wszystko w środę. Nie mamy wtedy treningu, więc...
    - No właśnie mamy. Musimy się wziąć do roboty. Trening będzie dziś, jutro i w środę. No i dzisiaj wraca trener w urlopu - odrzekł chłopak.
    - Dzisiaj? A wy mówiliście mu o...mnie? - zapytałam i przełknęłam ślinę. Bałam się, że ich trener nie zgodzi się na przyjęcie mnie do drużyny. Niby już w niej byłam, ale to wszystko nie zależało do chłopaków.
    - Jasne, ale jeśli chcesz na sto procent byś w drużynie i grać na meczu w czwartek, to musisz mu pokazać na co cię stać. Oczywiście jak coś, to będziemy po twojej stronie, ale myślę, że cię przyjmie - odrzekł szatyn i uśmiechnął się do mnie. Spuściłam głowę. - No już, nie stresuj się tak. Jestem pewny, że sobie poradzisz - powiedział, oplótł swoje ręce wokół mojej talii i namiętnie mnie pocałował. Ja owinęłam swoje dłonie wokół jego i szyi i oddawałam pocałunki. Nasze języki się połączyły.
    - A co to za romanse? - usłyszałam głos. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy za mnie. Stał tak jakiś mężczyzna. Uśmiechał się szeroko.
    - To jest właśnie trener - szepnął do mnie Just.
    - To to jest ta wasza Loreena? - zapytał ciemnowłosy mężczyzna.
    - Tak. Loreena Ryen - przedstawiłam się i podałam mu rękę.
    - Eric Weiss, trener - odrzekł i uśmiechnął się do mnie. - Po lekcjach pokarzesz mi na co się stać i omówimy sprawy związane z meczem. Wiesz, że ciebie, jako dziewczynę, nie dopuszczą do gry? - zapytał.
    - Tak, ale to da się załatwić - uśmiechnęłam się szeroko.
    - Justin mi już wszystko powiedział o twojej "zamianie w chłopaka"... i muszę przyznać, że podoba mi się ten plan.
    - Cieszę się.
    - No, a teraz idźcie do szkoły. Za chwilkę będzie dzwonek - rozkazał trener. Pożegnaliśmy się z nim i pognaliśmy w stronę naszej męczarni, zwanej potocznie szkołą. Do klasy A weszliśmy równo z dzwonkiem. Zajęliśmy miejsca w ostatniej ławce środkowego rzędu i zaczęliśmy rozmawiać.
    - Widzisz? Nie było się czym denerwować - oznajmił szatyn i uśmiechnął się do mnie.
    - No wiem, ale skąd miałam wiedzieć, że ten wasz trener jest taki miły. No przynajmniej taki się wydaje...
    - Jak na trenera, to to jest miły facet - odrzekł.
    - Może masz racje, ale on jeszcze mnie nie przyjął, prawda? Po za tym do tego dochodzi stres tym meczem...
    - Za dużo o tym myślisz. Pomyślałabyś na przykład...o mnie? - powiedział i uśmiechnął się szyderczo.
    - Ależ ja cały czas o tobie myślę - oznajmiłam i położyłam dłoń na policzku szatyna. Ten uśmiechnął się do mnie pociągająco i pocałował mnie. - Dobra, koniec tych amorków, bo nauczyciel zobaczy - odrzekłam i spuściłam dłoń na ławkę.
    - Melgen - powiedział nauczyciel.
    - Żyję! - krzyknął Justin.
    - To do tablicy i zadanie rozwiązuj - rozkazał facet. Just westchnął i wywlekł się z ławki. Jak najszybciej zrobił zadanie i zadowolony wrócił do ławki.
          Reszta tej i sześciu następnych lekcji minęła normalnie, czyli na gadaniu z Rozalią lub Iris i śmianiu się z matematyczki. Kiedy moja udręka wreszcie się skończyła, poszłam prosto na boisko. Weszłam do szatni. Nikogo jeszcze w niej było. Wzięłam więc swoje rzeczy i poszłam do toalety. Przebrałam się i wróciłam do szatni. Tym razem chłopcy już byli, a ich ubrania jak zwykle zostały porozrzucane dosłownie wszędzie. Oczywiście Nick jak zwykle szukał swoich spodenek. Starałam się na nich nie zwracać uwagi. Włożyłam ubrania do szafki, związałam włosy i poszłam na boisko. Usiadłam sobie na trybunach i czekałam, aż wszyscy będą już gotowi. Poczekałam tak chyba z dziesięć minut, bo Patrick i Max pokłócili się o jakieś gówna.
 
***

          Wreszcie było po treningu. Całe szczęście udało mi się i trener przyjął mnie do drużyny raz na zawsze. Teraz szłam ulicą razem z chłopakami. Wymyślili sobie, że muszą uczcić moje przyjęcie do drużyny i zabierają mnie do kawiarni. Próbowałam się sprzeciwiać, ale z maślanymi oczami dziesiątki chłopaków nikt nie wygra. Gdy doszliśmy wreszcie do kawiarni, zajęliśmy jakiś stolik. Jakoś się pomieściliśmy. Widziałam, że większość dziewczyn patrzyła z zainteresowaniem na chłopaków, a na mnie z zazdrością. A pierdolcie się! Moi chłopcy! Won od nich!
    - Przez was czuję się osaczona - mruknęłam, kiedy zostały przyniesione nasze zamówienia.
    - Dlafego? - zapytał Luke z pełną buzią.
    - A jak myślisz? - warknęłam na chłopaka i popatrzyłam na niego groźnym wzrokiem.
    - No czym się przejmujesz. Laski popatrzą trochę na ciebie i się odczepią - oznajmił i wzruszył ramionami.
    - Łatwo ci mówić - mruknęłam. - To nie na ciebie patrzy stado dziewczyn, jakby chciały cię zabić.
    - Oj przestań, przestań. Jak coś, to cię obronię - zaśmiał się Just.
    - Ha ha ha, bardzo śmieszne - burknęłam.
    - Ojjj....Nasza kochana Loree jest zła? - zapytał Dylan i zwinął usta w podkówkę.
    - Wiesz jak możesz mi humor poprawić? - zapytałam. - Daj mi te swoje por... - nie dokończyłam, bo Justin zatkał mi usta. Pewnie wiedział, że mam na myśli pornole. - Wiesz, jednak poprawiłeś mi humor - oznajmił i wyszczerzyłam się do niego. Dyl spiorunował mnie wzrokiem. - No co? Kto ci kazał trzymać w pokoju te twoje "skarby"?
    - O czym wy gadacie? - zapytał zaciekawiony Max.
    - Wolałbyś nie wiedzieć - powiedział rozśmieszony Justin.
          Siedzieliśmy w tej kawiarni mniej więcej do godziny osiemnastej. Później chłopcy odprowadzili mnie do mu. Pożegnałam się z nimi i weszłam do domu.
    - Jestem - krzyknęłam wgłąb domu.
    - Dobra - powiedział głos w salonie, a dokładniej to był głos mojego brata. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kolację. Były to tosty z dżemem. Szybko je pochłonęłam, zrobiłam sobie jeszcze kakao i poszłam z nim do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Zaczęłam odrabiać zadanie, a potem weszłam na chwilkę na neta. Powchodziłam na aska, komixxy i inne takie strony, aż wybiła godzina dwudziesta pierwsza trzy. Poczułam, że chce mi się pić. Zeszłam więc na dół. Gdy szłam do kuchni, przechodziłam obok gabinetu mojego ojca. Coś kazało mi tam wejść. Jakaś niewidzialna siła mnie tam przyciągała. Próbowałam z nią walczyć, ale w końcu nie wytrzymałam. Uchyliłam drzwi i skierowałam się w stronę biurka. Zauważyłam, że leży na nim jakaś kartka. Podniosłam ją i okazało się, że był to list od mojej matki. Zaczęłam go czytać. Wystarczyło zaledwie kilka zdań, abym dowiedziała się czegoś, co rodzice ukrywali przede mną przez siedemnaście lat...

---------------------------------------------------

Jakoś się wyrobiłam z tym rozdziałem. Przepraszam, że taki krótki, ale po prostu chciałam przerwać w takim momencie xD
Wiem, okropna jestem, ale nie martwicie się. Nie będzie w tym liście nic nadzwyczajnie ciekawego.

I jeszcze stylówka :













A tak wgl. to ja wam się dziwię, jak możecie czytać to moje wypociny. No jestem wam oczywiście wdzięczna, że zostawiacie komentarze i to nawet nie wiecie jak, ale jak ja zaczynam czytać jakiś rozdział, to już po kilku zdaniach wyłączam. Takie nudy. Zawsze jak mam jakiś pomysł, to wydaje mi się, że rozdział będzie zaje, ale jak zaczynam go pisać...wychodzi beznadziejny. W każdym razie dzięki, że jesteście, że czytacie, że głosujecie w ankietach i za to, że za każdym razem, gdy czytam wasze komentarze, na moich ustach pojawia się wielki banan. Uwielbiam was za to :)


          I jeszcze jedno. Ponieważ moje ferie kończą się 3 stycznia, to od tego dnia rozdziały pewnie będą pojawiały się rzadziej. Przynajmniej na samym początku. Mam jakieś pomysły, więc nie powinno być źle. :)

          No, to chyba tyle. Teraz proszę o komentarze :D

9 komentarzy:

  1. Ferie kończą ci się 3 stycznia? :o
    Sądzę że miałaś na myśli luty xD
    A ja mam dopiero pod koniec lutego ;c
    Świetny rozdział i nie żadne nudy tylko zaje, tak jak sobie to w główce ułożyłaś ;3
    I nawet nie każ mi wymieniać wszystkich dobrych cech tego że piszesz, bo dużo tego by się znalazło =D

    OdpowiedzUsuń
  2. mi też ferie się kończą 3 lutego XD
    rozdział jak zawsze zajebisty
    i proszę mi tu nie mówić, że nudny bo jak się znerwicuję to będzie źleeeee oj źleeeeeee XD
    no i ten szybciorem pisz mi nexta ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. :3
    Dobrze, że Daniel ją przeprosił i wgl, że Dick się nie pojawił i dawaj następny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :). Cieszę się, że Dan przeprosił Loree i, że wszystko sobie wyjaśnili :). No już mnie ciekawość zżera co się wydarzy na tym meczu. Fajnie, że chłopcy postanowili uczcić przyjęcie bohaterki do drużyny przez trenera :). Już wyobrażam sobie tę spojrzenia zazdrosnych dziewczyn dobrze, że nie mają w oczach karabinów maszynowych hahah:D, a jaka Loree zazdrosna o chłopców i jak walczy o nich. Jak lwica :). I najważniejsze pytanie co jest w tym liście?- może była adoptowana?
    Sitzu M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudaśne :D Nie wiesz, jak się cieszę, że Dick jednak się nie pojawił, bo nawet nie chcę sobie wyobrażać, co mógłby zrobić Loree. Już pisałam, że Justin jest słodki i kochany? Jeśli tak, to powtarzam, jeśli nie - to właśnie to stwierdzam. Super, że Lor wybaczyła bratu, że ją uderzył, bo widać, że żałuje tego, co zrobił :) Nie mogę doczekać się tego meczu, bo coś czuję, że zaskoczysz :D
    I oczywiście, co jest w tym liście też nie daje mi spokoju. Co z tego, że napisałaś, że nie ma w nim nic ciekawego? Ty zawsze kłamiesz xD Mówisz, że to wypociny, a prawda jest taka, że kocham to! xD Podziękowania to się tobie należą, za tak świetny blog ♥-♥
    Wiesz, ja też zawsze tak mam, że najpierw to mi się wydaje, że to, co wymyśliłam, jest naprawdę świetna, a potem... po prostu jedna wielka porażka i brak słów, totalna klapa... A ty masz świetne pomysły, nie to co ja ;)
    I ja też cię uwielbiam, że czytasz i komentujesz u mnie! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dla mnie zaszczyt czytać twój blog i bardzo dziękuję za taką opinie :)

      Usuń
  6. Czy Loree nie jest adoptowana? (<--- moja pierwsza myśl)
    Niech następny będzie dłuższy. Plisssssss (maszlane ocka :))
    ~Alice~

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebisty blog!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń