Po pewnym czasie pocałunki chłopaka zaczęły być coraz bardziej namiętne. Położyłam więc jedną dłoń na ramieniu chłopaka, a palce drugiej wplotłam we włosy szatyna. Nigdy w życiu nie czułam się tak bezpieczna, jak teraz. Nigdy...
Nagle chłopak oderwał się ode mnie i oparł swoje czoło o moje. Siedzieliśmy w ciszy i próbowaliśmy wyrównać oddechy.
- Zakochałem się w tobie. Zakochałem się, odkąd cię zobaczyłem po raz pierwszy - zaczął Kenneth. - Wiem, że zabrzmi to trochę głupio, bo znamy się zaledwie dzień, ale... - przerwał i wziął głęboki wdech. - Zostaniesz moją dziewczyną?
Czy...on zapytał mnie, czy będę z nim chodzić? A może tylko mi się wydawało? A może jednak to prawda? Tylko co mu teraz odpowiedzieć? Jeśli powiem tak, mogę być najszczęśliwszą osobą na świecie i równie dobrze on może mnie skrzywdzić. Lecz jeśli powiem nie, nie zaznam ani szczęścia, ani krzywdy. Więc co wybrać? Tak czy nie. Tak czy nie. Tak czy nie...
- Tak - szepnęłam i popatrzyłam chłopakowi prosto w oczy. Ten się uśmiechnął i mnie pocałował. - Chyba powinniśmy już wracać.
- Masz rację - powiedział i mnie puścił. Usiadł z powrotem na miejscu pasażera, a chłopak odpalił silnik. Ruszyliśmy. Jechaliśmy jeszcze kilka minut. Zauważyłam, że Kenneth cały czas na mnie zerkał. Za którymś razem nasze spojrzenia się spotkały.
- Na drogę się patrz - powiedziałam i wskazałam palcem przed siebie.
- Tu mam ładniejsze widoki - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Prychnęłam i wywróciłam oczami. Chłopak zaśmiał się i z powrotem zaczął patrzeć się na drogę.
Pod mój dom dojechaliśmy chwilkę później. Szatyn wysiadł a samochodu, okrążył go i otworzył mi drzwi. Ja wysiadłam i stanęłam naprzeciwko chłopaka. Ten cały czas patrzył mi się w oczy.
- Mimo tego, że zabrałeś mnie na jakiś tandetny horror - zaczęłam. - bawiłam się fantastycznie i za to ci dziękuję - oznajmiłam z poważną miną. Chłopak wywrócił oczami, ujął moją twarz w dłonie i mnie pocałował. Oczywiście oddałam pocałunek. Staliśmy tak dobrą minutę. W końcu oderwałam się od chłopaka.
- Dobra, wystarczy. Muszę iść. Pa - odrzekłam, szybko pocałowałam chłopaka i weszłam do domu. Kiedy otwierałam drzwi, usłyszałam jeszcze tylko ciche "hej".
- Nareszcie wróciłaś - usłyszałam, gdy wchodziłam do kuchni.
- Też się cieszę, że cię widzę. Tak, bawiłam się świetnie. Miło, że pytasz...
- Nie muszę się pytać. Przed domem zobaczyłem swoje - oznajmił i poczochrał mnie po włosach.
- Ty mnie podglądasz? - zapytałam i wygięłam usta w podkówkę.
- Nie, no co ty. Tylko cieszę się, że moja kochana siostrzyczka znalazła sobie chłopaka.
- Oh, jakiś ty troskliwy - powiedziałam. Dopiero wtedy zobaczyłam, że mój brat nie jest w najlepszym humorze. Poznaje po tym jego sztucznym uśmieszku. - Co się dzieje?
- A co ma się dziać?
- Przecież widzę. No mów, co się dzieje - rozkazałam i usiadłam obok chłopaka. Ten westchnął.
- Dopiero teraz zrozumiałem, że Alex to zwykła dziwka - warknął. - Myślałem, że jest moim przyjacielem, a ten przeleciał mi dziewczynę.
- Co? Ten Alex?
- Tak! Ten! Brat Kenneth'a - powiedział podniesionym głosem.
- Przykro mi - powiedziałam i przytuliłam chłopaka. - Mam nadzieję, że nie zabronisz mi się z tego powodu spotykać z Kenneth'em.
- Oczywiście, że nie. To, że jego brat jest ćwokiem, nie znaczy, że on też. Dobra, idź już spać. Późno jest.
- Ok. Dobranoc.
- Dobranoc - odrzekł i poczochrał mnie po włosach. Uśmiechnęłam się tylko do niego i poszłam do siebie. Kiedy znalazłam się w pokoju, włączyłam światło i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej piżamę i razem z nią poszłam do łazienki. W niej wzięłam gorący prysznic, wysuszyłam ciało ręcznikiem i ubrałam piżamę. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Na moim łóżku leżał przytulony do poduszki Mozart.
- Posuń się - powiedziałam do psa i położyłam się obok niego. Ten polizał mnie po policzku - Nie podlizuj się. I to dosłownie - odrzekłam i przytuliłam się do psa. Wtedy z mojego telefonu dało się słyszeć wibracje. SMS. Podniosłam się i sięgnęłam po telefon.
Od : Rozalia xD
Robię jutro wieczorek pożegnalny o osiemnastej. Masz przyjść! :)
Jasne, będę :p
Dobra odpowiedź. Ok, idź spać. Jutro masz być wyspana na imprezie.
A kto będzie?
Tylko ci najfajniejsi. Mama zgodziła się tylko na pięć osób.
Czyli, że ty, Viola, Iris, Justin i Dylan.
Aż tak bardzo lubisz Dylana i Justina?
Nie, ale ty lubisz Justina. Przecież wiem, że ci się podoba.
Nie! Przecież już mam chłopaka.
Co? Jak to masz? Dlaczego ja nic nie wiem ;c
Bo on jest moim chłopakiem od mniej więcej trzydziestu minut.
Jutro ci wszystko opowiem, ok?
Ok. Dobranoc :p
Dobranocka xD
I jak tu nie lubić Rozy? Wielka szkoda, że wyjeżdża. Będę za nią tęsknić.
Telefon odłożyłam z powrotem na biurko, a sama wtuliłam się w sierść Mozarta i zasnęłam.
***
Obudził mnie mokry język na policzku. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nade mną stoi Mozart. Zerwałam się na równe nogi.
- Przecież ci mówiłam, żebyś się nie podlizywał - warknęłam. Pies wtedy podszedł do ściany i zaczął skakać. Nie wiedziałam o co mu chodzi, i dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że pies próbuje doskoczyć do zegara. Spojrzałam na godzinę. Ósma trzydzieści. - Co? Już tak późno? - szybko się zerwałam, podeszłam do szafy i wyjęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy. Wyszło na to, że miałam w ręce niebieski sweter z napisem "l♥ve", jasno-pomarańczowe rurki i granatowe trampki na wysokiej podeszwie. - Dzięki Mo, że mnie obudziłeś - powiedziałam, pocałowałam psa w nos i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Jeszcze zostały mi loki z wczorajszego wyjścia, więc nie wyglądałam tak źle.
Z prędkością światła pobiegłam do pokoju, żeby spakować książki i zeszłam na dół do kuchni. Na stole leżały ciepłe tosty. Wzięłam jednego i szybko wybiegłam z domu po drodze zamykając drzwi. Przekroczyłam bramę i podbiegłam do przystanku autobusowego. Najbliższy autobus miałam o dziewiątej trzy. No wtedy, to już nie mam po co iść na tą pierwszą lekcję. No kurwa! Nagle zobaczyłam, że na motorze jedzie jakiś chłopak. Był to, na moje szczęście, Justin. Podeszłam do krawędzi chodnika i zaczęłam mu machać. Szatyn podjechał do mnie i się zatrzymał.
- Podwieziesz mnie do szkoły? - zapytałam z nadzieją.
- Dobra, wsiadaj. Tylko ubierz kask - odrzekł.
- Dzięki, życie mi ratujesz - odpowiedziałam, ubrałam kask i usiadłam za chłopakiem. Oplotłam ręce wokół jego pasa i ruszyliśmy.
Pewnie wydaje wam się to dziwne, że tak bardzo się martwię, że się na lekcję spóźnię, ale pierwszą lekcją jest matma. Już kilka razy nie przyszłam na lekcję lub przyszłam w połowie i babka mi zagroziła, że jeszcze jeden taki wybryk i wezwie mojego brata do szkoły. A wiem, że jak go wezwie, to dostanę szlaban i nie pójdę do Rozalii.
Do szkoły dojechaliśmy równo z dzwonkiem. Szybko zdjęłam kask i podziękowałam Justinowi. Później wbiegłam do szkoły, w szafce zostawiłam niepotrzebne rzeczy i weszłam do klasy. Nauczycielki jeszcze nie było. Jest! Udało się! Już miałam tańczyć taniec zwycięstwa, ale nie miałam ochoty się ośmieszyć przed całą klasą, więc podeszłam do ostatniej ławki i usiadłam w niej. Chwilkę później do klasy wbiegł Justin i usiadł obok mnie. Ponieważ nie było nauczycielki, postanowiłam poruszyć temat szkoły muzycznej.
- Justin, słyszałam, że chodziłeś do szkoły muzycznej - powiedziałam z szyderczym uśmiechem. Chłopak popatrzył na mnie wielkimi oczami.
- Kto ci powiedział? - zapytał i zmarszczył czoło.
- Mam swoje źródła...
- Kto?
- Kenneth. Kojarzysz?
- Skąd ty go znasz? - zapytał trochę zaskoczony.
- Jest to brat byłego przyjaciela mojego brata. No ale nie o to chodzi. Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- A musiałem? Po za tym co to miało do rzeczy?
- To, że masz mi kiedyś coś zaśpiewać - zagroziłam palcem.
- Mogę ci teraz nawet zaśpiewać - oznajmił.
- Serio? To dajesz!
- Do Re Mi Fasola Si Do - wymruczał.
- Yh, z tobą się nie dogada... - burknęłam i oparłam brodę o dłoń. Wtedy do klasy weszła baba od matmy. Stara jędza...
- Sprawdzam obecność - odrzekła. Naprawdę? Gdyby nie ty, nigdy bym się nie domyśliła Sherloku! - Ryen.
- Żyje! - krzyknęłam i wtedy poczułam wibrację w kieszeni spodni. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.
Z prędkością światła pobiegłam do pokoju, żeby spakować książki i zeszłam na dół do kuchni. Na stole leżały ciepłe tosty. Wzięłam jednego i szybko wybiegłam z domu po drodze zamykając drzwi. Przekroczyłam bramę i podbiegłam do przystanku autobusowego. Najbliższy autobus miałam o dziewiątej trzy. No wtedy, to już nie mam po co iść na tą pierwszą lekcję. No kurwa! Nagle zobaczyłam, że na motorze jedzie jakiś chłopak. Był to, na moje szczęście, Justin. Podeszłam do krawędzi chodnika i zaczęłam mu machać. Szatyn podjechał do mnie i się zatrzymał.
- Podwieziesz mnie do szkoły? - zapytałam z nadzieją.
- Dobra, wsiadaj. Tylko ubierz kask - odrzekł.
- Dzięki, życie mi ratujesz - odpowiedziałam, ubrałam kask i usiadłam za chłopakiem. Oplotłam ręce wokół jego pasa i ruszyliśmy.
Pewnie wydaje wam się to dziwne, że tak bardzo się martwię, że się na lekcję spóźnię, ale pierwszą lekcją jest matma. Już kilka razy nie przyszłam na lekcję lub przyszłam w połowie i babka mi zagroziła, że jeszcze jeden taki wybryk i wezwie mojego brata do szkoły. A wiem, że jak go wezwie, to dostanę szlaban i nie pójdę do Rozalii.
Do szkoły dojechaliśmy równo z dzwonkiem. Szybko zdjęłam kask i podziękowałam Justinowi. Później wbiegłam do szkoły, w szafce zostawiłam niepotrzebne rzeczy i weszłam do klasy. Nauczycielki jeszcze nie było. Jest! Udało się! Już miałam tańczyć taniec zwycięstwa, ale nie miałam ochoty się ośmieszyć przed całą klasą, więc podeszłam do ostatniej ławki i usiadłam w niej. Chwilkę później do klasy wbiegł Justin i usiadł obok mnie. Ponieważ nie było nauczycielki, postanowiłam poruszyć temat szkoły muzycznej.
- Justin, słyszałam, że chodziłeś do szkoły muzycznej - powiedziałam z szyderczym uśmiechem. Chłopak popatrzył na mnie wielkimi oczami.
- Kto ci powiedział? - zapytał i zmarszczył czoło.
- Mam swoje źródła...
- Kto?
- Kenneth. Kojarzysz?
- Skąd ty go znasz? - zapytał trochę zaskoczony.
- Jest to brat byłego przyjaciela mojego brata. No ale nie o to chodzi. Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- A musiałem? Po za tym co to miało do rzeczy?
- To, że masz mi kiedyś coś zaśpiewać - zagroziłam palcem.
- Mogę ci teraz nawet zaśpiewać - oznajmił.
- Serio? To dajesz!
- Do Re Mi Fasola Si Do - wymruczał.
- Yh, z tobą się nie dogada... - burknęłam i oparłam brodę o dłoń. Wtedy do klasy weszła baba od matmy. Stara jędza...
- Sprawdzam obecność - odrzekła. Naprawdę? Gdyby nie ty, nigdy bym się nie domyśliła Sherloku! - Ryen.
- Żyje! - krzyknęłam i wtedy poczułam wibrację w kieszeni spodni. Wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.
Od : Kenneth
Dzisiaj też dasz się gdzieś zaprosić? :)
Sorki, ale nie mogę. Idę do koleżanki na wieczór pożegnalny.
Jutro wyjeżdża :c
Szkoda :( A kiedy indziej?
Zobaczy się :p
Sorki, muszę kończyć. Mam lekcję ;[
Spk :*
- Uuuuu...widzę, że nasza śliczna Loree ma chłopaka - powiedział Just z szatańskim uśmiechem i mnie szturchnął.
- A ty przystojniaku dalej nie masz dziewczyny - oznajmiłam.
- A skąd wiesz, że nie mam?
- Bo wątpię, czy jakaś by cię w ogóle chciała - odrzekłam i zaśmiałam się.
- To byś się zdziwiła - powiedział i przybliżył twarz do mojej.
- Panie Melgen. Proszę się odsunąć od koleżanki. Rozumiem, że podoba się panu panna Ryen, ale to jest matematyka, a nie przerwa - powiedziała stanowczo nauczycielka. Just prawie wybuchnął śmiechem, ale się powstrzymał, chociaż nie byłam lepsza. Szatyn odsunął się ode mnie, schował twarz w dłonie i zaczął się cicho śmiać. Dlaczego się tak chichotaliśmy? Bo cała klasa się na nas patrzyła, nie mówiąc już o piorunującym wzroku babki od matmy. Popatrzyła na nas jeszcze chwilę, dopóki nie wróciła do prowadzenia lekcji. Przez resztę matematyki siedziałam spokojnie i "słuchałam" nauczycielki. Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy szybko wybiegli z klasy, oprócz mnie. Gdy miałam już wychodzić z klasy, zatrzymała mnie Rozalia.
- Chodź do sali E i mi wszystko opowiedz - zarządziła białowłosa i pociągnęła mnie i Iris na pierwsze piętro. Później weszłyśmy do sali E. Ja usiadłam na ławce a dziewczyny obok mnie.
- No więc? - zapytała rudowłosa.
- Eh...tym chłopakiem jest Kenneth. Pamiętacie go?
- Co? Znasz chłopaka jeden dzień i już z nim chodzisz? No brawo! - krzyknęła rozradowana Rozalia i mnie przytuliła.
- Miałam opowiadać...
- No tak. Kontunuuj.
- No więc on zaprosił mnie do kina. No w kinie nic się działo, ale jak wracaliśmy z niego, to zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. No i widziałam, jak on flirtuje z ekspedientką. Jak wracaliśmy, to cały czas mu suszyłam głowę tym no i powiedziałam, żeby udowodnił, że nie kręcą go starsze. No i zatrzymał się na poboczu i mnie pocałował. Potem ble ble ble, zostaniesz moją dziewczyną ble ble ble dzięki za kino, ble ble ble cmok cmok cmok - mówiłam.
- Tego ostatniego zdania za bardzo nie zrozumiałam... - powiedziała Iris.
- Eh...Zapytał się mnie czy zostanę jego dziewczyną. Zgodziłam się i wróciliśmy do domu. Podziękowałam mu za kino, całus na pożegnanie i happy end. - ostatnie dwa wyrazy powiedziałam trochę głośniej.
- Chodź do sali E i mi wszystko opowiedz - zarządziła białowłosa i pociągnęła mnie i Iris na pierwsze piętro. Później weszłyśmy do sali E. Ja usiadłam na ławce a dziewczyny obok mnie.
- No więc? - zapytała rudowłosa.
- Eh...tym chłopakiem jest Kenneth. Pamiętacie go?
- Co? Znasz chłopaka jeden dzień i już z nim chodzisz? No brawo! - krzyknęła rozradowana Rozalia i mnie przytuliła.
- Miałam opowiadać...
- No tak. Kontunuuj.
- No więc on zaprosił mnie do kina. No w kinie nic się działo, ale jak wracaliśmy z niego, to zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. No i widziałam, jak on flirtuje z ekspedientką. Jak wracaliśmy, to cały czas mu suszyłam głowę tym no i powiedziałam, żeby udowodnił, że nie kręcą go starsze. No i zatrzymał się na poboczu i mnie pocałował. Potem ble ble ble, zostaniesz moją dziewczyną ble ble ble dzięki za kino, ble ble ble cmok cmok cmok - mówiłam.
- Tego ostatniego zdania za bardzo nie zrozumiałam... - powiedziała Iris.
- Eh...Zapytał się mnie czy zostanę jego dziewczyną. Zgodziłam się i wróciliśmy do domu. Podziękowałam mu za kino, całus na pożegnanie i happy end. - ostatnie dwa wyrazy powiedziałam trochę głośniej.
- Oh, wzruszyłam się. Nasza Loree ma chłopaka - powiedziała białowłosa i mnie przytuliła.
- Następna... - burknęłam. Czy to takie dziwne, że mam chłopaka? Najpierw Justin i teraz ona. No kurwa! Oszaleć można!
- Roza, puść ją. Dlaczego jak ja miałam chłopaka, to mnie tak nie tuliłaś? - zapytała ruda.
- Bo nie lubiłam tego twojego chłopaka. I miałam rację! Był zwykłą świnią!
- No wiem...Miałaś rację, ale teraz mam nowego chłopaka. Jest taki śliczny i miły i kochany i romantyczny i słodki - powiedziała rozpromieniona na jednym wydechu.
- A masz jego zdjęcie? - zapytałam znudzona.
- Jasne - powiedziała i zaczęła szukać czegoś w telefonie. - Masz. - podała mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. O boże! Przecież to on...
----------------------------------------------
Pewnie już wiecie o kogo chodzi xD
A teraz stylówka :
Szczerze, to nie za bardzo mi przypadł do gurtu ten rozdział. Taki nijaki :\
I dzięki za komentarze na nowym blogu. Myślałam nawet przez chwilę, aby go usunąć, ale dzięki waszym komentarzom zostawiam bloga. Dziękuję wam kochane :D
- Następna... - burknęłam. Czy to takie dziwne, że mam chłopaka? Najpierw Justin i teraz ona. No kurwa! Oszaleć można!
- Roza, puść ją. Dlaczego jak ja miałam chłopaka, to mnie tak nie tuliłaś? - zapytała ruda.
- Bo nie lubiłam tego twojego chłopaka. I miałam rację! Był zwykłą świnią!
- No wiem...Miałaś rację, ale teraz mam nowego chłopaka. Jest taki śliczny i miły i kochany i romantyczny i słodki - powiedziała rozpromieniona na jednym wydechu.
- A masz jego zdjęcie? - zapytałam znudzona.
- Jasne - powiedziała i zaczęła szukać czegoś w telefonie. - Masz. - podała mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. O boże! Przecież to on...
----------------------------------------------
Pewnie już wiecie o kogo chodzi xD
A teraz stylówka :
Szczerze, to nie za bardzo mi przypadł do gurtu ten rozdział. Taki nijaki :\
I dzięki za komentarze na nowym blogu. Myślałam nawet przez chwilę, aby go usunąć, ale dzięki waszym komentarzom zostawiam bloga. Dziękuję wam kochane :D