sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział V Do not dwell in the past, do not dream of the future, concentrate the mind on the present moment.

          Stałam kilka sekund i wpatrywałam się w ciało. Kiedy zrozumiałam, co się stało, zaczęłam piszczeć. Podeszłam tyłem do ściany, oparłam się o nią i zsunęłam na ziemię. Podciągnęłam kolana pod brodę i czekałam.
          Wtem do pokoju wbiegli chłopcy. Dylan podbiegł do ciotki i sprawdził jej puls, a Justin podszedł do mnie i uklęknął naprzeciwko mnie.
    - Loree, spójrz na mnie - powiedział zatroskany i ujął moją twarz w dłonie. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka i wtedy poczułam, że do moich oczy napływają łzy. Szatyn przytulił mnie do siebie.
          Dużo osób po prostu zadzwoniłoby na pogotowie czy coś, ale ja nie. Pamiętam, jak miałam czternaście lat i zmarła moja babcia. Gdy zobaczyłam ją leżącą w trumnie, popłakałam się na dobre i to nie z tęsknoty, tylko ze strachu. Można powiedzieć, że "bałam się śmierci". To jak ja miałam się teraz nie bać, jak zobaczyłam całe zakrwawione ciało kobiety, która trzy godziny temu prosiła mnie, abym do niej przyszła?
          W tym czasie, kiedy ja płakałam Justinowi w ramię, Dylan zadzwonił po policję i pogotowie.
    - Chodź na dół. Lepiej, żebyś już więcej na to nie patrzyła - odrzekł szatyn i popatrzył na mnie tymi swoimi morskimi oczami. Boże, jakie one piękne...
    - Ok - szepnęłam i wstałam cały czas patrząc się w podłogę.
          Wyszliśmy na dwór. Ja usiadłam na ławce, a chłopak kucnął na wprost mnie. Patrzył się chwilę na mnie smutnym spojrzeniem.
    - Wiesz, co się tam stało? - zapytał w końcu.
    - Nie mam pojęcia - orzekłam cicho. Chwilę później przyjechała policja i pogotowie. Weszli do budynku i chwilę później wyszli z niego niosąc zwłoki cioci w jakiejś folii. Nagle jeden z policjantów podszedł do nas.
    - Wiecie co się tam stało? - zapytał.
    - Nie. Gdy przyszłam, ciotka leżała już cała zakrwawiona.
    - Po przychodziliście do niej o dwudziestej drugiej?
    - Wcześniej pisała mi SMS, żebym do niej przyszła. Nie wiem po co... - poczułam, jak po policzku spłynęła mi łza.
    - Niech pan da jej już spokój - warknął Justin. Od kiedy to mnie bronisz, a nie przezywasz?
    - Dobrze. Will, spisz państwa dane.
          Facet wypytał się nas o imiona, nazwiska i inne gówna. Kiedy skończył, mogliśmy iść do domów. Poszliśmy więc. Całą drogę się nie odzywaliśmy.
         Wtem doszliśmy pod mój dom. Pożegnałam się z chłopakami i weszłam do domu. Tata siedział na kanapie i oglądał telewizję. Kiedy zobaczył mnie całą zapłakaną, podbiegł do mnie.
    - Co się stało? - zapytał przestraszony.
    - Cio-ciocia Emily nie ży-żyje -wydukałam.
    - Jak to nie żyje? - zapytał i popatrzył na mnie jak na kosmitkę.
    - Gdy poszłam d-o niej, le-żała ca-ła zakrwawiona na po-dłodze - wyjąkałam. Ten popatrzył na mnie smutno i mnie przytulił. W końcu to była przyjaciółka mojego ojca. Dlatego też mówiłam do niej ciocia.
    - Co policja na to?
    - Nic. Wypytywali mnie i moich przyjaciół. Pewnie jeszcze nas odwiedzą - odrzekłam.
    - Dobrze, idź już spać. I nie myśl o tym. Dobranoc.
    - Dobranoc - odpowiedziałam i weszłam do pokoju. Nie myśl o tym. Łatwo ci mówić. Nie ty widziałeś jej krwawiące zwłoki, tylko ja. Nigdy nie zapomnę tego widoku.
           Otworzyłam szafę i zaczęłam szukać mojej piżamy. Nagle usłyszałam jak coś przebiegło obok mnie. Szybko się odwróciłam. Zobaczyłam, jak za mną siedział Mo. Odetchnęłam z ulgą, kucnęłam przy psie i go przytuliłam. Wtedy pies polizał mnie po uchu. Wiedział, że coś mnie dręczy. Uśmiechnęłam się do psa i wróciłam do grzebania w szafie. Tak, na pewno coś znajdę, skoro światło w pokoju jest wyłączone. Podeszłam więc do wyłącznika i chwilkę później w całym pokoju zrobiło się jasno.
    - Od razu lepiej - powiedziałam do siebie i wyjęłam piżamę z szafy. Była to biała koszula z krótkim rękawem i różowe krótkie spodenki. Wszystko wzięłam do ręki i poszłam do łazienki. W niej wzięłam długą kąpiel i ubrałam się w moją piżamkę. Włosy owinęłam w ręcznik i zrobiłam turban na głowie. Tak ubrana wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. I nagle coś mnie tknęło. Wzięłam telefon i zaczęłam pisać SMS.

Dominic, proszę, podaj mi numer do Dylana i Justina.
Mogę wiedzieć po co?
Niestety nie mogę ci powiedzieć. To podasz?
Dobra, dobra.

          Chłopak wysłał mi ich numery SMS'em. Po co mi były ich numery? Żeby poprosić, aby nic nikomu nie mówili o śmierci mojej ciotki. Napisałam więc do nich z prośbą o to aby nic nie mówili. Zgodzili się. Całe szczęście...Położyłam się więc do łóżka i zasnęłam kilka minut później.
          
                                                              ***
  
         Obudziłam się cała roztrzęsiona w środku nocy. Gdy się podniosłam, Mo leżący na moim łóżku od razu do mnie podszedł i przytulił się do mnie. Pogłaskałam psa i myślałam, dlaczego jestem cała roztrzęsiona. No tak. Śniła mi się moja ciotka, która mnie goni. To wszystko wyjaśnia. Położyłam się więc z powrotem, ale wtedy "dostałam ataku kaca". Zachciało mi się pić, jak nigdy w życiu. Ale jest jeden problem : boję się ciemności, a o tej porze jest ciemno jak, za przeproszeniem, w dupie u murzyna. 
    - Mozart, idziesz ze mną do kuchni? - zapytałam, a pies pomachał ogonkiem. - Uznam to za tak.
           Zdjęłam z siebie kołdrę i wstałam. Zeszłam po woli na dół, po drodze świecąc wszystkie światła, do których wymacałam ( bez skojarzeń) wyłączniki. Podsumówując było zaświecone w moim pokoju, korytarzu i kuchni. Podeszłam do lodówki i zaczęłam szukać jakiegoś soku. Po kilku sekundach znalazłam sok jarzębinowy. Blee...niecierpie go, ale czego się nie robi na kaca.
          Wypiłam jakieś pół litra, cały czas robiąc skwaszoną minę. Odłożyłam sok do lodówki i poszłam na górę. Tym razem gasiłam wszystkie światła. Kiedy położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć, zachciało mi się sikać. No kurwa mać! Po co tyle piłam? Teraz znowu muszę wstawać...A pierdolić to! Najwyżej następnym razem pieluchę założę!

                                                          ***

    - Czas wstawać! - krzyknął ktoś nade mną. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam Julie. Była cała rozpromieniona. Nigdy w życiu jej takiej nie wiedziałam, co może znaczyć, że...szczerze, to nie wiem co może znaczyć. 
    - Wypierdalaj z mojego pokoju! Chcę spać! - krzyknęłam i przykryłam głowę poduszką.
    - Bez przekleństw w moim domu proszę! - zawołał tata.
    - Sorry! - odpowiedziałam.
    - Dobra, dobra, ale masz mi powiedzieć, co się wczoraj stało. Słyszałam jak rozmawiałaś o czymś z ojcem - powiedziała i usiadła na rogu mojego łóżka.
    - Niech stracę - odrzekłam. Opowiedziałam dziewczynie całą historię, a na samym końcu obie się popłakałyśmy. Tym razem nie ze strachu, ale z żalu. Bardzo kochałyśmy ciotkę. Gdy rodzice się kłócili, ona nas brała do siebie, a gdy się rozwodzili, bardzo nas wspierała. Była dla nas trochę jak druga matka. Ona sama nie miała dzieci, więc dlatego była okropnie miła.
          Kiedy się ogarnęłyśmy, Lie wyszła z mojego pokoju, a ja wstałam i zaczęłam grzebać w szafie. W końcu zdecydowałam się na koszulkę z flagą Ameryki, krwistoczerwone rurki i niebieskie trampki.


Wszystko wzięłam do ręki i poszłam do łazienki. Wykąpałam się, ubrałam i splotłam włosy w warkocz na boku. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Wróciłam do pokoju, aby spakować książki, a potem zeszłam do kuchni. Tata siedział przy stole, pił kawę i czytał gazetę, a Julie jadła kanapki. Usiadłam więc obok niej i szybko pochłonęłam tosty.
    - Dzisiaj wieczorem poznacie moją...- zaczął tata.
    - Dziewczynę? - zapytałyśmy w tym samym momencie z Julie i uśmiechnęłyśmy się szeroko.
    - Nie przeszkadza wam to? - zapytał zaskoczony.
    - Przecież masz prawo ułożyć sobie życie, prawda? - zapytała jasnowłosa.
    - No wiem, ale myślałem, że jesteście złe na mnie i na mamę. W końcu się rozwiedliśmy.
    - To lepiej nie myśl tyle. Rozwiedliście się już daaawno. Dokładniej, to sześć lat temu, więc ja nie mam nic przeciwko twoim związkom. Nie wiem, jak Julie...
    - Zgadzam się z Loree. Ludzie się schodzą, rozwodzą, potem znowu schodzą i znowu rozchodzą. Dokładnie tak, jak Loree w podstawówce i jej "ukochany" Leon.
    - Masz coś do niego? - zapytałam.
    - Nie, ani myślę. Ja tylko przedstawiam fakty.
    - A ty i twój Harry? Ja ci tego, w przeciwieństwie do ciebie, nie wypominam.
    - No właśnie mi to wypomniałaś!
    - Dziewczynki! Uspokójcie się. Chciałem was jeszcze poprosić, abyście były miłe dla Belli.
    - Przynajmniej wiemy, jak ma na imię - mruknęłam. - Ja się będę zbierać, bo się spóźnię. A ty Julie?
    - Ja mam na dziesiątą czterdzieści pięć.
    - Dobra, to papatki - oznajmiłam i wyszłam z domu. Kiedy szłam na przystanek, ktoś zasłonił mi oczy.
    - Zgadnij kto to! - zawołał.
    - Justin? - zapytałam.
    - Czy to pytanie retoryczne? - zapytał i odsłonił i oczy. Tak, to Justin. Pan wieczne PMS. No dobra, teraz to akurat jest miły, w przeciwieństwie do mnie. - Jak się czujesz po wczorajszym? - zapytał z zatroskaną miną.
    - Mogło być lepiej - mruknęłam.
    - Przykro mi... - odrzekł i przytulił mnie do siebie. Ja tylko wtuliłam twarz w ramię chłopaka, a ręce spuściłam wzdłuż ciała. Kiedy chłopak mnie puścił, uśmiechnęłam się do niego blado i ruszyliśmy w dalszą drogę.
          Coraz bardziej zaczynam się do niego przekonywać. Już nie jest takim dupkiem jak wcześniej. Można nawet powiedzieć, że jest bardzo miły. Boże, czy ja to powiedziałam? I to na dodatek o nim? A jednak! Świat oszalał...
          Na przystanek doszliśmy chwilkę później. Podeszłam do rozkładu jazdy. Autobus ma być za niecałe pięć minut. Usiadłam więc na ławce obok chłopaka i wyciągnęłam telefon z kieszeni.
    - Za ile autobus? - zapytał chłopak. No ty to zawsze umiesz zepsuć atmosferę ciszy.
    - Zaaa...O, już jedzie - powiedziałam i wskazałam na zbliżający się pojazd. Wstaliśmy i wsiedliśmy do niego. Prawie wszystkie miejsca były zajęte. Zaczęłam więc szukać jakiegoś wolnego miejsca. Namierzyłam jedno obok jakiegoś chłopaka. Ładny...Podeszłam więc do niego.
    - Wolne? - zapytałam. Chłopak uśmiechnął się i pokiwał głową. Odwzajemniłam uśmiech i zajęłam miejsce. Zauważyłam, że chłopak cały czas na mnie spoglądał. No człowieku! Wiem, że jesteś ładny, ale trochę prywatności. Gdy znowu na mnie spojrzał, ja zrobiłam to samo. Ten szybko odwrócił głowę stronę okna. I co, miło ci?
          Przez resztę drogi chłopak już na mnie nie spojrzał, bo ja robiłam to za niego. Przez pięć minut wybałuszałam na niego swoje oczy. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wstałam i wyszłam z autobusu. Gdy autobus odjechał, podszedł do mnie uśmiechnięty Justin.
    - Co to miało być? - zapytał.
    - O co ci chodzi?
    - No o to, jak patrzyłaś się na tego gościa. Myślałem, że zaraz go zabijesz na miejscu - powiedział nieco rozśmieszony tą sytuacją.
    - A jak ty byś zareagował, gdyby jakaś dziewczyna całą drogę się na ciebie gapiła? - zapytałam trochę zdenerwowana.
    - Uśmiechnął bym się do niej, poznał z nią, podał jej mój numer telefonu, a potem miałbym ją gdzieś.
    - Rozumowanie mężczyzn...

--------------------------------------------------------

Dodałam tylko dlatego, bo obiecałam Lenie Kogut, że dodam rozdział, jeśli opowie mi o tym, co stało się wczoraj po w-fie. Nie myślcie sobie tylko, że zrezygnowałam z tego, że dodam dopiero wtedy, kiedy doda Aga Pass. To było po prostu jednorazowe złamanie "zasad".

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :D
    - Uśmiechnął bym się do niej, poznał z nią, podał jej mój numer telefonu, a potem miałbym ją gdzieś.
    - Rozumowanie mężczyzn...- Mam nadzieję że nie wszyscy mężczyźni myślą jak Justin xD Ale o jejciu jaki on miły *-* Co nie zmienia faktu że na początku podpadł mi i to bardzo xd
    Boże, czy ja to powiedziałam? I to na dodatek o nim? A jednak! Świat oszalał... Świat oszalał polubiliśmy Justina ;P Jestem ciekawa dalszego rozwoju akcji. A Loree wróci do drużyny, prawda? Bo nie pamiętam czy przypadkiem już tego nie zrobiła xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy Justin ją przeprosił, powiedział, żeby ona wróciła do drużyny i się zgodziła xD

      Usuń
  2. zapraszam na mojego bloga http://wiktoria00.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam zawsze lubiłam Justina xD
    rozdział jak zawsze fajowski ;3
    jestem ciekawa dlaczego zabito jej ciotkę >3<

    OdpowiedzUsuń
  4. Superaśny! xD
    No właśnie, też jestem potwornie ciekawa, dlaczego zabito jej ciotkę i kto to zrobił. Ja to po takim widoku bym się co najmniej totalnie załamała, albo... w sumie to nie wiem co xD
    Mmm... Czyżby coś zaczynało się dziać między Justinem a Loree? Niby za nim nie przepada, a on za nią, ale przeciwieństwa się przyciągają, nie? :D
    Wiesz, tak sobie myślę, że częściej mogłabyś robić takie "złamanie zasad" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciotkę pewnie zbili mafiozi...
      Rysiek (mój znajomy mafioza i diler przeterminowanych marsjanków XD) jeżeli to ty to lepiej uważaj, bo ja cię dopadnę

      Usuń
  5. Oj to straszne co się przydarzyło cioci. Biedna Loree widać, że była bardzo związana z przyjaciółką taty... A tak w ogóle to rozdziałek superaśny:D. Bardzo ładnie Just zachował się w stosunku do głównej bohaterki jak prawdziwy przyjaciel :) no i widzę, że coraz lepiej się dogadują ;)
    - Uśmiechnął bym się do niej, poznał z nią, podał jej mój numer telefonu, a potem miałbym ją gdzieś.-ach ten Justin ciekawe jak on by się poczuł, gdyby olewała go dziewczyna, która mu się podoba, bądź na której mu zależy, ale cóż wszystko jeszcze przed nim ;) i zobaczymy co wtedy powie jak wpadnie sidła miłości, gdzie zrozumie, że jego sympatia-jedna z Panien Ryan-wiadomo o którą chodzi będzie przebywała w obecności niejakiego Pana Leona, którego nasz bohater i jego koledzy nie znają :)

    Interesujące jest to również jakie wrażenie na dziewczynach zrobi poznana przez czat sympatia ojca z którą prowadził konwersację z jednym poprzednich części, gdzie Loreena chcąc wyprowadzić swojego podopiecznego na spacer pytała go, w którym miejscu znajduje się smycz ;). Ale wracając do Belli myślę, że bohaterka będzie podejrzliwa co do nowej kobiety najważniejszego i pierwszego mężczyzny w swoim życiu chcąc przeprowadzić i sprawdzić czy jest odpowiednią kandydatką na partnerkę ewentualnie żonę np. śledząc ją podsłuchując rozmowy telefoniczne lub przeszukując jej rzeczy, dy wspomniana osoba wprowadzi się do ich domu, gdyż tato dojdzie do wniosku iż to kobieta na całe i, że skoro się kochają to nie ma powodu odwlekać tę decyzję będą głuchym na wszelkie argumenty swoich dzieci mimo , że zna tę kobietę zaledwie np. dwa miesiące ,ale uważam, że podczas swojego "indywidualnego" śledztwa z chłopcami, z siostrą lub na własną rękę odkryje coś co sprawi iż będzie przeciwko temu związkowi i oczywiście wszystkiemu będzie winna Loree dalej jej podejrzenia będą słuszne i ona będzie próbowała udowodnić, że jest zła, ale Bella będzie mocnym przeciwnikiem "kpbieta o dwóch twarzach" przebiegłą, dwulicową manipulatorką- Debra ;)
    Sitzu M.

    OdpowiedzUsuń
  6. .N.I.E.S.A.M.O.W.I.T.E.
    Bardzo mi się podobają ten rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny rozdział, ja od początku lubiłam Justina, a teraz go po prostu uwielbiam. :D
    Czyżbym miała kolejny motyw śmierci do wyjaśnienia w opowiadaniu? xD
    Jeszcze raz, cudny rozdział! ♥

    OdpowiedzUsuń