niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział XV All you need is love.

          Zdębiałam. Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony było to spełnienie moich marzeń, a z drugiej...kilka godzin temu zerwał ze mną chłopak, a ja się całuje z innym. Jak jakaś puszczalska. Ale nie mogłam się oprzeć. Nie w takiej chwili. W głębi duszy modliłam się, żeby to się nigdy nie skończyło.
         Kiedy Justin oderwał się ode mnie, oparł swoje czoło o moje i patrzył mi prosto w oczy. Uśmiechnął się do mnie lekko i położył dłonie na moich policzkach. Patrząc w oczy chłopaka, czułam się jak zahipnotyzowana. Nie mogłam, po prostu nie mogłam uwierzyć, że on mnie pocałował. Jeszcze kilkanaście dni temu szczerze się nienawidziliśmy, a teraz?
    - Loree, posłuchaj - zaczął szatyn i zamknął oczy. - Wiem, że to może wyda się głupie, ale...Ja cię kocham i...chciałem cię zapytać, czy zostaniesz moją dziewczyną. Rozumiem, jeśli powiesz nie, bo w końcu wczoraj zerwał z tobą chłopak i...
    - Tak - przerwałam chłopakowi i uśmiechnęłam się do niego. On na początku patrzył na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale kiedy dotarło do niego co powiedziałam, pocałował mnie i przytulił. Trwaliśmy w takim uścisku chyba z pięć minut. Kiedy wreszcie oderwaliśmy od siebie, spojrzałam chłopakowi w oczy i uśmiechnęłam się szeroko. W tej właśnie chwili zadzwonił telefon Justina. On uśmiechnął się do mnie przepraszająco i odebrał. Nie miałam pojęcia o czym rozmawiał, ale kiedy skończył rozmawiać, pokręcił głową z dezaprobatą.
    - Przepraszam, ale muszę iść. Dylan się spił i teraz się odgraża mojej matce, że skoczy przez okno.
    - Aż tak źle? Dobra, idź, bo jeszcze brata stracisz - powiedziałam z uśmiechem.
    - Ok, pa - odrzekł, pocałował mnie w usta i tyle go widziałam.
          Może to dziwnie zabrzmi, ale czułam, że Justin to ten jedyny. Zaraz po tym, jak Dick...próbował mnie zgwałcić, Justin mnie przytulił. Wtedy PIERWSZY raz w życiu czułam się tak bezpieczna, jak przy nim. Sama dobrze tego nie rozumiałam, ale w końcu miłość nie wybiera. Po prostu się w nim zakochałam, ale teraz tego nie żałuję. Wręcz przeciwnie. Czuję się wspaniale. Mam ochotę stanąć na środku ulicy i krzyczeć jego imię.
         W tej właśnie chwili w salonie znalazł się mój brat.
    - Co to był za chłopak? - zapytał i uśmiechnął się do mnie.
    - Chłopak - odrzekłam zadowolona.
    - A Kenneth?
    - Zerwał ze mną. Okazał się takim samym dupkiem, jak jego brat. Widać to jest rodzinne - odpowiedziałam.
    - Przykro mi...
    - Nie ma co rozpaczać. To nie był dobry pomysł, żebym z nim była. Znałam go zaledwie dzień, a już z nim chodziłam. To było po prostu chwilowe zauroczenie - wzruszyłam ramionami.
    - Ty to zmieniasz chłopaków, jak skarpetki - odrzekł, pokiwał głową i poszedł do kuchni.
    - Oj przestań. Co ja na to poradzę, że na jakiego chłopaka nie trafię, to on okazuje się dupkiem - burknęłam i poszłam do pokoju. To akurat była prawda. Nie mam szczęścia do chłopaków. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Justin nie będzie takim dupkiem jak Kenneth, czy nawet Dick. Nigdy nie trafiłam na chłopaka, który naprawdę by mnie kochał.
          Usiadłam na łóżku i oparłam się plecami o ścianę. Za mną do pokoju wbiegł Mozart i położył się obok mnie, kładąc swój pyszczek na moich udach. Zaczęłam go głaskać i wtedy właśnie mnie olśniło. Przecież Rozalia dzisiaj wyjeżdża! Chwyciłam telefon do ręki i wykręciłam jej numer. Po kilku sygnałach, usłyszałam w słuchawce głos dziewczyny.

tel : No hej! Dlaczego cię nie było?
Lor : Nie czułam się na siłach po wczoraj.
Ale nie dzwonie w tej sprawie...O której masz samolot?
tel : Właśnie! Nie uwierzysz, co się stało. Wpadnij do mnie
to ci wszystko opowiem.
Lor : Dobra, będę na pół godzinki.
tel : Ok, czekam.
          I rozłączyłam się. Telefon włożyłam do kieszeni i zeszłam na dół. Zgarnęłam ze stołu klucz i ubrałam kurtkę.
    - Wychodzę! - krzyknęłam.
    - Ok, ale przed osiemnastą masz być - rozkazał.
    - Dobra - odrzekłam i wyszłam z domu. Skierowałam się do domu białowłosej. Mieszkała ona jakieś pół godziny drogi ode mnie, więc nie miałam zamiaru marnować kasy na bilet. Wolałam się przespacerować i przemyśleć kilka spraw. Na przykład sprawa z Dickiem. Za niedługo dostanę wezwanie do sądu. W końcu jestem poszkodowana i będę musiała zeznawać. Chodź szczerze, nie podnieca mnie ta myśl. Będę musiała znowu oglądać na oczy tego zboczeńca i słuchać jego wykrętów.  Zacznie zaraz pieprzyć, że ja sama tego chciałam. Mam tylko nadzieję, że tamte dziewczyny, które zgwałcił jeszcze w Miami, będą zeznawać przeciwko jemu. Przecież on mógł je zastraszyć. Eh...nadzieja matką głupich...
          I jeszcze druga sprawa. Co takiego ważnego miała mi do powiedzenia Roza? Nic nie przychodziło mi do głowy. Ona, to mogła wszystko wymyślić, ale wnioskując po jej głosie, to byłą zachwycona.
          Kiedy w końcu doszłam pod dom białowłosej, podeszłam do drzwi i zapukałam. Chwilkę później w drzwiach stanęła wysoka, krótko obcięta kobieta o białych włosach. Zapewne matka Rozalii.
    - Dzień dobry. Jest Roza? - zapytałam i wysiliłam się na uśmiech.
    - Tak, jest w pokoju - odrzekła i przepuściła mnie w drzwiach. Weszłam do środka, zdjęłam kurtkę, buty i poszłam na górę. Gdy znalazłam się pod drzwiami do pokoju białowłosej, zapukałam i weszłam. W pokoju, na łóżku siedziała rozpromieniona Rozalia a obok niej Iris.
    - Co się dzieje? - zapytałam i usiadłam obok nich.
    - Nie wyjeżdżam! - krzyknęła białowłosa i mnie przytuliła.
    - Jakim cudem? - zapytałam zaskoczona. No nie mówię, cieszyłam się. W końcu to jest moja przyjaciółka.
    - Mieliśmy wyjechać z powodu pracy mojej matki, ale w ostatniej chwili ją zwolnili. Całe szczęście mama ma dobre wykształcenie, więc szybko znajdzie pracę - odrzekła Rozalia. Z jednej strony była prze szczęśliwa, że Roza zostaje, ale z drugiej...w końcu jej matkę zwolnili. Chociaż zdecydowanie przeważało szczęście. - Cieszysz się?
    - Ale cieszę się, że zostajesz, czy że zwolnili twoją mamę? - zapytałam. Białowłosa pokręciła głową i zrobiła facepalma.
"Za niedługo będziemy mieć dwóch Natanielów" - pomyślałam.
    - Eh...cieszysz się, że nie wyjeżdżam?
    - Co to za pytanie? Oczywiście, że tak! - krzyknęłam rozradowana.
    - Loree, co ty dzisiaj taka rozradowana? - zapytała ruda.
    - Aż tak to widać?
    - Taaaak...A teraz gadaj.
    - Eh...Justin mnie pocałował - odrzekłam. Próbowałam wyglądać na nieporuszoną, ale jak tylko o nim pomyślałam, po moich plecach przechodził przyjemny dreszcz.
    - Co?! Pocałował cię?! Serio?! - powiedziała, a raczej krzyknęła, Iris. Kiwnęłam głową. - A Kenneth? - no tak. Nie wiedzą, że ze mną zerwał.
    - Okazał się takim samym dupkiem, jak jego brat i rzucił mnie - powiedziałam obojętnie. Gdy zobaczyłam, że na twarzach dziewczyn maluje się zaskoczenie, dodałam. - Nie kochałam go. Zwykłe zauroczenie, wzięłam za miłość. Mam tylko nadzieję, że Justin nie będzie takim dupkiem jak reszta moich byłych.
    - Nie. Na pewno nie. On taki nie jest. Miał wiele dziewczyn, ale z żadną nie był po to, żeby "się zabawić". Oczywiście żadnej nie brał też za "tą jedyną". Na prawdę masz szczęście... - odpowiedziała rudowłosa. "Na prawdę masz szczęście". Zabrzmiało to tak, jakby miała mi za złe, że z nim chodzę. Tak jakby...była w nim zakochana.
    - Iris - zaczęłam. - Mam do ciebie pytanie. Tylko błagam, odpowiedz szczerze.
    - Ok.
    - Czy...Justin ci się podoba. Tylko proszę...szczerze - odrzekłam. Musiałam zapytać. Musiałam...
    - Szczerze? - zapytała. Kiwnęłam głową. Dziewczyna westchnęła. - Tak, podoba mi się. Ale cieszę, że jesteście razem. Może tego nie okazuję, ale chcę, żebyś byłą szczęśliwa. Po za tym on nigdy nawet na mnie nie spojrzał. Czasem najwyżej powiedział "cześć", ale to wszystko.
          Nie wiedziałam co mam robić. Czułabym się winna, gdybym dalej chodziła z Justinem, ale z drugiej strony kocham go i nie chcę go stracić.
          Westchnęłam i spuściłam głowę. Iris chyba zauważyła, że się zadręczam, bo położyła dłoń na moim ramieniu.
    - Wiem co ci chodzi po głowie Lor, ale nie myśl o tym. Podobałby mi się kilka tygodni, a potem by mi przeszło. To normalne. Nie powinnaś z nim zrywać z mojego powodu, no chyba że chcesz, żebym cię tłuczkiem do ziemniaków zatłukła. - zaśmiałyśmy się. - Na prawdę, jeśli jesteś z nim szczęśliwa, to zapomnij o tym co powiedziałam, bo stracisz wspaniałego faceta.
    - Ale Ir...
    - Żadne ale. - przerwała mi. - Ja wiem, że to nie "mój jedyny", tylko po prostu chwilowe zauroczenie, tak jak to było z tobą i Kenneth'em, i nie chcę ci niszczyć życia. Zrozum, że więcej kogoś takiego jak on, możesz nie spotkać.
          Iris miała rację. Kocham Justina, i nie powinnam...Ba! Nawet nie mogę z nim zrywać. Ale jednak będę czuć się głupio. Moja przyjaciółka się zakochuje, a ty nagle z Miami przyjeżdża jakaś idiotka i zabiera jej miłość życia. No ja na przykład od razu bym zabiła, gdyby jakaś laska zaczęła się do Justa dobierać.
    - Eh...masz rację. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie miało wpływu na naszą przyjaźń - oznajmiłam.
    - Ty głupia jesteś? Oczywiście, że nie! - krzyknęła.
    - Całe szczęście. Nie chciałabym, aby przez to skończyła się nasza przyjaźń - powiedziałam i przytuliłyśmy się.
    - Ej! A ja co to?! - zawołała zirytowana Rozalia. Zaśmiałyśmy się i przytuliłyśmy również białowłosą. Trwałyśmy w takim uścisku grupowym chyba z minutę, aż Iris zaczęło brakować powietrza. Wtedy się puściłyśmy i spojrzałam na zegar. Siedemnasta dwadzieścia dwa. Czyli, że muszę się zbierać.
    - Sorki dziewczyny, ale muszę iść. Brat kazał mi być przed osiemnastą.
          Zeszłam na dół, a dziewczyny za mną. Ubrałam kurtkę, buty, pożegnałam się i poszłam do domu. Akurat, znając moje szczęście, zaczął padać deszcz, a przez niebo przeleciała błyskawica. Jasne, niech mnie jeszcze strzeli.
          Szczerze, to nienawidziłam burzy. Akurat w jej czasie poznałam Dick'a. Eh...że musiałam mnie spotkać taki pech. Ubrałam na głowę kaptur i ruszyłam w stronę domu.
          Pod drzwi mieszkania doszłam kilkanaście minut później. Szybko otworzyłam drzwi, odwiesiłam kurtkę i powędrowałam do kuchni. Powiedzenie " Jak zgłodnieje, to wróci", sprawdziło się. Pewnie siedziałabym u Rozy do północy, ale poczułam burczenie w brzuchu.
    - Jest coś do jedzenia? - zapytałam i otworzyłam lodówkę.
    - Też się cieszę, że cię widzę. Tak, czuję się świetnie. Miło, że pytasz - powiedział mój brat.
    - Oj już przestań - mruknęłam i wyjęłam pomidora. Pokroiłam go na kawałki, położyłam na kanapki i poszłam z nimi do salonu. Włączyłam telewizor i usadowiłam swoje cztery literki na kanapie. Zaczęłam oglądać pierwszy lepszy program. Padło na "ekstremalny ranking zwierząt".
    - Samica modliszki zabija samca po odbyciu stosunku i zjada go... - mówił głos w telewizji. Zjada go? Ciekawe co powie potem swoim dzieciom.
"Mamo, a gdzie tata?"
"Zjadłam go, bo głodna byłam. Chcesz go poznać? To idź na łąkę. Jego głowa powinna być w moich odchodach" Tak, dzieci na pewno zrozumieją...
    - Te małpy uprawiają seks nawet na powitanie. Samce z samcami, samice z samicami, starcy z dziećmi... - mówił głos w telewizji. "Na powitanie"? Te małpy pojebało? Boże, jakie erotomany. I jeszcze swoje dzieci uczą czegoś takiego. Heh...chyba Dick jest z nimi spokrewniony.
         I tak właśnie komentowałam wszystkie zwierzaki. Zaczynając od żab, a kończąc na małpach i modliszkach. Kiedy program się skończył, wyłączyłam telewizję i poszłam do pokoju. Wzięłam prysznic, ubrałam się w piżamę i zasnęłam.

------------------------------------------------

Musiałyście tyle czekać na next, a i tak wyszedł jakiś gówniany. Sorki za to. Postaram się, żeby następny był lepszy. Po za tym mam dylemat do jakiego gimnazjum iść i na jaki język - niemiecki czy hiszpański. Eh...taka już jestem.

P.S.W bohaterach są zdjęcia Li, Charlotte, Amber i Kim. Zmieniłam też zdjęcie Justina xD
          

9 komentarzy:

  1. Zajebisty rozdział. :D ♥ Biedna Irys. :( Wiem jak się czuje...
    Mamo, a gdzie tata? Ej rozkminka, to nie był ich tata! ajajaj ! ich prawdziwy tata zmarł po poczęciu, a matka to latawica. ;c modliszkowa patologia. ♥ '' głodna jestem, idę się puścić. '' xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gimnazjum nie jest ważne. ^^ serio, to od Ciebie zależy jak się uczysz, ja w gimnazjum byłam w sportowej klasie, a teraz jestem w mundurowej szkole. Serio, nie myśl, że jestem starsza i się wymądrzam, ale gimnazjum to nic, tu wysoki poziom tu niski, wszędzie jest to samo, halo - piszecie ten sam test, potem wybierasz liceum, to już z zapatrywaniem na przyszłość. ^^ Znaczy wiesz, nie idź do jakiegoś patosa, gdzie tylko jarają i się puszczają suki no i jak są jakieś napierdalanki i ' kocinie ' . ;-)

      Usuń
  2. świetny rozdział <3
    jebłam jak czytałam o tych zwierzakach
    Tak! Tak! Tak! Oni w końcu są razem!
    jestem szczęśliwa!
    a co do wyboru gimnazjum to masz jeszcze kilka miesięcy w końcu zdecydujesz się na któreś :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiaszcze *-*
    Kurde, Twoje modliszki i małpki mnie totalnie rozwaliły xD
    A co do tego, że Loree jest z Justem, to... Wolałabym, by była z Kennethem, to na niego głosowałam... No ale cóż, wygrał Justin, więc muszę się z tym pogodzić. Chociaż tak właściwie to nie jest źle. Wygląda, że ten tutaj na serio zakochał się w Lor i nie skrzywdzi jej tak, jak wcześniej Dick i Kenneth :D
    Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział :D
    Część o zwierzętach bardzo zabawna xD
    Cieszę się że Loree i Justin są razem. Życzę im szczęścia ;]
    A co do gimnazjum to jestem pewna że wybierzesz takie które będzie dla ciebie odpowiednie ;)
    Wiem jak się teraz czujesz, bo sama jestem na etapie wyboru nowej szkoły i nie sądziłam że to jest takie trudne xd A raczej nerwy mnie zjadają że mnie nie przyjmą (to najlepsze liceum w mieście). Tak więc życzę szczęścia w wyborze i na egzaminach :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiałam się przy modliszce xD
    Rozdział cudowny :D
    I to niby ludzie są dziwni.
    Nie wiem co mam jeszcze napisać :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam o więcej prosze!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. No i to mi się podoba :D, ale znając Ciebie to pewnie wymyślisz coś co sprawi, że w związku naszych bohaterów nie będzie cały czas tak różowo :). Fajnie, że Roza zostaje. Rozdział cudny i czekam na next :)
    Sitzu M.

    OdpowiedzUsuń